Teraz jednak jesteśmy.
Nie było oczywiste, że się odrodzimy. To dzieło splotu okoliczności, pierwszej wojny światowej. Nasze elity zaczęły na początku XX wieku wrastać w państwa zaborcze.
To prawda, ale około roku 1910 polskość zaczęła się pięknie odradzać. I korzystała z kultury obywatelskiej XVI wieku. Świętowano rocznicę bitwy pod Grunwaldem, zaczęto doceniać powstanie styczniowe. Odżyła tradycja romantyczna. To zwyciężyło w pokoleniu legionistów.
Ale mówiąc tyle o znaczeniu kultury, nie lekceważę czynnika gospodarczego. I twierdzę, za takimi badaczami jak Andrzej Wyczański czy Jerzy Topolski, że wiek XVI został dobrze wykorzystany. To był czas dobrej koniunktury na artykuły rolne, okres wielkiego rozwoju. Symbolizują go Wawel, krakowskie Sukiennice, tak wiele ratuszów w polskich miastach. Polska XVI wieku naprawdę nie stała przed alternatywą: wolność albo własne państwo.
Dlaczego polska szlachta poszła specyficzną drogą, inną niż większość narodów europejskich?
Można to tłumaczyć działaniem opatrzności, ale trudno ten argument poddać analizie. Wystąpił tu splot czynników. Kryzys rozbicia dzielnicowego osłabił władzę książęcą. Specyficzną rolę odegrał Kościół, zaczęło się od rozmaitych immunitetów przyznawanych jemu. Znaczenie miał kult Świętego Stanisława jako ofiary władzy. I pisarstwo Wincentego Kadłubka. Wierzę w rolę jego kroniki. Przez kilka pokoleń kształtowały wizję historii Polaków. I on wylansował model władcy sprawiedliwego, czyli słabego. A zarazem nawiązywał do Platona, Arystotelesa, Cycerona. Historię Polski zaczyna od historii Kraka, który nadał poddanym prawo, które wiązało i jego samego.
Ale Niemcy, Francja też były rozbite, też miały instytucje stanowe. A zmieniały się w innym kierunku, wzmacniania władzy, ?a nie obywatelskości. A może decyduje natura Polaków?
Jestem sceptyczny wobec mitologizowania tak zwanych cech narodowych.
Ale jak wytłumaczyć brak stosowania przemocy choćby przez Jagiełłę? Może właśnie atmosferą większej łagodności.
Musielibyśmy wrócić do tezy, że decydowała opatrzność. Były inne czynniki. Kazimierz Wielki chciał przesunąć Polskę w kierunku silniejszej władzy królewskiej, był jej naturalnym dziedzicem – jako Piast. Ale umarł, nie mając męskiego potomka. Tron stał się przedmiotem przetargów, kontraktu z obcymi władcami. Możni, głównie panowie krakowscy, zaczęli odgrywać rolę obywateli. Władca pochodził od tej pory tak naprawdę z wyboru.
Stańczycy narzekali, że byliśmy letni, że nigdy nie forsowaliśmy niczego do końca. Tak było i później. Nawet dyktatura Piłsudskiego była na pół gwizdka.
Ale ksiądz Stanisław Orzechowski, główny rzecznik wolności szlacheckiej w XVI wieku, pisał, że pierwsi Polacy byli urodzonymi „morderzami" – mordercami. Dawne dzieje Polski nie pasują więc do tego stereotypu. Owszem, za Orzechowskiego istotnie narzekano na złagodzenie obyczajów, na brak gotowości do walki. Pojawia się u Kochanowskiego figura szlachty przekuwającej miecze na lemiesze. U Klemensa Janickiego Stańczyk narzeka wspólnie z Jagiełłą na zniewieściałych mężczyzn w pstrokatych strojach. Gdzie ci rycerze spod Grunwaldu, pyta. Ale to jest opowieść ?o przemianie Polaka.
Przemiana idzie jednak w kierunku większej łagodności.
I tu kamieniem milowym jest Święty Stanisław. Od tego czasu pojawia się przekonanie, że poddani nie są własnością państwa.
Ta „wolna Polska" stawała się państwem coraz bardziej stanowym. To częste zjawisko: republika rzymska była „wolnościowa" i oligarchiczna, cesarstwo, nieludzkie wobec jednostek, zapewniało większą równość. Zacznijmy od chłopów.
Zajmuję się w książce genezą i znaczeniem szlacheckiego folwarku. Czy on prowadził Polskę do peryferyzacji, do roli zaplecza dla Europy Zachodniej, naprawdę coraz nowocześniejszej? Polemizuję z poglądem Fryderyka Engelsa podejmowanym potem przez Witolda Kulę czy Mariana Małowista. Za Topolskim czy Wyczańskim twierdzę, że wiek XVI nie był wiekiem wyzysku. Prawda, ograniczano w Polsce wolność chłopów do odchodzenia z ziemi. W Europie Zachodniej wobec braku tej ziemi chłopów uwalniano, ale bez gruntu byli w gorszej sytuacji, co owocowało przybywaniem do nas ludzi z całej Europy. Bycie kmieciem z własną działką było atrakcyjne. Stąd tyle wsi o nazwie Olędry.
Skoro było tak dobrze, to dlaczego potem było tak źle? Pańszczyzna nie kojarzy się dobrze.
Położono równocześnie prawne podwaliny pod sytuację, kiedy to chłop został uprzedmiotowiony. To następuje w wieku XVII.
A słaba pozycja miast? Szlachta uchwala prawa na przykład odbierające mieszczanom rolę pośredników w handlu z zagranicą.
Miasta nie umiały stworzyć ruchu, który broniłby ich pozycji. Takie ośrodki jak Gdańsk, który dorobił się na handlu zbożem, zajmowały się tylko pilnowaniem własnej autonomii. To ułatwiało szlachcie krępowanie swobód mieszczan.
Ale może silniejszy monarcha wziąłby rolę obrońcy miast na siebie?
To niemożliwe ze względu na ustrój. Szlachta uważała, że mieszczanie nie zasługują na bycie w pełni obywatelami , bo są nastawieni na zysk – pisał o tym Orzechowski. Według niego szlachta była skazana na „siedzenie na wolności", bo miała czas na zajmowanie się państwem. Już Arystoteles pisał, że wolna republika nie może istnieć bez niewolników. Broń Boże takiego myślenia nie bronię. Odtwarzam je. Pojawia się i inne myślenie. Krytykuje to Andrzej Frycz-Modrzewski, także liczni księża, którzy często sami nie pochodzili ze szlachty.
Czy kultura folwarczna, efekt swoistego podziału pracy w Europie, nie sprzyjała też upadkowi obyczajów politycznych? W wieku XVI elita patrzyła na zagranicę, jej dzieci tam studiowały. Potem zmniejsza się waga wykształcenia. Polska szlachta zaczyna się zamykać na nowinki.
Stanisław Zaborowski, kustosz dóbr królewskich, pisze już w roku 1506, że to na królu ciąży odpowiedzialność za wykształcenie poddanych. I to królowie ten obowiązek zaniedbali.
Uniwersytet Krakowski podupada już za Zygmunta Starego.
To akurat trochę splot przypadków, studenci popadli konflikt z krakowskim biskupem, opuścili miasto. Dbał o uczelnię niepiśmienny Jagiełło, a zaniedbał sprawy szkolnictwa erudyta Zygmunt August.
Może szlachcie handlującej zbożem wykształcenie przestało być potrzebne?
Szkolnictwo jezuickie, wbrew stereotypom całkiem dobre, nowocześnie kształciło szlacheckich synów. Ono podupada, ulega rutynie, dopiero pod koniec XVII wieku.
Czy dzieje Polski potoczyłyby się inaczej, gdyby wygrał u nas protestantyzm? Zygmunta Augusta namawiano na stworzenie kościoła narodowego. Mógł odegrać rolę Henryka VIII. Stalibyśmy się innym narodem, bardziej rządnym, sprawniejszym ekonomicznie?
Błagam, odrzućmy podważoną już przez wszystkich historyków teorię Maksa Webera o wpływie religii na sukces ekonomiczny. Dwa najbogatsze miasta to Mediolan i Monachium – oba są katolickie. Reformacja odegrała wielką, pozytywną rolę w rozwoju polskiej kultury. Ale to Janusz Tazbir pytał: co by było, gdyby ona nie dotarła do Polski. I odpowiadał: Polska nie byłaby zacofana, pogrążona w gąszczu zabobonów. Czy Włochy albo Hiszpania były zacofane, także w epoce baroku? Czy reformacja była drogą do nowoczesności? Na pewno sprzyjała tu i ówdzie modernizacji. Ale bądźmy wierni historii. To w kantonach Szwajcarii rządzonych przez kalwińską teokrację palono rzekome czarownice. W Polsce zdarzało się to rzadko – przekłuwajmy stereotypy z lat 60., 70.
Dlaczego Polacy nie stali się protestantami?
Historycy, także protestanccy, opisują, co było genezą szybkiej ekspansji reformacji na naszych ziemiach: spór pana z plebanem, bardziej o dziesięcinę niż ?o dogmaty. Oczywiście, był też problem zepsucia ówczesnego kleru, który tracił autorytet. Sejmy lat 40., 50. i 60. XVI w. uregulowały wszystko po myśli szlachty. Odpadł wątek społeczno-ekonomiczny, osłabło napięcie. Sądy kościelne już nie mogły sądzić panów. Szlachcic mógł mówić o Kościele, bo nie o Bogu, co chciał. Zdarzały się ekscesy, jeden z marszałków Izby Poselskiej stał w czapce podczas podniesienia. Ale osłabł duch buntu.
Znowu letniość Polaków.
Która pozwoliła uniknąć wojny domowej. Rozwinęła się debata, nie uległa zniszczeniu wspólnota.
Jak pan ocenia bilans Jagiellonów jako władców i ludzi?
Paweł Jasienica pisał o dobrych Piastach i złych Jagiellonach. A według mnie ich cechowała cierpliwa mądrość: to jest natura Jagiełły, Zygmunta Starego, w pewnym etapie życia i Zygmunta Augusta. Nie łapali za miecz, ucierali opinie z poddanymi, potem obywatelami, byli dyplomatami także na zewnątrz. Choć Jagiełło stanął do walki pod Grunwaldem, Kazimierz Jagiellończyk wygrał wojnę trzynastoletnią. Zygmunt August uchodzi za mało wojennego, a wojny trwały za jego panowania prawie cały czas. Myślę, że wykonywali dobrze zawód monarchy.
Popularny jest dziś serial brytyjski „The Crown". Pokazuje, jak misję królowej traktuje Elżbieta II – jako sakrament. Oni też tak postępowali. Oczywiście władzę mieli większą niż Elżbieta. Na tle galerii władców europejskich, despotycznych, czasem szalonych, byli poważni. Zygmunt August jest kojarzony z konfliktem o małżeństwo z Barbarą Radziwiłłówną, z kochankami. A on w ostatnich latach panowania zaślubił po prostu Rzeczpospolitą.
Jasienica pisze też, że element litewsko-ruski wśród magnaterii popsuł polski ustrój. Wprowadził do niego z jednej strony pokusę oligarchii, z drugiej warcholstwo.
Pisał o tym już Józef Szujski, twierdził, że rozwolniliśmy się w polskich przestrzeniach. Trudno tę tezę odrzucić. Kultura polityczna Księstwa Litewskiego była oligarchiczna, państwo zdominowane przez wielkie rody. Szlachta występowała często w roli klientów. To deprawowało. A zarazem, czy nic nam unia z Litwą nie dała?
Dała polskiej kulturze wspaniałe postacie: Mickiewicza, Słowackiego, a w naszej epoce Niemena, Kilara, Lema. To ludzie stamtąd. A przecież było też nasze cywilizacyjne oddziaływanie na tamte ziemie. To że mamy dziś Białoruś i Ukrainę, że nie ma tam Rosji, to dziedzictwo tamtych czasów.
Prof. Andrzej Nowak jest historykiem, sowietologiem, profesorem zwyczajnym w Instytucie Historii PAN i na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, autorem „Dziejów Polski", których czwarty tom „1468–1572. Trudny złoty wiek" ukazał się w listopadzie nakładem wydawnictwa Biały Kruk