– Rosja jest jedynym krajem na świecie, który może obrócić USA w radioaktywny popiół – groził Amerykanom tuż po aneksji Krymu Dmitrij Kisielow, nazywany też „tubą propagandową Kremla". Ale taka retoryka jest już przeszłością.
Po zaprzysiężeniu 45. prezydenta USA rosyjskie media państwowe radykalnie zmieniły stosunek do wydarzeń za oceanem. Teraz prokremlowscy dziennikarze robią to, czego dotychczas nie robili nigdy – stają w obronie Białego Domu.
– Amerykańskie media i gwiazdy nieustannie obrzucają Trumpa kłamliwym błotem – materiał o takim tytule wyemitowała niedawno rosyjska telewizja rządowa Rossija 1. Kisielow, który w tej stacji prowadzi cotygodniowy program „Wiesti niedieli", posunął się jeszcze dalej i wyśmiał krytyków nowego prezydenta USA. – Po co Robert De Niro stawia siebie w żałosnej sytuacji, czytając z papieru frazes „jesteśmy patriotami". Robert De Niro to nie mniej niż Robert De Niro, ale i nie więcej niż Robert De Niro – mówił w niedzielę Kisielow.
W ten sposób jeden z czołowych rosyjskich propagandystów odniósł się do protestu amerykańskich gwiazd, do którego doszło w miniony weekend w Nowym Jorku. – Ani protesty, ani nagonka prasy nie odzwierciedlają prawdziwych nastrojów w Ameryce – podsumował.
Po długo oczekiwanej sobotniej rozmowie telefonicznej prezydentów Putina i Trumpa w rosyjskiej przestrzeni medialnej wybuchła prawdziwa euforia. Wszystkie programy informacyjne oraz dzienniki ogólnokrajowe jednogłośnie oświadczyły, że była to „rozmowa historyczna". Swojego zadowolenia nie krył wnuk szefa radzieckiej dyplomacji Mołotowa Wiaczesław Nikonow, który jest deputowanym Dumy z ramienia rządzącej partii Jedna Rosja. – Musimy odpukać w drzewo, by nie zapeszyć. Mamy nadzieję, że tak pójdzie dalej. Niczego lepszego nie mogliśmy nawet się spodziewać. To jest bardzo dobry początek rosyjsko-amerykańskich relacji – mówił Nikonow podczas dyskusji w Rossija 1. Jednocześnie zaznaczył, że wszelka krytyka Trumpa w USA ma „antyrosyjskie podłoże".