Zawodnik słucha przez długi czas przed zawodami swojego przewodnika duchowego, marabuta, który – jak się dowiedziałem – szepcze mu do ucha jakieś słowa, przekonując go, że wygra. Potem marabut polewa zapaśnika jakimiś czarodziejskimi miksturami i siłacz jest gotowy do walki.
O postaci marabuta pomyślałem, gdy usłyszałem Leo Beenhakkera, który powiedział, że Polska ma szanse zdobyć złoty medal na mistrzostwach Europy. Gdyby kto inny tak powiedział, zostałby zapewne zabity śmiechem przez kolegów dziennikarzy, ale z optymizmu Beenhakkera śmiać się już w Polsce nie należy, bo można się własnym językiem zadławić. Nawiasem mówiąc, zrozumieli to już nawet specjaliści od futbolu z "Dziennika", którzy swego czasu utopiliby Holendra w łyżce wody, pod warunkiem oczywiście, że po uduszeniu przez Jana Tomaszewskiego, Grzegorza Latę i innych wielkich naszej piłki jeszcze by oddychał.
W rzeczywistości Leo Beenhakker, mówiąc o szansach Polski, powiedział rzecz oczywistą, zgoła trywialną i niewartą dłuższej wzmianki, tę mianowicie, że w gronie 16 drużyn, które zakwalifikowały się do finałów Euro 2008, każdy może wygrać z każdym. Taka jest prawda i nasz kompleks niższości, który przejawia się przekonaniem, że "z Portugalią mogło nam się udać, ale np. z Włochami to nie mamy szans" – nie ma tu nic do rzeczy.
Co dla nas ważniejsze, nie ma również zasadniczego znaczenia fakt, że w czysto piłkarskim rozumieniu jesteśmy słabsi od wielu drużyn w finałach. John Terry, Frank Lampard, Ashley Cole, Wayne Rooney, to piłkarze z najwyższej półki na świecie. A jednak przegrali mecze o awans z Chorwacją. Mizerna Grecja została cztery lata temu mistrzem Europy, a w ostatnich mistrzostwach świata takie drużyny jak Australia czy Stany Zjednoczone pokazały, że można osiągnąć sukces, a przynajmniej otrzeć się o niego, nie dysponując wielkimi piłkarzami.
Od czego zatem zależy mistrzostwo w dzisiejszej piłce nożnej? Trener Manchesteru United Alex Ferguson powiedział niedawno, że jedynym trenerem zdolnym odrodzić reprezentację Anglii jest Jose Mourinho, ponieważ nikt tak jak on nie potrafi zmotywować piłkarzy. Portugalczyk jest maniakiem piłki nożnej, podobno całymi dniami nic innego nie robi, tylko ogląda mecze, analizuje akcje, ponoć ma już gotowy plan odbudowy reprezentacji Anglii, a nawet stawia warunki (chce powołania narodowego centrum szkolenia futbolowego i ośrodka medycznego specjalnie na potrzeby reprezentacji) – jeszcze zanim ktokolwiek do niego zadzwonił z propozycją oddania mu drużyny. Mourinho jest geniuszem taktyki, mistrzem strategii i Bóg wie czym jeszcze, ale – jak twierdzi jego wielki rywal i przyjaciel Ferguson – jego największą umiejętnością jest przekonanie piłkarzy, że mogą, a raczej muszą wygrać z każdym. I piłkarze mu wierzą, bo ich nie zawiódł.