Czy to, co się wydarzyło, nie uświadamia potrzeby reformy wynagrodzeń? Okazało się, że pieniądze wypłacane za udział w każdym spektaklu czy próbie w kryzysie nie gwarantują bezpieczeństwa finansowego.
Chce mnie pan wprowadzić na bardzo niebezpieczny teren. Na ten temat od lat toczą się spory między dyrektorami a związkami zawodowymi. I niemal każdy teatr operowy w Polsce ma inny regulamin wynagradzania.
To dobrze czy źle?
Nie mam jednoznacznej odpowiedzi. Wiem, że niektórzy dyrektorzy chcieliby mieć taki system jak nasz, gdy artysta ma tzw. normę zero i za każdy spektakl dostaje pieniądze. I są teatry, w których obowiązują normy występów, więc jeśli w jakimś miesiącu odbędą się tylko dwa przedstawienia, artysta nie otrzyma za nie wynagrodzenia. Bywa i tak, że obowiązuje system ryczałtowy. Jest w Polsce wolność ekonomiczna i organizacyjna. Chyba trudno będzie przeprowadzić dyskusję o jednolitych systemach płacowych, i nie sądzę, aby jakikolwiek minister, marszałek bądź prezydent miasta chciał ją zainicjować. Nikt o tym nawet nie myśli.
Zajmijmy się więc sztuką, a nie pieniędzmi. Opera zmieni się po pandemii?
Myślę, że tak. Pozostaje pytanie: jak? Na pewno zmiany nastąpią po obu stronach rampy. Na scenie będziemy szukać innych środków wyrazu, być może inscenizacje zostaną jeszcze bardziej zdominowane przez multimedia, które dają możliwość pewnego komfortu, dostosowania się do nowych przepisów sanitarnych. Sądzę, że takie zmiany nastąpią dość szybko. A na widowni...? Maseczki? Dezynfekcja? Dystans społeczny? Aż strach pomyśleć!
Pandemia pokazała też, jak atrakcyjne są rejestracje spektakli i prezentacja ich w internetowym streamingu.
Ci, którzy tego dotąd nie robili, dzisiaj przegrywają i powiedzmy szczerze, Opera Krakowska należy do tego grona. Nie rejestrowaliśmy spektakli, bo brakowało nam dodatkowych pieniędzy, by zapłacić prawa autorskie muzykom, chórzystom i solistom, choć z tymi ostatnimi jest najmniejszy problem. Oni są zainteresowani prezentacją swoich scenicznych kreacji w internecie. Prawdopodobnie – i to będzie kolejna zmiana spowodowana przez pandemię – będziemy musieli zmienić charakter umów zawieranych z wykonawcami, na przykład na takie, by wykonanie premierowe zawierało zobowiązanie po stronie zarówno teatru, jak i artysty do prezentacji również w internecie i innych mediach elektronicznych. Będzie się to wiązać z określonymi kosztami, ale taki jest wymóg czasów. Choć jako dawny sportowiec i obecnie kibic wiem, że żadna transmisja telewizyjna nie zastąpi emocji, jakie przeżywa się na stadionie. Podobnie jest z teatrem i operą. Nie jestem fanem transmisji z Metropolitan w Nowym Jorku. Mam poczucie, że wówczas realizator myśli za mnie.
A jakie zmiany przewiduje pan po stronie widowni?
Boję się, że teatr operowy, wykorzystując „bezpieczniejsze" środki techniczne, o których mówiłem, zacznie być postrzegany jako coś pokrewnego rozmaitym eventom multimedialnym robionym z okazji festiwali czy tras koncertowych. Nie wiem, czy zostanie to zaakceptowane. Multimedia to także dźwięk elektroniczny, z czym teatr dramatyczny zaczyna już mieć problem. Pojawiły się próby wykorzystania przetworzonego dźwięku i w operach. Nie potrafiłem przeciwstawić się Monice Strzępce, która w ubiegłym roku debiutowała u nas w teatrze operowym, reżyserując „Joannę d'Arc na stosie", i zgodziłem się na wykorzystanie mikroportów przez niektórych wykonawców. Choć tę realizację można uznać za bardzo udaną, to pytania, bez jednoznacznej odpowiedzi, pozostały. Czy na takie pomysły mamy śmielej się godzić? Atutem publiczności operowej jest moim zdaniem jej konserwatyzm w dobrym znaczeniu, nastawienie na piękno wykonania, na cieszenie się bezpośrednim kontaktem ze śpiewakiem, muzykiem, tancerzem. Boję się, że nasi widzowie nie zaakceptują inwazji tzw. nowych technologii.
A jak zareagowali na pierwszy po długiej przerwie koncert artystów Opery Krakowskiej?
W sposób niezwykły. W dniu rozpoczęcia sprzedaży bilety rozeszły się do godziny 14. To był sygnał od publiczności, że na nas czeka. Wierzę więc, że będzie do nas przychodzić.
Na razie jednak zaczęły się wakacje.
Skończymy je z początkiem września, ale na scenę wrócimy dopiero 17 września, bo robimy remont. Brzmi to nieco dziwnie w przypadku budynku, który wybudowano zaledwie 12 lat temu, ale wymieniamy podłogę. W każdym teatrze powinna być ona zmieniana co siedem, osiem sezonów, u nas i tak wytrzymała trochę dłużej. Poprawiamy też technologię, bo ciągle pojawiają się rozmaite nowinki. Skoro rozmawialiśmy o inwazji multimediów, to pod tym względem musimy w Operze Krakowskiej w perspektywie kilku lat dokonać stosownych inwestycji. Jesteśmy przygotowani koncepcyjnie, ale na razie nie finansowo. W grę wchodzą duże pieniądze. Ale krok po kroku... Może teatr będzie podążał śladem telewizji, gdzie każda stacja ma już dzisiaj wirtualne studio? Musimy być na to przygotowani.