Plus Minus: Był pan jednym z najbardziej znanych i zarazem najgorzej traktowanych więźniów politycznych osadzonych przez sanację w 1930 r. w twierdzy w Brześciu. Na pewno bardzo źle pan wspomina zarówno samo więzienie, jak i traktowanie przez strażników. Ale czy zdarzały się tam jakieś lepsze chwile?
Potajemnie (z Wincentym Witosem) otwieraliśmy (w celi) okno ponad naszymi głowami się wznoszące. Całą okolicę widzieć można było. W tymże czasie Witos stał pod drzwiami na czatach, pilnie nasłuchując, czy ktoś się nie zbliża ze straży więziennej, bo bylibyśmy podpadli karze za niedozwolone otwieranie okna. Każda nowa postać ludzka wywoływała we mnie okrzyk radości: „Ludzie tam idą, panie Prezesie! Gdybyś to pan widział! Uśmiechają się do siebie, nic sobie złego nie robią, a wszystko w powietrzu dzwoni wolną, promienną przyrodą". Wtedy Witos potrząsając głową powtarzał: „Poeta z pana. Panu krowa śpiewa i łąka dzwoni".