Bogusław Chrabota: Władimir Putin a sprawa polska

Nigdy nie daruję Władimirowi Putinowi tego obsesyjnego grania antypolską kartą, zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej. Ani to odkrywcze, ani wirtuozerskie.

Aktualizacja: 19.01.2020 15:48 Publikacja: 17.01.2020 17:00

Bogusław Chrabota: Władimir Putin a sprawa polska

Foto: AFP

Większość dyktatorów bezradnych wobec prawdziwych problemów, przed jakimi stają ich społeczeństwa, posługuje się instrumentem sztucznego kreowania wroga. Putin robił tak zawsze. Najpierw byli terroryści z Kaukazu, jak nazywał ludzi walczących o niepodległość państw i narodów w tamtym regionie. Hejt, który uruchomił, kampanie wojenne, które przeprowadził i zbrodnie wojenne, za które jest odpowiedzialny, faktycznie doprowadziły do ich radykalizacji i część z nich wepchnęły w ramiona islamskiego terroryzmu. To najważniejszy skutek tamtej manipulacji. W żaden sposób natomiast nie pomogła ona rozwiązać problemów Rosji.




Po czeczeńskich i dagestańskich terrorystach wrogiem był legalny rząd Gruzji, potem dźwigające swój kraj z państwowego kryzysu władze Ukrainy. Dla Putina byli to zawsze godni pogardy przedstawiciele pseudopaństwa i pseudonarodu, faszyści i banderowcy. Na fali tamtego hejtu dokonano „sprawiedliwej" aneksji Krymu i beznadziejnej, nieprzynoszącej nikomu nic prócz strat wojny w Donbasie.

Widać i ten potencjał kremlowskiej propagandy się kończy, skoro na putinowskim celowniku znalazła się Polska. Zaczęło się od bezprecedensowych i wulgarnych komentarzy o przedwojennym polskim ambasadorze Józefie Lipskim, by ciężar zarzutów przenieść na odpowiedzialność Polaków za wybuch II wojny światowej i Holokaust, a ostatnio – na rzekome przygotowywanie przez Polskę i NATO ataku na Rosję. Absurd za absurdem, a miarą jego ciężaru i oportunizmu rosyjskich elit jest to, że różni kremlowscy purpuraci i paputczycy powtarzają te herezje, domagając się pociągnięcia Polski do odpowiedzialności na forach międzynarodowych.

Przy okazji kolportuje się powszechnie opinie o polskiej rusofobii, narodowych uprzedzeniach i obsesji. To równie nieprawdziwe, co dla wielu z nas bolesne. Bo o ile można o ludziach mojego pokolenia powiedzieć, że w większości jesteśmy szczerymi przeciwnikami uosabianego przez byłego pułkownika KGB moskiewskiego imperializmu, to z rusofobią nigdy nie mieliśmy i nie mamy nic wspólnego. Wręcz odwrotnie, wychowywaliśmy się na Dostojewskim, Tołstoju i Gogolu, w czasach samizdatu zaczytywaliśmy się książkami Sołżenicyna, Wojnowicza, Władimowa i Zinowiewa. Uczyliśmy wielkiej poezji od Brodskiego, a wielkiej literatury – od Nabokowa. Miałem ten honor, że dane mi było poznać wielu z tych wielkich Rosjan, zwykle na emigracji. Słuchałem na żywo w wykonaniu autorskim „Wielkiej elegii dla Johna Donne'a" Brodskiego i przegadywałem wieczory z autorem historycznego poematu o żołnierzu Czonkinie. Dane mi było od Boga poznać i podziwiać wielkich rosyjskich malarzy i muzyków, skrzypków i pianistów. I często wspólnie, przy dobrej wódce czy kaukaskim koniaku, snuliśmy marzenia o przyszłych, pokomunistycznych czasach, kiedy w świecie wolnych już narodów znikną wzajemne uprzedzenia, a Rosjanie i Polacy poczują się braćmi jak wiele razy w historii. Bo historia naszych narodów to nie tylko konflikty, a często szczera przyjaźń i braterstwo.

Niestety, stało się inaczej. Na czele wielkiego kraju na wschód od mojej Ojczyzny stanął sprawny, inteligentny, ale nieliczący się z moralnością polityk. Niczym wdzięczny dziedzic Stalina wraca do zamierzchłej przeszłości, stawiając go za wzorzec Rosjanom, bo przecież to on, nikt inny, dalej jeszcze niż Katarzyna, jej generałowie i dziedzice poszerzył granice imperium. Nie głosi tego wprost, ale Wissarionowicz to jego wzór i autor politycznego podręcznika. Co myśli na Kremlu Putin – to na papkę dla Rosjan i świata przemiela kremlowska propaganda. I znów królują wrogość i nieufność. Kłamstwa i uprzedzenia. I umacniają się jak beton wylewany pod dzielące ludzi mury. Pozostają żal i wściekłość, bo nie tak powinno być. Polacy i Rosjanie mają prawo być braćmi, przyjaciółmi, sojusznikami i partnerami. Czy kiedyś tak się stanie? Czy za mojego życia doczekam się dobrej pogody na wizytę w Moskwie, Petersburgu czy Niżnym Nowogrodzie – miastach, gdzie bywałem za młodu, pełen nadziei, że kiedyś będzie lepiej? Może, ale tylko wtedy, gdy Putin lub jego następcy przestaną dzielić narody i szerzyć wrogość. Marzę o takich czasach, ale boję się, że to tylko marzenia.

Większość dyktatorów bezradnych wobec prawdziwych problemów, przed jakimi stają ich społeczeństwa, posługuje się instrumentem sztucznego kreowania wroga. Putin robił tak zawsze. Najpierw byli terroryści z Kaukazu, jak nazywał ludzi walczących o niepodległość państw i narodów w tamtym regionie. Hejt, który uruchomił, kampanie wojenne, które przeprowadził i zbrodnie wojenne, za które jest odpowiedzialny, faktycznie doprowadziły do ich radykalizacji i część z nich wepchnęły w ramiona islamskiego terroryzmu. To najważniejszy skutek tamtej manipulacji. W żaden sposób natomiast nie pomogła ona rozwiązać problemów Rosji.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Plus Minus
Derby Mankinka - tragiczne losy piłkarza Lecha Poznań z Zambii. Zginął w katastrofie
Plus Minus
Irena Lasota: Byle tak dalej
Plus Minus
Łobuzerski feminizm
Plus Minus
Latos: Mogliśmy rządzić dłużej niż dwie kadencje? Najwyraźniej coś zepsuliśmy
Plus Minus
Jaka była Polska przed wejściem do Unii?
Materiał Promocyjny
Wsparcie dla beneficjentów dotacji unijnych, w tym środków z KPO