Sprawy kraju nas nie obchodzą

Ponad dwie trzecie społeczeństwa uważa, że w 2013 r. nie było ważnych wydarzeń.

Publikacja: 24.12.2013 12:00

Według politologów mijający rok obfitował w sporo ważkich zdarzenia. Rok 2013 rozpoczął się od potężnej awantury o fotoradary, gdy wydało się, że rząd zamierza łatać budżet wpływami z mandatów, które oszacował na 1,5 mld złotych. Polacy nie posiadali się z oburzenia. Przypomniano, jak to premier Donald Tusk, kiedy był w opozycji, krytykował PiS za stawianie fotoradarów. Ministrowie transportu Sławomir Nowak i finansów Jacek Rostowski zbierali cięgi w każdym programie publicystycznym. Tymczasem z wielkiej chmury spadł mały deszczyk. Dochody z fotoradarów okazały się znikome dla budżetu – do września wyniosły zaledwie 86 mln złotych.

Kryzys demokracji?

Przez cały rok ciągnęły się wewnętrzne wojny w PO, które zakończyły się wypchnięciem z rządu i partii Jarosława Gowina oraz marginalizacją niegdyś potężnego Grzegorza Schetyny. Przy okazji wyszło na jaw, że podczas wyborów regionalnych działacze PO posuwali się do tzw. pompowania kół albo przekupywania delegatów np. obietnicami posad. Wszystko to razem odbiło się negatywnie na popularności partii rządzącej.

Rosnąca dziura budżetowa zmusiła latem rząd do nowelizacji budżetu i zniesienia pierwszego progu ostrożnościowego w finansach publicznych, zapobiegającego nadmiernemu zadłużaniu się państwa.

W połowie roku wybuchła afera z zegarkami ministra transportu Sławomira Nowaka, która kilka miesięcy później skończyła się jego dymisją.

Jesienią koalicja rządząca odrzuciła poparty przez milion Polaków wniosek o referendum edukacyjne. A krótko potem CBA doprowadziło do aresztowania kilkunastu osób zamieszanych w potężną aferę korupcyjną związaną z informatyzacją urzędów centralnych.

Szef CBA Paweł Wojtunik określił ją mianem największej afery korupcyjnej w historii Polski. A późną jesienią premier przeprowadził od dawna zapowiadaną rekonstrukcję rządu – odwołał m.in. ministra finansów Jacka Rostowskiego, o którym przez sześć lat mówił, że jest jednym z najlepszych ministrów finansów w Europie.

Natomiast pod koniec roku w błyskawicznym tempie doprowadzono do zmiany ustawy o OFE, co wielu komentatorów uznało za rządowy „skok na kasę" przyszłych emerytów.

Wszystkie te wydarzenia ekscytujące dla mediów i obserwatorów sceny politycznej dla 69 proc. Polaków ankietowanych 18 grudnia na zlecenie „Rzeczpospolitej" przez IBRIS Homo Homini okazały się nic nieznaczące.

Bartłomiej Biskup, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego, uważa wynik naszego sondażu za alarmujący. – Oznacza odwracanie się społeczeństwa od polityki i pogłębiający się brak zainteresowania sprawami kraju – mówi Biskup.

Polacy stają się narodem biernym, który trudno będzie zmobilizować do aktywności.

Jego zdaniem jest to zjawisko bardzo niebezpieczne dla demokracji. – Jeżeli jakiś polityk chce być mężem stanu i myśleć bardziej długofalowo niż tylko o najbliższych wyborach, to powinien postrzegać to jako tendencję dramatyczną – mówi politolog. – Polacy stają się narodem biernym, który trudno będzie zmobilizować do aktywności, a poza tym, nie dostrzegając swojego wpływu na demokrację, w jakimś sensie tej demokracji zaprzeczają. To może prowadzić do pomysłów zmiany ustroju.

Również Kazimierz Kik, politolog z Uniwersytetu w Kielcach, uważa, że demokracja zaczyna Polakom obojętnieć, na co wskazuje sondaż. – Mamy ją 24 lata, a na co dzień odczuwamy, że dzieje się coraz gorzej, bo mamy więcej problemów, niż mieliśmy kiedyś – mówi Kik. – Jeżeli będziemy brnęli w demokrację bezradną wobec problemów ekonomicznych obywateli, przestanie ona być postrzegana przez ludzi jako dobro.

Co było ważne

Wśród pozostałych 31 proc., które uznały, że w minionym roku wydarzyły się ważne rzeczy, jedna czwarta wskazała na zmiany w OFE. Kazimierza Kika to nie dziwi. – Ta sprawa najbardziej dotyka ludzi, choć oczywiście tylko tych, którzy są w otwartych funduszach emerytalnych – mówi.

Na drugim miejscu uplasowały się tegoroczne awantury na Marszu Niepodległości 11 listopada (18 proc. wskazań) – spalenie budki strażniczej przed ambasadą Rosji i tęczy na pl. Zbawiciela, szturm na skłot zamieszkały przez anarchistów, starcia z policją. Według Biskupa ludziom te wydarzenia zapadły w pamięć, bo są przejawem wojny polsko-polskiej. – Były burdy, szukanie winnych, okopywanie się na wrogich pozycjach – wylicza politolog.

A prof. Kik dodaje, że ważna jest powtarzalność tych awantur. – Ludzie na to wskazali jako najważniejsze wydarzenie mijającego roku, bo są zaniepokojeni charakterem tych marszów i oddźwiękiem za granicą – dowodzi politolog. – One odbijają się szerokim echem na świecie i powodują komplikacje międzynarodowe, a Polacy tego nie lubią

Na trzecim miejscu w rankingu (15 proc. wskazań) znalazły się wielomiesięczne wybory w PO i rywalizacja między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Gowinem i Grzegorzem Schetyną, która zakończyła się na dobre dopiero w połowie grudnia. Według politologów, choć była to sprawa wewnątrzpartyjna, to jednak dotyczyła ugrupowania premiera i ciągnęła się wyjątkowo długo, a media nadały jej dużą rangę.

– Poza tym w przebiegu tej sprawy był swoisty dramatyzm umiejętnie podsycany przez dziennikarzy – mówi Kik. – Dziennikarze zrobili z tych wyborów thriller polityczny, a sensacja przyciąga. Nic dziwnego, że część obywateli uznała, iż było to najważniejsze wydarzenie minionego roku.

Na czwartym miejscu Polacy umieścili rekonstrukcję rządu (12 proc. wskazań), w tym odejście ministra finansów Jacka Rostowskiego. Działacze PO mieli nadzieję, że ta rekonstrukcja da rządowi nowy impuls, który pozwoli przełamać tendencje spadkowe w notowaniach obozu rządzącego. Według Kika ten wynik to istny nokaut. – Rekonstrukcja rządu i dymisja Rostowskiego stawiają pod znakiem zapytania politykę finansową Donalda Tuska i jego wybory sprzed sześciu lat, tymczasem tylko wtajemniczeni uznali to za istotne wydarzenie – mówi kielecki politolog.

Wyjście z Platformy grupy Jarosława Gowina i powstanie nowej partii Polska Razem zamyka pierwszą piątkę najważniejszych wydarzeń mijającego roku.

Na kolejnych miejscach znalazły się: afera korupcyjna związana z informatyzacją urzędów centralnych (9 proc. wskazań), zablokowanie przez partie rządzące referendum edukacyjnego (5 proc.), referenda w sprawie odwołania władz samorządowych m.in. w Elblągu i Warszawie (2 proc.), porozumienie Europa Plus pod patronatem Aleksandra Kwaśniewskiego i afera zegarkowa Sławomira Nowaka (po 1 proc.).

– Trochę to dziwne, bo jednak z zegarkami Nowaka była spora afera. Widać, że ludzi to wszystko mało obchodzi – komentuje Biskup. – A Europy Plus po prostu nie widać, więc nic dziwnego, że wyborcy o niej zapomnieli.

Z kolei Kik uważa, że Nowak z chwilą odejścia z rządu już nie istnieje dla Polaków, a Europa Plus to od początku była marginalna sprawa. – Aleksander Kwaśniewski wbrew pozorom nie budzi sensacji obywateli – komentuje politolog z Uniwersytetu w Kielcach. – Polacy cenili go, kiedy był prezydentem, a teraz go nie cenią, więc to urząd przydawał mu znaczenia, a nie odwrotnie.

Małe partie w grze

Politologa najbardziej zadziwiła niska pozycja utrąconego przez koalicję PO–PSL referendum edukacyjnego. – To powinno być uznane za najważniejsze wydarzenie mijającego roku, bo gdyby Polacy wierzyli w skuteczność mechanizmów demokratycznych, powinni byli uznać decyzję PO i PSL za skandal – mówi.  Dla samego Kika najważniejszym wydarzeniem minionego roku było odejście ze stanowiska ministra nauki i szkolnictwa wyższego Barbary Kudryckiej. – Była bardzo złym ministrem, rozłożyła szkolnictwo wyższe, więc naprawdę ucieszyłem się z jej dymisji, ale moje szczęście jest niepełne, bo jej polityka jest kontynuowana – mówi Kik. – Dokonania pani Kudryckiej sprawiły, że przestałem popierać cały rząd Tuska, bo dostrzegłem, że jest to gabinet nieudaczników, w którym nikt nie potrafi nic porządnie zrobić.

Z kolei dla Biskupa najważniejsze było pojawienie się partii Gowina i próba przekształcenia partii Palikota w inną formację. – Te dwie partie są batem na trzy największe ugrupowania – mówi warszawski politolog. – Zmuszają je do tego, żeby bardziej się starały. Nie pozwalają, żeby Donald Tusk, Jarosław Kaczyński i Leszek Miller obrastali w tłuszczyk samozadowolenia. To dzięki nim na scenie politycznej coś się dzieje.

Według politologów mijający rok obfitował w sporo ważkich zdarzenia. Rok 2013 rozpoczął się od potężnej awantury o fotoradary, gdy wydało się, że rząd zamierza łatać budżet wpływami z mandatów, które oszacował na 1,5 mld złotych. Polacy nie posiadali się z oburzenia. Przypomniano, jak to premier Donald Tusk, kiedy był w opozycji, krytykował PiS za stawianie fotoradarów. Ministrowie transportu Sławomir Nowak i finansów Jacek Rostowski zbierali cięgi w każdym programie publicystycznym. Tymczasem z wielkiej chmury spadł mały deszczyk. Dochody z fotoradarów okazały się znikome dla budżetu – do września wyniosły zaledwie 86 mln złotych.

Pozostało 92% artykułu
Wybory prezydenckie
PSL nie wystawi własnego kandydata w wyborach prezydenckich. Ludowcy poprą Szymona Hołownię
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Polityka
Rozliczanie PiS. Adrian Zandberg: Ludzie już żyją czymś innym
Polityka
Wybory prezydenckie 2025: Pojawił się nowy kandydat. Kim jest?
Polityka
Tobiasz Bocheński odniósł się do sprawy Marcina Romanowskiego. "Nie ukrywałbym"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Polityka
Nowy sondaż partyjny: PiS zyskuje. Dystans między KO coraz mniejszy