Na czym polega jej wyjątkowość? Po pierwsze, jest to książka, w której obcokrajowiec relacjonuje fragment polskiej historii, o której nie mieliśmy pojęcia, a która zmieniła powojenny ład międzynarodowy. Po drugie, to opowieść na wskroś osobista, owoc sześcioletniego śledztwa rodzinnego. Na dodatek udanego, choć efekty są gorzkie i szokujące. Po trzecie, jest to również książka historyczna. Opowiada o Lwowie z okresu 1900–1945, a także o historii prawa i o tym, jak kształtowały się ponadnarodowe regulacje karne, które dziś stanowią podstawę działania Międzynarodowego Trybunału Karnego w Hadze. Po czwarte, stanowi opowieść o porządku, który na naszych oczach ulega przemianie. W co ostatecznie się zmieni? Tego nie wiadomo, ale przyszłość międzynarodowych regulacji nie wygląda zbyt optymistycznie. Bo jak mówi sam autor w rozmowie z „Plusem Minusem", żyjemy w czasach zachłanności i zapomnienia, za co możemy wkrótce zapłacić olbrzymią cenę.
Trudna prawda
Pięciuset stronicowy „Powrót do Lwowa" opatrzony podtytułem „O genezie »ludobójstwa« i »zbrodni przeciwko ludzkości«" ma kilku głównych bohaterów. Przede wszystkim jest nim dziadek autora Leon Maurycy Bucholz, którego tajemnicze losy stanowią ważną część książki Sandsa. Nie należy zdradzać, do jakiej prawdy na temat swojej rodziny dotrze autor. Na pewno nie będzie ona łatwa do zaakceptowania.
Wszystko zaczęło się w 2010 r., kiedy Philippe Sands odebrał maila z zaproszeniem na Uniwersytet Lwowski, by poprowadzić wykład na temat zbrodni przeciwko ludzkości i zbrodni ludobójstwa – kwestii, którymi zajmuje się w teorii i praktyce. 57-letni Philippe Sands ma bowiem tytuł profesora prawa. Wykłada na uniwersytecie w Londynie i jednocześnie jest ekspertem międzynarodowego prawa. Wielokrotnie reprezentował ofiary zbrodni wojennych i zbrodni przeciwko ludzkości, a także doradzał państwom szukającym sprawiedliwości przed Międzynarodowym Trybunałem Sprawiedliwości ONZ, choćby Gruzji w konflikcie z Rosją. Jest także wziętym publicystą i pisarzem. Ma na swoim koncie szesnaście książek oraz dziesiątki artykułów, z których niejeden wywołał burzę w brytyjskiej debacie publicznej. Jakby tego było mało, od 2018 r. jest przewodniczącym angielskiego PEN Clubu. Mieszka w Londynie z żoną i trójką dzieci.
– Dostałem to zaproszenie, a nie kojarzyłem nawet, gdzie jest ten Lviv – opowiadał Sands w maju podczas wykładu na Uniwersytecie Warszawskim. – Dopiero jak zobaczyłem, że Lviv jest tym samym miastem co Lwów i Lemberg, w którym wiedziałem, że urodził się mój dziadek w 1904 r., to od razu przyjąłem zaproszenie. Pomyślałem, że dowiem się czegoś więcej o dziadku, ale też o sobie samym. Kim jestem i skąd się wziąłem.
Obok dziadka autora książka ma jeszcze innych bohaterów. To trzej prawnicy: Hersch Lauterpacht, Rafał Lemkin i owiany złą sławą generalny gubernator Hans Frank. Co miało ze sobą wspólnego tych trzech mężczyzn poza wykształceniem prawniczym? Miejscem, które ich połączyło, była Norymberga. W 1945 r. Hans Frank zasiadł na ławie oskarżonych pośród prominentnych nazistowskich zbrodniarzy. Z kolei Lemkin i Lauterpacht znaleźli się po drugiej stronie barykady, wśród prawników dążących do skazania Niemców za ich zbrodnie popełnione w czasie wojny. Co ciekawe, Philippe Sands spotkał się z synem Hansa Franka. Zapamiętał, jak podczas ich pierwszego spotkania Niklas Frank wyciągnął zdjęcie, na którym widać było zwłoki jego ojca po egzekucji i powiedział: „Jestem przeciwny karze śmierci co do zasady, ale w jednym przypadku była konieczna. W przypadku mojego ojca". W taki oto wstrząsający sposób zostali przyjaciółmi.