Tyle teorii, a w praktyce od czasów „Kariery Nikodema Dyzmy", czyli od 1980 r., nie mamy naprawdę wciągającej opowieści o tamtych czasach.
„Kariera..." to było naprawdę coś. Gdy tylko wspominamy ów serial, od razu słyszymy charakterystyczną melodię i widzimy rauty, bale, wyścigi konne oraz masę świetnie zagranych bohaterów kojarzących się z historycznymi postaciami. Była jeszcze pieczołowicie zainscenizowana „Śmierć prezydenta" Jerzego Kawalerowicza (1977) i od tego czasu bieda. Owszem, podejmowano mniej lub bardziej udane próby. Przyzwoicie wyszło „Przedwiośnie" Filipa Bajona (2001). W serialu „1920. Wojna i miłość" trochę razi poczucie, że cała zobrazowana tam wojna polsko-bolszewicka toczy się w niewielkim lasku. Z kolei film Jerzego Hoffmana „1920 Bitwa Warszawska" zdominowała piosenkarka Natasza Urbańska w roli głównej, przez znaczną część fabuły śpiewająca „ram pam, pam", by nagle mężnie zacząć wybijać tabuny komunistycznych najeźdźców. Został nam jeszcze serial „Bodo" z ambicjami oddania kolorytu dawnych czasów. Ostateczny efekt nie zapadał jednak zbytnio w pamięć, a w każdym razie Nikodemowi Dyzmie dorównać się na pewno nie udało. Kto wie, może mamy w III RP jakąś klątwę dwudziestolecia?