Jak na francuskie warunki to są radykalne działania. W „drugim akcie" przebudowy państwa Emmanuel Macron chce przede wszystkim zabrać się do przebudowy systemu zabezpieczeń dla bezrobotnych. Mają mieć do nich prawo tylko ci, którzy przepracowali przynajmniej sześć miesięcy w ciągu ostatnich dwóch lat, a nie, jak do tej pory, cztery miesiące w ciągu 28 miesięcy. To oznaczałoby ograniczenie liczby uprawnionych do wsparcia o 150–200 tys. z 2,4 mln pozostających bez pracy.
Jednocześnie o jedną trzecią zostanie ograniczona wysokość uposażeń dla tych, którzy otrzymają zasiłki wyższe niż 4,5 tys. euro miesięcznie. Dziś we Francji średnie zasiłek dla bezrobotnych wynosi 1 tys. euro miesięcznie, ale wsparcie dochodzi do 6,2 tys. euro. To zniechęca do podejmowania pracy, ale także pogłębia dług systemu emerytalnego, który już wynosi 35 mld euro.
W ślady Heathrow
Jednocześnie mają zostać podniesione składki płacone przez tych pracodawców, którzy zatrudniają pracowników na krótkoterminowe kontrakty, bo to też sprzyja zwiększeniu wydatków socjalnych państwa.
Być może jeszcze bardziej kontrowersyjna jest nad Sekwaną zapowiedź Macrona prywatyzacji lotnisk paryskich: Charles de Gaulle i Orly. Państwo liczy na dochód 7 mld euro, które chce zainwestować w fundusz wsparcia dla małych firm oraz ograniczenie długu państwa.
Rzecz niezwykła, wszystkie opozycyjne ugrupowania od komunistów po gaullistów zjednoczyły się w apelu o rozpisanie referendum przeciwko sprzedaży „sreber rodowych". Do tego potrzeba jednak zebrania w ciągu dziewięciu miesięcy 4,7 mln podpisów, przynajmniej 17 tys. dziennie.