Zataczająca coraz szersze kręgi infoafera, czyli gigantyczna korupcja przy przetargach komputerowych, stała się punktem wyjścia do wystąpienia Donalda Tuska podczas sobotniej konwencji PO.
Formalnie konwencja była tylko zwieńczeniem trwających od niemal pół roku wyborów wewnętrznych w Platformie. W rzeczywistości stała się dla premiera okazją do zaprezentowania rządu w nowym składzie, odmienionego rekonstrukcją. I do publicznego odcięcia się od afer, które w ostatnim czasie uderzyły w partię.
CBA hurtowo zatrzymuje polityków i urzędników za ustawianie przetargów informatycznych, a prokuratura bada doniesienia o kupowaniu głosów w zamian za lukratywne stanowiska podczas wyborów regionalnych w Platformie.
– Po sześciu latach władzy ktoś musi ludziom PO powiedzieć prosto w oczy, że dalsze sprawowanie władzy wymaga absolutnie czystości intencji. Jeśli ktoś uważa, że może być nieuczciwy i nie spotka go za to kara, jest w błędzie – oświadczył premier. – Każdy, kto złamał lub złamie prawo, a sprawuje władzę, niech się szykuje na spotkanie ze służbami, które przebudowaliśmy po to, by jeszcze mocniej, bardziej precyzyjnie kontrolowały władzę i wydawanie środków publicznych.
Tusk zapowiedział, że wyrzuci z list przed kolejnymi wyborami skompromitowanych działaczy. To był wyraźny sygnał dla członków PO z Dolnego Śląska, którzy kupowali i sprzedawali głosy podczas wewnętrznych wyborów. Starły się tam dwie potężne frakcje: wieloletniego szefa regionu Grzegorza Schetyny oraz wspieranego przez premiera europosła Jacka Protasiewicza. Schetyna przegrał o włos, ale wkrótce do mediów wyciekły nagrania dokonane przez jego zwolenników, pokazujące kupowanie głosów na rzecz Protasiewicza. Sprawą już zajmuje się sąd partyjny.