Na Białorusi ogromne znaczenie ma muzyka rockowa. W Biełsacie zdołano wyprodukować już kilkadziesiąt teledysków z muzyka graną przez tamtejsze zespoły. Telewizja organizuje też rozmaite koncerty. Największym przedsięwzięciem tego typu był noworoczny koncert Bełsatu zorganizowany... w Mińsku. Występowała cała śmietanka białoruskich zespołów rockowych, były fajerwerki, publiczność, wielka, niepolityczna zabawa. Impreza odbyła się w ośrodku kultury przy niemieckiej ambasadzie w Mińsku.
Ale szefowa Bełsatu, Agnieszka Romaszewska najbardziej dumna jest z wyprodukowania pierwszego przedstawienie teatralnego – „Tutejszych” Janka Kupały. Choć na Białorusi to wszystko jest półlegalne, tu wszystko jest legalne, na wszystko „są papiery”.
Jak to udało się zrobić pod skrzydłami jednej z najbardziej ociążałych i zbiurokratyzowanych instytucji w Polsce, czyli TVP, w to trudno uwierzyć.
Do tego potrzeba było tarana. To wszystko nie byłoby możliwe, gdyby nie szefowa i pomysłodawczyni telewizji – Agnieszka Romaszewska-Guzy.
Jak to się zaczęło? Kilka lat temu, dość niespodziewanie dla siebie, została korespondentką TVP w Mińsku. Wyszło na to, że ma zostać na dłużej. – Już przyzwyczaiłam się do tej myśli, zaczęłam organizować swoje życie w Mińsku – wspomina. Ale reżim Łukaszenki zaczął ją prześladować. Najpierw pod hotelem rezydował na stałe policyjny samochód. Potem jeździł za nią gazik. Do wynajętego później mieszkania dobijali się pijacy, krzycząc, że umawiali się tam z panienką, albo przychodziła milicja, twierdząc, że tam mieszka ktoś z AIDS. W końcu wydalili ją do Polski.
– Byłam wściekła. Zawaliły mi się wszystkie plany. Pomyślałam, że im tego nie daruję – opowiada. A wtedy właśnie narodziła się w TVP idea, żeby wejść w europejski przetarg dotyczący Białorusi. Telewizja przetarg przegrała, ale zdeterminowana dziennikarka przekonała najpierw kolejnych prezesów: najpierw Jana Dworaka, a potem Bronisława Wildsteina, żeby pozwolili rozpocząć prace nad projektem wolnej telewizji dla Białorusi.
Trzeba było wydeptywać ścieżki, załatwiać dokumenty, opinie prawne, zgody, zdobywać podpisy i pieczątki. I na wszystko organizować przetargi. W takiej instytucji jak TVP wszystko toczy się wolno i opornie, a tak nietypowy projekt jak ten nie powinien mieć żadnych szans.
Błagała, przekonywała, tupała, krzyczała. Szukała najrozmaitszych dojść.
Do polityków PiS dojść było łatwo, dzięki rodzinnym znajomościom. W Platformie miała dobre stosunki, bo w trakcie pierwszej kampanii Donalda Tuska pomagała Andżelice Borys, a w jej obronę zaangażował się wtedy Tusk. Udała jej się rzecz niezwykła. Politycy z obu stron barykady zgodzili się, by przeznaczyć w budżecie państwa na 2007 rok ponad 16 mln zł rocznie a białoruską telewizję.
Walka była trudna, ale okazało się, że dzięki osobistym relacjom i zacięciu można było pogodzić choć w tej sprawie Platformę i PiS. Poprawkę do budżetu wprowadziła Aleksandra Natalii-Świat za poduszczeniem Adama Lipińskiego. Robert Tyszkiewicz, obecnie wiceszef Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu, był patronem tego projektu ze strony Platformy. W kwietniu zeszłego roku TVP podpisała z MSZ umowę o wieloletnim finansowaniu TVP Biełsat na podstawie corocznie negocjowanych aneksów.
Ale Romaszewska szuka też wsparcia za granicą. Dzięki interwencjom ministra Sikorskiego Właśnie otrzymała 200 tys. dolarów dotacji od amerykańskiego Departamentu Stanu. Do ministra spraw zagranicznych Litwy dotarła przez ojca, senatora Zbigniewa Romaszewskiego, który był jego kolegą z czasów opozycji antykomunistycznej. Nie mógł odmówić pomocy. – Teraz tak samo podchodzę szefa czeskiego MSZ, bo też kolega mojego taty – zapowiada. Bardzo liczy na to, że dzięki międzynarodowemu poparciu projekt będzie miał zapewnione dłuższe istnienie.
– Ona ma determinację pomysł i dojścia do ludzi. Tylko dzięki jej uporowi i zawziętości to wszystko się udaje – mówi Lidia Gall. – I dzięki mojej organizacji pracy – dodaje z błyskiem w oku.
Biełsat na razie dociera do garstki ludzi, którzy mogą odbierać program przez satelitę Astra. Wkrótce stacja wejdzie też na najpopularniejszego satelitę na Białorusi – Syriusza. – Ale najważniejsze jest to, żebyśmy docierali do liderów opinii – tłumaczy Romaszewska. Jeżeli w 20-tysięcznym miasteczku obejrzy nas kilkanaście osób, to oni opowiedzą o tym innym.
Ważną pracę dla Bełsatu wykonał tajemniczy internauta o nicku MARAK65. Pojawił się na forach internetowych i zaczął wrzucać niemal wszystkie programy Bełsatu do You tube. Dzięki temu można oglądać telewizję i tą drogą.
Ludzie z Biełsatu przypominają, jakie znaczenie dla Polaków miała Wolna Europa czy Głos Ameryki w latach 80. A tu jest nie tylko charczący, zagłuszany głos, ale wyraźny obraz, nowoczesna grafika, żywi ludzie, muzyka, satyra, filmy kryminalne, seriale i sztuki teatralne. No i przede wszystkim informacja. Ona ma największą siłę rażenia.
Niemal wszyscy współpracujący z Biełsatem Białorusini, z którymi rozmawiam, wierzą w to, że do ich kraju wróci demokracja. – Jesteśmy pewne, że tak się wkrótce stanie – odpowiadają bez wahania dwie młodziutkie dziewczyny męczące się nad zmontowaniem reportażu z Warszawy. Chcą tu pracować, bo mają nadzieję ten proces przyspieszyć.
Aleksiej Dzikawicki, szef warszawskiego newsroomu Biełsatu: – Mam dość, kiedy słyszę słowa zachodnich polityków, o „głębokim zaniepokojeniu” tym, że kogoś aresztowali czy pobili u nas. Mówią, ale nic nie robią. Dopiero Polskę stać było na to, by zaangażować się w taki projekt.
I dodaje z przekonaniem: – Tu się kształci kadra dla przyszłej normalnej, niezależnej telewizji białoruskiej.
Imiona niektórych bohaterów zostały zmienione