Trener jako marabut

Kilka miesięcy temu w Dakarze oglądałem tradycyjne zapasy senegalskie. Walka jak walka – chodzi o to, by powalić przeciwnika na ziemię, ale fascynujące są przygotowania.

Publikacja: 07.12.2007 19:09

Trener jako marabut

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Zawodnik słucha przez długi czas przed zawodami swojego przewodnika duchowego, marabuta, który – jak się dowiedziałem – szepcze mu do ucha jakieś słowa, przekonując go, że wygra. Potem marabut polewa zapaśnika jakimiś czarodziejskimi miksturami i siłacz jest gotowy do walki.

O postaci marabuta pomyślałem, gdy usłyszałem Leo Beenhakkera, który powiedział, że Polska ma szanse zdobyć złoty medal na mistrzostwach Europy. Gdyby kto inny tak powiedział, zostałby zapewne zabity śmiechem przez kolegów dziennikarzy, ale z optymizmu Beenhakkera śmiać się już w Polsce nie należy, bo można się własnym językiem zadławić. Nawiasem mówiąc, zrozumieli to już nawet specjaliści od futbolu z "Dziennika", którzy swego czasu utopiliby Holendra w łyżce wody, pod warunkiem oczywiście, że po uduszeniu przez Jana Tomaszewskiego, Grzegorza Latę i innych wielkich naszej piłki jeszcze by oddychał.

W rzeczywistości Leo Beenhakker, mówiąc o szansach Polski, powiedział rzecz oczywistą, zgoła trywialną i niewartą dłuższej wzmianki, tę mianowicie, że w gronie 16 drużyn, które zakwalifikowały się do finałów Euro 2008, każdy może wygrać z każdym. Taka jest prawda i nasz kompleks niższości, który przejawia się przekonaniem, że "z Portugalią mogło nam się udać, ale np. z Włochami to nie mamy szans" – nie ma tu nic do rzeczy.

Co dla nas ważniejsze, nie ma również zasadniczego znaczenia fakt, że w czysto piłkarskim rozumieniu jesteśmy słabsi od wielu drużyn w finałach. John Terry, Frank Lampard, Ashley Cole, Wayne Rooney, to piłkarze z najwyższej półki na świecie. A jednak przegrali mecze o awans z Chorwacją. Mizerna Grecja została cztery lata temu mistrzem Europy, a w ostatnich mistrzostwach świata takie drużyny jak Australia czy Stany Zjednoczone pokazały, że można osiągnąć sukces, a przynajmniej otrzeć się o niego, nie dysponując wielkimi piłkarzami.

Od czego zatem zależy mistrzostwo w dzisiejszej piłce nożnej? Trener Manchesteru United Alex Ferguson powiedział niedawno, że jedynym trenerem zdolnym odrodzić reprezentację Anglii jest Jose Mourinho, ponieważ nikt tak jak on nie potrafi zmotywować piłkarzy. Portugalczyk jest maniakiem piłki nożnej, podobno całymi dniami nic innego nie robi, tylko ogląda mecze, analizuje akcje, ponoć ma już gotowy plan odbudowy reprezentacji Anglii, a nawet stawia warunki (chce powołania narodowego centrum szkolenia futbolowego i ośrodka medycznego specjalnie na potrzeby reprezentacji) – jeszcze zanim ktokolwiek do niego zadzwonił z propozycją oddania mu drużyny. Mourinho jest geniuszem taktyki, mistrzem strategii i Bóg wie czym jeszcze, ale – jak twierdzi jego wielki rywal i przyjaciel Ferguson – jego największą umiejętnością jest przekonanie piłkarzy, że mogą, a raczej muszą wygrać z każdym. I piłkarze mu wierzą, bo ich nie zawiódł.

Różne są przepisy na sukces, ale umiejętność zmotywowania piłkarzy jest niezbędna w każdych okolicznościach. Trener Arsenalu Arsene Wenger, kolejny alchemik futbolu, promuje ostatnio system Castrol Performance Index, który przedstawiany jest jako najdoskonalsze narzędzie technologiczne do analizy meczu. Generalnie chodzi o to, by z dyscypliny niewymiernej, jaką jest piłka nożna, uczynić rzecz wymierną zapisaną w komputerze, a zatem przewidywalną. Badania analizy meczu mają służyć terenowi do wybierania odpowiedniej taktyki i składu do jej realizacji.

Jednak największym wkładem Wengera do angielskiego i europejskiego futbolu nie jest jego matematyczny umysł i zdolności lingwistyczne (Francuz mówi po angielsku lepiej niż spora część angielskich komentatorów), ale fakt, że wprowadził do swoich drużyn co najmniej kilkunastu wielkich piłkarzy. A wprowadził ich nie dlatego, że jest dobrym analitykiem, tylko znakomitym psychologiem i znawcą natury ludzkiej.

Były trener Realu Madryt Fabio Capello nie wierzy w przyjaźń między piłkarzami a trenerem i trzyma swoje największe gwiazdy za twarz albo wyrzuca je z drużyny. Ci, którzy zostają, przyjmują jego metody i otrzymują od niego wsparcie. Albo udają, że im się podoba – z szacunku dla trenera. W sumie to wszystko jedno, jakimi metodami trener osiąga motywację – ważne, by zawodnik ją miał.

Gdy jej nie ma, nie ma również drużyny.

Wszyscy zastanawiali się latami, dlaczego Thierry Henri albo David Trezegeut grali znakomicie w swoich klubach, a słabo w reprezentacji. Dziś Anglicy się głowią, dlaczego ich utytułowani i dobrzy piłkarze nie potrafili pokonać skromnej Chorwacji. Analitycy szukają błędów w taktyce i braków w systemie szkolenia, ale ich nie ma. Dzisiejsza piłka na najwyższym poziomie zmienia się w tenis na najwyższym poziomie – wygrywa ten, kto umie wygrywać, bo dobrze grać umieją prawie wszyscy.

Cieszmy się zatem z naszego marabuta Leo Beenhakkera, który z grupy rozkojarzonych, zagubionych, średnio utalentowanych piłkarzy uczynił grupę trochę mniej rozkojarzonych i zagubionych za to lepiej zmotywowanych graczy zdolnych wygrać z każdym. Talentu im nie przybyło, ale wiary w siebie, a zatem i szans na zwycięstwo – bardzo.

Zawodnik słucha przez długi czas przed zawodami swojego przewodnika duchowego, marabuta, który – jak się dowiedziałem – szepcze mu do ucha jakieś słowa, przekonując go, że wygra. Potem marabut polewa zapaśnika jakimiś czarodziejskimi miksturami i siłacz jest gotowy do walki.

O postaci marabuta pomyślałem, gdy usłyszałem Leo Beenhakkera, który powiedział, że Polska ma szanse zdobyć złoty medal na mistrzostwach Europy. Gdyby kto inny tak powiedział, zostałby zapewne zabity śmiechem przez kolegów dziennikarzy, ale z optymizmu Beenhakkera śmiać się już w Polsce nie należy, bo można się własnym językiem zadławić. Nawiasem mówiąc, zrozumieli to już nawet specjaliści od futbolu z "Dziennika", którzy swego czasu utopiliby Holendra w łyżce wody, pod warunkiem oczywiście, że po uduszeniu przez Jana Tomaszewskiego, Grzegorza Latę i innych wielkich naszej piłki jeszcze by oddychał.

Pozostało 82% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą