Plus Minus: Dzieli nas jedno pokolenie. Dla pana pewnie już stan wojenny, niedobory lat 80., później Okrągły Stół i wstrząsy transformacji ustrojowej musiały być ważnymi doświadczeniami formacyjnymi, a dla mnie to wszystko jest w zasadzie odległą historią. Jak ta przepaść pokoleniowa przekłada się na sposób, w jaki patrzymy na świat polityki?
Dogadać się – dogadamy, ale nie jest też tak, że od takich doświadczeń generacyjnych można uciec. Od lat przeprowadzam wśród studentów eksperyment – na studiach dziennych i na podyplomowych. Sprawdzam, jak wielu z nich jest przekonanych, że żyje w bogatym kraju. Otóż pokoleniu, które dorastało w PRL, dużo trudniej przychodzi akceptacja tego dość oczywistego faktu. Co ciekawe, nawet jeśli sami się mocno wzbogacili po 1989 roku, to nie są skorzy przyznać, że Polska jest bogatym krajem. Zdecydowanie częściej przekonani są o tym młodzi studenci. Widocznie w głowach starszych wciąż mocno się trzyma dawne przeświadczenie, że z naszego tzw. Drugiego Świata, jak nazywano państwa komunistycznego bloku, zdecydowanie bliżej jest do krajów Trzeciego Świata niż do Zachodu.
Niemcy czy Holandia są jednak wciąż zdecydowanie bogatszymi krajami niż Polska.
Jednak młodzi nie mają już poczucia, że dzieli nas przepaść. Ale skoro pan pyta, jak te różnice w postrzeganiu świata przekładają się na nasze podejście do polityki, to poddaję studentów też innemu testowi – pytam, kto w ostatnich wyborach głosował tak samo jak rodzice. I jak pan myśli, ile osób podnosi rękę w górę?
Chyba niewiele.