Nie, nie zamierzam jeszcze rozstrzygać, czy jest on w pełni słuszny. Sam arcybiskup przed zarzutami broni się, twierdząc, że nigdy z nikim na temat przestępstw seksualnych ks. Jamesa Fletchera nie rozmawiał. Jego ofiary mówią jednak co innego. Ich zdaniem arcybiskup, jeszcze jako ksiądz, rozmawiał z nimi, ale uznał, że dla dobra Kościoła lepiej nie upubliczniać tych informacji i nie niszczyć reputacji księdza. W efekcie mógł on działać jeszcze przez wiele lat.
I to właśnie ofiarom, a nie arcybiskupowi, dał wiarę sąd. Hierarcha zapowiada, że ewentualne odwołanie od wyroku musi skonsultować z prawnikami, a Konferencja Episkopatu przypomina, że ma on takie prawo i że nie jest jasne, czy z niego skorzysta. Nie jest także jasne, czy arcybiskup rzeczywiście trafi do więzienia, choć domagają się tego oskarżyciele. Jest on bowiem chory na Alzheimera, a to oznacza, że od wykonania wyroku można odstąpić.
Niezależnie jednak od rozstrzygnięcia tego konkretnego przypadku już teraz można powiedzieć, że nie będzie to ostatni wyrok w tej sprawie. Australia podjęła – i to nie tylko wobec Kościoła katolickiego, ale także innych wspólnot wyznaniowych, a także instytucji publicznych – bardzo zdecydowane kroki. Teraz trwają dziesiątki procesów, w których sądzeni są także biskupi i kapłani. Wielu z nich może spodziewać się równie surowych wyroków, i to nie tylko za molestowanie, ale także za chronienie molestujących. To, co teraz napiszę, dla wielu może zabrzmieć zaskakująco, ale... to dobrze.
Instytucja Kościoła i jej ludzie (tak jak inne instytucje publiczne i religijne) muszą sobie bowiem uświadomić, że istnieją rzeczy ważniejsze niż dobro struktur, chronienie przyjaciół czy lojalność korporacyjna. Wydarzenia te są także ważnym przypomnieniem, że zazwyczaj (choć i w tej sprawie trzeba zachować ostrożność) to ofiary mówią prawdę, a sprawcy ściemniają. Kościół musi się tego wciąż uczyć, czego doskonałym przykładem jest Chile, gdzie w winę sprawców nie uwierzył nawet sam papież Franciszek, a w efekcie wieloletnich zaniedbań konieczne było podanie się do dymisji całego Episkopatu.
Więzienia, odszkodowania, ale także same procesy będą także ważną lekcją dla ludzi Kościoła, dzięki której może wreszcie zerwą oni ze szkodliwym klerykalizmem, który zresztą, o czym przypomina Franciszek, jest herezją. Klerykalizmem, wedle którego dobro Kościoła mierzone jest interesem i dobrym imieniem kapłanów, a nie na przykład dzieci i ich rodziców, i gdzie łatwiej jest uwierzyć księdzu niż dziecku czy – to o wiele częstsze – młodemu człowiekowi, czasem z nie najlepszymi doświadczeniami rodzinnymi. Z tak rozumianym klerykalizmem trzeba zerwać. Doświadczenie, także polskich diecezji, jest takie, że choć zdarzają się fałszywe oskarżenia, to są one w zdecydowanej mniejszości.