Michał Szułdrzyński: Czas zmienić reguły gry politycznej w Polsce

Podział Polski, który zarysowuje się w oficjalnych wynikach wyborów samorządowych, ma podwójny charakter.

Aktualizacja: 26.10.2018 22:53 Publikacja: 26.10.2018 00:01

Michał Szułdrzyński: Czas zmienić reguły gry politycznej w Polsce

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek

Przede wszystkim to podział geograficzny, do którego już się przyzwyczailiśmy. I właśnie tu widać najlepiej, gdzie PiS zyskał nowych wyborców – to już nie tylko województwa południowo-wschodnie, ale większa część naszego kraju przecięta prostą, którą można by przeprowadzić na ukos Polski z Jeleniej Góry do Suwałk. Ale drugi podział biegnie niezależnie od regionów – to podział na duże miasta i prowincję. W prawicowym Podkarpaciu w Rzeszowie większość w radzie miasta ma klub związany z lewicowym prezydentem. Trudno nazwać sukcesem wyniki do rad miasta Tarnowa czy Nowego Sącza w ultrakonserwatywnej Małopolsce. O wynikach kandydatów Koalicji Obywatelskiej w takich miastach jak Warszawa, Poznań, Łódź czy Wrocław nie trzeba przypominać.

Na mapie widać najlepiej, gdzie PiS zyskał nowych wyborców – to już nie tylko województwa południowo

Na mapie widać najlepiej, gdzie PiS zyskał nowych wyborców – to już nie tylko województwa południowo-wschodnie, ale większa część naszego kraju przecięta prostą, którą można by przeprowadzić na ukos Polski z Jeleniej Góry do Suwałk

Rzeczpospolita

To, czy mieszkasz na południowym wschodzie czy północnym zachodzie, w dużym mieście czy w mniejszej miejscowości, jakie masz wykształcenie i ile miesięcznie zarabiasz, jest de facto podziałem klasowym. Kilka dni temu Michał Płociński zauważył, że PiS nie udało się zbudować szerokiej partii władzy właśnie dlatego, że nie udało mu się wyjść poza podział klasowy. To prawda, ale sprawa jest znacznie poważniejsza. Przede wszystkim dlatego, że podział klasowy w Polsce nie jest wprost wyartykułowany, wręcz przeciwnie, kryje się go pod płaszczykiem rozmaitych pojęć politycznych.

W dodatku patrząc na zwiększającą się polaryzację polityczną, widać, że wbrew solidarystycznej retoryce, która pojawia się w narracji partii rządzącej, ten podział klasowy w Polsce się pogłębia. To efekt działania partii rządzącej, która co rusz podsyca niechęć do grupy, którą publicystyka prawicowa nazywa elitami III RP. Choć trzeba przyznać, że te elity robią wszystko, by stać się wdzięcznym obiektem hejtu. Pełen pogardy język takich osób jak Krystyna Janda czy prof. Wojciech Sadurski na temat polskiego motłochu to woda na młyn antyelitarnej, a więc de facto klasowej, retoryki PiS. Czym innym były kolejne teksty w liberalnych mediach o Januszach i Grażynach, którzy dostali 500+ i za te pieniądze zaczęli odbierać dotychczasowym bywalcom plaż i kurortów ich miejsca, jak nie przejawem na wskroś klasowej budowy politycznej tożsamości liberalnych elit przeciw konserwatywnym masom? Ale wiele innych działań PiS również ma klasowy podtekst, jak choćby spór o sądownictwo, ponieważ jego celem jest wymiana prawniczych elit w Polsce. Podobnie ma się sprawa z coraz częstszymi atakami PiS na media.

Ten pogłębiający się konflikt niesie ze sobą bardzo poważne ryzyka. Po pierwsze dlatego, że nie jest wyrażony wprost. Jego klasowość jest maskowana a to retoryką patriotyczną, a to religijną, a to tożsamościową, a one są raczej pochodną, a nie źródłem konfliktu. Po drugie, i chyba najważniejsze, realna solidarność społeczna jest oparta właśnie na solidarności między klasami, a nie na budzeniu resentymentów jednych klas wobec innych. Wystarczy rozejrzeć się po świecie, by zobaczyć, że zbyt duże nierówności społeczne, które przecież mają charakter klasowy, nie służą na dłuższą metę rozwojowi ani gospodarczemu, ani społecznemu. Jeśli więc PiS rzeczywiście chce być partią solidarności społecznej, a nie tylko posługiwać się hasłem solidarności dla budowania własnej tożsamości, powinien starać się ten konflikt łagodzić, a nie go podsycać. To wymagałoby jednak, żeby PiS z jednej i anty-PiS z drugiej strony przestały obsługiwać podział klasowy, ale raczej prowadziły politykę inkluzywną i przedstawiły w swoich programach ofertę nie tylko dla swojej klasy, ale również dla pozostałych. Ale to byłaby zupełna zmiana reguł gry politycznej w naszym kraju.

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Przede wszystkim to podział geograficzny, do którego już się przyzwyczailiśmy. I właśnie tu widać najlepiej, gdzie PiS zyskał nowych wyborców – to już nie tylko województwa południowo-wschodnie, ale większa część naszego kraju przecięta prostą, którą można by przeprowadzić na ukos Polski z Jeleniej Góry do Suwałk. Ale drugi podział biegnie niezależnie od regionów – to podział na duże miasta i prowincję. W prawicowym Podkarpaciu w Rzeszowie większość w radzie miasta ma klub związany z lewicowym prezydentem. Trudno nazwać sukcesem wyniki do rad miasta Tarnowa czy Nowego Sącza w ultrakonserwatywnej Małopolsce. O wynikach kandydatów Koalicji Obywatelskiej w takich miastach jak Warszawa, Poznań, Łódź czy Wrocław nie trzeba przypominać.

Pozostało 82% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO