Czy wynik konkretnej partii może wzrosnąć o kilkanaście procent, jeśli wskaże ją jedna osoba więcej niż w poprzednim miesiącu? Takie sytuacje się zdarzają i wywołują burzę medialną.
Pojawiają się oskarżenia o złą wolę i manipulację. Ale problem leży często gdzie indziej. Wyniki sondaży mogą się różnić w zależności od dnia tygodnia, w którym są robione. Wiele zależy też od metodologii. Gdy pracownie odrzucają odpowiedzi osób, które nie idą na wybory lub nie mają swojego faworyta, próba badania się zmniejsza, łatwiej więc o wahnięcia w wynikach. A liczba zniechęconych do polityki wciąż rośnie, co wykazują kolejne sondaże.
Zmiana faworyta?
W ostatnim czasie sensację wywołał sondaż TNS Polska przeprowadzony pod koniec października dla „Wiadomości" TVP. Od wielu miesięcy w większości sondaży liderem jest Prawo i Sprawiedliwość. Wspomniane badanie dla TVP zapowiadało rewolucję: poparcie dla PO poszybowało o 11 pkt proc. w górę, do poziomu 41 proc., dzięki czemu partia Donalda Tuska objęła prowadzenie. PiS spadł na drugie miejsce z wynikiem 32 proc. poparcia (spadek o 7 punktów proc.).
Jednak kolejnego dnia badanie Millward Brown dla „Faktów" TVN pokazało odwrotną tendencję. To PiS zyskał 5 punktów proc., umacniając się na prowadzeniu, a PO mimo wzrostu poparcia o 2 punkty proc. wciąż jest za partią Jarosława Kaczyńskiego.
– Rzeczywistość nauk społecznych jest podatna na szereg czynników. Na znaczną różnicę wyników wpływa metodologia, czyli np. sposób zadania pytania – tłumaczy dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.