Justyna Orłowska: GovTech zaprasza do burzy mózgów

Z innowacjami jest tak, że niektórzy mogą się ich bać, a jeszcze inni nie do końca je rozumieją. Ale prezes nie wyrzuci za robienie govtechu, tylko jeszcze pochwali i pogłaszcze - mówi Justyna Orłowska, dyrektor rządowego programu GovTech Polska.

Publikacja: 23.08.2019 18:00

Justyna Orłowska: GovTech zaprasza do burzy mózgów

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński

Plus Minus: Gdy mówi się o govtechu, zawsze pada dużo „fajnych słów": innowacje, nowe technologie, IT, a sprowadza się to do tego, że miasto Świdnik szuka optymalnego rozwiązania dla uszczelnienia poboru opłat za śmieci.

Akurat wspomniał pan o rozwiązaniu, które jest wdrożone i to niskim kosztem. Jednocześnie przynosi 270 tys. zł do budżetu Świdnika po zaledwie kwartale działania aplikacji. Bo czym innym są innowacje?

Szukamy definicji?

Ludzie sobie myślą: wydamy miliardy złotych i będą innowacje. To jest błędne myślenie. Robienie innowacji polega na tym, że robimy coś „smartnie", błyskotliwie. Lepiej niż inni. Przez problem ze śmieciami miastu nie dopinał się budżet na milion złotych. Teraz będą pieniądze na żłobki, przedszkola...

Ale sprawdzaliście, czy burmistrz nie jest z Platformy?

Nie sprawdzaliśmy.

Trzeba uważać. Jeszcze okażecie się piątą kolumną.

Tu nie ma konkurencji. Jesteśmy tym samym krajem. Program GovTech jest długoterminowy. Jeśli ktoś go przerwie, to będzie działał na szkodę państwa. Chodzi o to, że nasze państwo musi być długoterminowo sprawne. Lepsza administracja to łatwiejsze załatwianie spraw obywateli. I pamiętajmy, że govtech operuje na rynku zamówień publicznych, który w 2018 roku wart był 200 mld zł.

Proszę jeszcze nie zaczynać przemówień propagandowych. Chciałbym się dowiedzieć, jak to wszystko się zaczęło.

Premier Morawiecki, gdy był jeszcze w Ministerstwie Finansów, miał za zadanie uszczelnić system podatkowy. Miał ogromną ilość danych, które trzeba było jakoś wykorzystać. Do tego są potrzebni analitycy big data. I wtedy zostałam poproszona...

...a skąd pani się tam wzięła? Z tragarzami obok Ministerstwa Finansów pani przechodziła?

Zrekrutowano mnie do zespołu doradców premiera, gdy premier Morawiecki przejmował tekę ministra finansów. Szukano osoby, która połączy kompetencje ministerstw Finansów i Rozwoju. Kogoś, kto będzie łącznikiem, który będzie pozyskiwał „talenciaki" z zewnątrz. Z wykształcenia jestem ekonometrykiem i wówczas pracowałam w Ernst & Young.

Czyli przeszła pani do administracji, żeby mniej zarabiać. W dodatku z korporacji, w której ludzie pewnie jakoś nie kochają obecnego rządu.

Taką propozycję dostaje się raz w życiu. Można przyjść i zrobić coś dla państwa. Zaczęłam sobie zadawać pytanie: czy będę miała jeszcze kiedyś taką szansę? A zawsze chciałam robić duże, ciekawe rzeczy i dużo pracować.

Ale przy polityce?

Bardzo mi brakuje tego rozróżnienia między policy a politics, które funkcjonuje w języku angielskim. Po polsku tego nie ma.

Może właśnie z jakiegoś powodu tego nie ma. Po prostu u nas nie da się tego oddzielić.

Z miejsca, w którym jestem, mogę powiedzieć, że jednak się da. Może jako społeczeństwo mieszamy te pojęcia.

I została pani „młodym wilkiem Morawieckiego".

Niech będzie chociaż, że orlicą, ale za tym wszystkim kryje się pewna filozofia. Chcemy pokazać, że govtech i ogólnie sektor publiczny może być konkurencyjnym miejscem pracy. Nie finansowo, bo nie o pieniądze tu chodzi. Nie mam jeszcze rodziny i mogę zainwestować sporo czasu, by zrobić coś dla kraju. Pracuje się po 12–16 godzin dziennie, ale jako młodzi ludzie mamy więcej siły i świeżości, której potrzeba w administracji.

Zwłaszcza jak się przechodzi z korporacji.

Administracja tak naprawdę niczym się nie różni od korporacji.

Skutecznością?

To zależy. Często rozmawiam ze znajomymi, którzy wprowadzają nowe technologie w korporacjach, i jak wymieniamy się doświadczeniami, to dochodzimy do tych samych wniosków. Wszędzie są zatory i departamenty często ze sobą nie rozmawiają. Na koniec stwierdzamy, że wcale nie ma dużej różnicy. To jest zadanie mojego zespołu. Jesteśmy tą częścią, która ma integrować międzyresortowo departamenty. Porównując to do korporacji, to jesteśmy komórką innowacyjną powstałą przy prezesie.

Z innowacjami jest tak, że niektórzy mogą się ich bać, a jeszcze inni nie do końca je rozumieją. Trzeba ściągać ryzyko, a robi się to, pokazując, że to ważne. Prezes nie wyrzuci za robienie govtechu, tylko jeszcze pochwali i pogłaszcze.

I pani jest chwalona i głaskana?

Jestem tylko narzędziem.

Nieładne słowo.

Jestem wykonawcą. Osoby przychodzą i odchodzą. Powiem przewrotnie, że chciałabym zostawić govtech w takim stanie, bym nie była tam potrzebna. Zostawić system, w którym chciałabym, żeby żyli ludzie. System, w którym urzędnicy nie boją się biznesu i obywateli. To nie jest tak, że każdy chce im coś złego zrobić. Trzeba domniemywać, że większość ludzi chce dobrze. Normalnie do przetargów w ramach zamówień publicznych zgłaszają się średnio dwa podmioty, a u nas 55. Przebiliśmy wszelkie statystyki. U nas nie ma żadnych wymagań podmiotowych, co oznacza, że każdy może się zgłosić. Wystarczy złożyć jeden podpis. Jury, które ocenia, nie wie, do kogo należy praca. Za to szczególnie nas chwalą. Zwykle w konkursach są prezentacje i często programiści, prawdziwe geeki, są oceniani za sprzedaż, na której się nie znają.

Tylko obywatel zadaje sobie proste pytanie: czy moje życie zmieniło się jakoś dzięki govtechowi?

Wykorzystujemy w Ministerstwie Finansów sztuczną inteligencję do uszczelniania granic naszego państwa. Chodzi o weryfikację zawartości przewożonych towarów w transporcie kontenerowym czy kolejowym. Obywatel zyskał zwiększoną pewność, że to, co kupuje, pochodzi z legalnego i bezpiecznego źródła.

Rozumiem, że premier pomógł.

Dostaliśmy szeroki mandat na działanie, ale realizować go musimy już sami. Po prostu mój zespół pracuje z różnymi ministerstwami. Teraz Senat zgłosił swoje zapotrzebowanie, by na podstawie dźwięku weryfikować, kto wypowiada się na mównicy, a następnie zapisywać wypowiedź tej osoby i szybko ją udostępniać obywatelom. To jest teraz wyzwanie govtechu. Te tematy wynikają z potrzeb administracji. Na zamówienia publiczne są wydawane ogromne pieniądze i usprawnianie tego powoduje oszczędności. Nie mamy takich budżetów jak kraje zachodnie. Ostatnio czytałam, że Japończycy wraz z międzynarodowymi partnerami planują wydać ponad 100 miliardów dolarów w ramach funduszu rozwoju wizji komputerowej. Nasz budżet państwa jest niewiele większy niż ich jedna inwestycja. Dlatego my musimy efektywnie wydawać pieniądze, które mamy.

Wciąż jesteśmy daleko w rankingach innowacji.

Nie mówię, że jesteśmy światowymi liderami, ale my to usprawniamy. Prawda jest taka, że nie mamy takich funduszy jak USA ani tylu ludzi, co Chiny, dlatego musimy mieć bardziej „smartne" metodyki. Jesteśmy programem dialogu i pokazujemy, że razem z biznesem można coś zrobić. Chcemy pokazać, że z administracją da się rozmawiać. Nasze programy to nie są worki z pieniędzmi, tylko próba efektywnego wykorzystania tego, co mamy. Ostatnio zastanawialiśmy się nad centralnym budżetem partycypacyjnym. To nie jest w końcu lokalna administracja, która pochyla się nad takimi problemami, jak np. postawienie ławki przed blokiem. Administracja centralna zajmuje się legislacją i zmianami systemowymi.

Chciałbym, żeby centralny budżet partycypacyjny zajął się tym, że tama we Włocławku może nie wytrzymać i trzeba budować kolejne zapory wodne. Zgodnie zresztą z założeniami z lat 60.

Także o takich pomysłach administracja centralna chce słyszeć, ale nie ma do tego narzędzi. Ktoś mógłby powiedzieć – zróbcie jakąś aplikację webową czy mobilną, na którą ludzie by je wrzucali. Przecież mamy w Polsce 16 milionów użytkowników Facebooka. Jakby chociaż jeden procent wrzucił dobry pomysł, to już by było coś. Choć to jest teraz coraz mniej popularne narzędzie, szczególnie wśród nastolatków.

To może na Instagramie załóżcie.

Tak półżartem, to młodzi idą już w stronę innych aplikacji, np. Tik Tok. Żeby to zrozumieć, warto mieć kogoś z pokolenia Z w zespole. Ja już mam ludzi z rocznika 1997. Ważne, żeby mieć takie osoby, bo one inaczej żyją i myślą.

Chciałbym jednak wrócić do tematu zainteresowania rządu kwestią systemu zapór wodnych.

To zapraszamy pana, bo jest właśnie rekrutacja. Do 30 sierpnia można się zgłosić na ogólnopolską burzę mózgów. Stwierdziliśmy, że wszystko można wrzucać do sieci, tylko kto to przetworzy, jak 38 milionów Polaków wrzuci jakieś pomysły. Moglibyśmy do tego stworzyć sztuczną inteligencję, ale nie ma co się oszukiwać: nie przetworzymy tego i nie o to chodzi, bo chcemy mieć kontakt z obywatelami. Jest formularz na naszej stronie internetowej oraz na Facebooku z chatbotem, który przypomina, że nie wypełniło się do końca ankiety. Do 30 sierpnia można się zgłaszać i w połowie września odbędzie się burza moderowana przez naszych ekspertów. Chodzi o to, by po 24 godzinach dojść do jakichś wniosków.

Dlaczego po 24 godzinach?

Wierzymy, że jak ktoś już zainwestuje swój czas, to faktycznie się zaangażuje. Nie tak, że sobie coś komentuje na forum, tylko rzeczywiście coś robi. Chodzi o ludzi, którzy przychodzą i faktycznie mają jakiś pomysł i im na nim zależy. Dlatego poświęcają swój czas, nawet w weekend, żeby coś zrobić dla państwa. Sprawdziło się to podczas burzy mózgów PKP. Tam zgłosiły się po cztery osoby na miejsce.

Mógłbym coś podrzucić do burzy mózgów w trakcie naszej rozmowy: proszę, żeby pociągi przestały się spóźniać.

To był nasz wakacyjny temat. Wygrał pomysł, że chcemy mieć wystarczająco szybko rozwiązanie, które esemsem poinformuje nas, że pociąg może się spóźnić. Te informacje PKP posiada, ale nie oszukujmy się, one będą się spóźniać, bo większość z tych opóźnień nie leży po stronie przewoźnika. To rozwiązanie wygrało i PKP zobowiązały się do wdrożenia go.

Czyli teraz kupię sobie bilet w internecie i całkiem komfortowo zostanę poinformowany o opóźnieniu mojego pociągu. Od kiedy?

Mam nadzieję, że jak najszybciej.

Na waszej ostatniej konferencji premier Morawiecki mówił o tym, że brakuje wody. Nieco abstrakcyjnie. Dlaczego woda jest palącym problemem?

Chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego?

To może w swojej bańce informacyjnej, bo nie jest to jakoś powszechnie omawiany temat. Dlaczego mamy się zajmować wodą, skoro mamy ją w kranie.

Mamy kryzysową sytuację. Już 300 miejscowości apeluje o oszczędzanie wody, są głosy o klęsce żywiołowej, a straty spowodowane suszą mogą sięgnąć miliardów. Mamy jedne z najskromniejszych zasobów wodnych na świecie. Jesteśmy w ogonie Europy, a mamy potencjał, by mierzyć wyżej. Powody są różne, ale temat jest na tyle ważny, że wymaga jak największego przekonsultowania z jak największą liczbą osób. Nie o wszystkich pomysłach możemy w centrali wiedzieć i nie do wszystkich ekspertów mieć dostęp. Mile widziane są też tematy obywatelskie. Każdy w Polsce powinien mieć to poczucie, że jak otwiera ten kran, to myśli, że korzysta z rzadkiego dobra. Nie mamy złota, to i wody może kiedyś zabraknąć.

Jest aż tak źle?

Nie jestem ekspertem od wody, tylko od poszukiwania narzędzi, ale stan jest tragiczny. Jesteśmy współodpowiedzialni za przyszłość kraju i nie jest to temat, z którym borykać będzie się ten rząd czy przyszły, ale kolejne pokolenia. Spot „Stop suszy" Wód Polskich jest dramatyczny i choć to takie science fiction, to tak może to wyglądać. Oby ten scenariusz się nie ziścił.

I czekacie na pomysły, jak to rozwiązać?

Ktoś może mieć lepsze niż my. Govtechów jest zresztą tyle, ile krajów. Na przykład funkcjonuje od wielu lat w Wielkiej Brytanii, a ich think tanki ostatnio rekomendują, by wzorowali się na naszych modelach. Litwini z kolei wdrożyli nasz model govtech 1:1, a Duńczycy są w trakcie. Cały govtech to otwarcie na obywateli i utalentowane jednostki, które na przykład w korporacjach nie mogą w pełni zrealizować swoich ambicji.

Ale jeżeli ktoś ma taki „smart" pomysł, to będzie chciał go sprzedać za jak największe pieniądze. Dlaczego ma być mu po drodze z państwem?

Dlatego w govtechu jest ścieżka przedsiębiorcza, w której płacimy za wdrożenia. To jest ten owiany tajemnicą rynek zamówień publicznych wart 200 mld złotych. Do tej pory przetargi w administracji na rozwiązania technologiczne wygrywały głównie korporacje z dużymi działami prawnymi. Nie było oferty przetargowej dla małych firm i startupów. My to zmieniamy poprzez popularyzację w administracji takich zamówień, w których liczy się pomysł, bez określania niemożliwych wymagań, na przykład bycia studentem z siedmioletnim stażem zawodowym.

Zdarza się, że ktoś nie chce z wami współpracować, gdy orientuje się, że działacie przy premierze i jest mu nie po drodze z polityką PiS?

Nigdy mi się nie zdarzyło. Osoby, które pamiętają mnie z poprzedniej pracy, mówią często: słyszałem, że w jakiejś takiej firmie govtech teraz pracujesz. Nasz przekaz na social media jest administracyjny, a może nawet biznesowy. Nigdy to nie było problemem i mówią też o tym statystyki.

—rozmawiał Piotr Witwicki, dziennikarz polsatnews.pl

Justyna Orłowska, ekonometryk i finansistka. Doradca ministra rozwoju i finansów, a później prezesa Rady Ministrów, zajmuje się rynkami finansowymi i nowymi technologiami. Od 2018 r. dyrektor programu GovTech Polska w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów

PLUS MINUS

Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:

prenumerata.rp.pl/plusminus

tel. 800 12 01 95

Plus Minus: Gdy mówi się o govtechu, zawsze pada dużo „fajnych słów": innowacje, nowe technologie, IT, a sprowadza się to do tego, że miasto Świdnik szuka optymalnego rozwiązania dla uszczelnienia poboru opłat za śmieci.

Akurat wspomniał pan o rozwiązaniu, które jest wdrożone i to niskim kosztem. Jednocześnie przynosi 270 tys. zł do budżetu Świdnika po zaledwie kwartale działania aplikacji. Bo czym innym są innowacje?

Pozostało 97% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą