Silny wiatr dmie od pierwszej sceny, stając się ścieżką dźwiękową filmu i złowrogim demiurgiem wpływającym na życie mieszkańców Podhala. Łatwo go sfotografować, ukazując zerwane dachy, powalone drzewa czy niedrożność szlaków turystycznych. Trudniej uświadomić jego wpływ na psychikę i zdrowie górali.
Zjawisko fenowe zwiększa ludzką drażliwość, liczbę samobójstw, a także wywołuje depresję.
Oto bohaterowie filmu, młoda ratowniczka medyczna, kobieta zakochana w tatrzańskich lasach, i baca z dużą rodziną, na co dzień stają naprzeciw halnego. Każde z nich ma plany i marzenia, ale sparaliżują je macki potężnej wichury. Po pewnym czasie wszystko wróci do normy, bo to cykliczny proces w przyrodzie tego regionu.
Dla Bielawskiego najważniejsze jest stopniowanie napięcia. Swoboda narracji, zróżnicowanie tonu opowieści, zręczność w operowaniu dramaturgią sprawiają, że „Wiatr" ogląda się z zaciekawieniem. Filmowiec dba o intymny kontakt z widzem. Wtrąca opowieść o historii Podhala i folklorze. Natura i mikroklimat stają się tutaj przenośnią i fatum.
Bielawski wpisuje się w nową falę polskich dokumentów kreacyjnych, jak choćby „Diagnosis" Ewy Podgórskiej czy „In Touch" Pawła Zamilskiego. Operują niekonwencjonalnym językiem filmowym, łączą formy klasycznego dokumentu i kina fabularnego. W gruncie rzeczy są próbą zmierzenia się z problemami kondycji współczesnego człowieka.