PiS chce zebrać protokoły ze wszystkich 27 tys. komisji w całej Polsce i samemu obliczyć wynik wyborów. Sprawa wywoływała już polityczne kontrowersje.
- Trzeba sprawdzać - tłumaczył prezes PiS Jarosław Kaczyński. Politycy jego ugrupowania wskazują, że podczas wyborów do sejmików w 2010 r. w wielu obwodach na północnym Mazowszu była większa, niż zwykle i w innych częściach kraju, liczba głosów nieważnych.
- Lider PiS-u to lider największej partii opozycyjnej i jego głos, czy ktoś tego chce, czy nie, jest słuchany. Jeśli ktoś podważa wiarygodność, uczciwość, rzetelność polskich wyborów w ostatnich latach, to godzi bardzo mocno w reputację państwa polskiego - odpierał premier Donald Tusk.
Podobne idea przyświecała PiS również przed wyborami parlamentarnymi w 2011 r. Wtedy jednak opozycja przyznała, że nie ma zastrzeżeń do wyniku, a nieoficjalnie politycy PiS dodawali, że nie udało się zbudować systemu, który dawałby wiarygodne wyniki ze wszystkich komisji. Szef PKW Stefan Jaworski mówił wtedy, że "rozpętano kampanię podejrzliwości" wokół wyborów i publicznie zastanawiano się, czy mogą zostać sfałszowane
Tym razem ma być inaczej. Całą akcją koordynuje była posłanka PiS Anna Sikora. Oprogramowanie stworzyła na zamówienie jedna z firm informatycznych i miało ono już swój test. Podczas wyborów uzupełniających do Senatu na Podkarpaciu PiS podał wyniki przed Państwową Komisją Wyborczą.