- Czuję się trochę jak taka osoba, której okradziono mieszkanie. (…) to jest takie poczucie braku bezpieczeństwa. Ktoś był w mieszkaniu, wszystko mógł zrobić i mam poważne obawy. I pytania, które skierowałem do pani premier: co jeszcze robią (…) Chciałbym się tego dowiedzieć, czy inni politycy również albo inne osoby w państwie są podobnie monitorowane, czy jesteśmy lokalizowani przez nadajniki GPS, czy jesteśmy podsłuchiwani, czy są przeciwko nam prowadzone działania operacyjne – mówił w programie Jacka Nizinkiewicza.
- Z tego co można wyczytać od ekspertów, nie ma możliwości takiego monitorowania posła Rzeczypospolitej, nie zakładając sprawy operacyjnej. A sprawa operacyjna oznacza, że jestem podejrzany o coś – zaznaczył.
Petru porównał ujawnienie informacji nt. obserwacji przez policję do sprawy byłego prezydenta USA Richarda Nixona. Nie chciał jednak odpowiedzieć, czy jego zdaniem jest to „polskie Watergate”. - Ja chcę tylko powiedzieć, że to jest nielegalne, bo oznacza, że jeżeli podsłuchują partię polityczną, opozycyjną, będą wiedzieć, co proponujemy, jakie mamy wystąpienia, jakie działania planujemy, to znaczy, że to nie jest demokracja. Bo oni używają siły i zachowuję się tak naprawdę jak urzędnicy PRL-owscy – mówił Petru.
Nawiązał też do ujawnienia w grudniu zeszłego roku słynnego zdjęcia z posłanką Joanną Schmidt z lotu na Maderę. Czy wtedy przypuszczał, że mogła to być inwigilacja służb? - Od razu miałem takie wrażenie. Natomiast dopóki nie ma człowiek dowodów, to nie może tego typu insynuacji kierować wobec rządzących. Szczególnie, że osoba, która wrzuciła to zdjęcie (na twittera – przyp. red.) już się plącze w zeznaniach, z tego co widziałem na internecie – stwierdził Petru.
- Wygląda to w ten sposób, że służby po prostu za mną chodzą, gdzie jestem i przekazują to innym służbom i czekają na moment, który może kogoś – nie wiem – w złym świetle ustawić – dodał. - Obawiam się, że ta inwigilacja ma znacznie szerszy krąg, tzn. że jesteśmy po prostu podsłuchiwani – zaznaczył również.