Kiedy pewnego dnia wracałem do Venice, nadmorskiego miasteczka, gdzie wynajmowałem mieszkanie, byłem świadkiem sceny jakby wyjętej z Biblii. Dokąd sięgał wzrok, całą plażę wypełniali ludzie w długich szatach, kolorowych, ale poszarpanych i niechlujnych. Czuć było zapach marihuany. Za nimi, na bulwarze, stał rząd radiowozów, z każdego z nich wychylał się policjant z wycelowaną bronią. W powietrzu wisiało niebezpieczeństwo. Tak jak nigdy nie zetknąłem się z marihuaną, tak aż do tamtego dnia nie słyszałem słowa „hipis”. Wtedy w Wielkiej Brytanii było niemal nieznane.
W Europie radykalizm zbuntowanych studentów nie sięgał głęboko. W Kalifornii, chcąc zostać radykałem, trzeba było być radykalnym we wszystkim. Miałem znajomego – schludnego profesora matematyki, starannie zaczesanego i w zapiętej na ostatni guzik koszuli, żonatego, żyjącego w przykładnej rodzinie. Zniknął z kampusu na wiele miesięcy. Pewnego dnia szedłem na wykład, kiedy postać podobna do Jezusa ukazała się na szczycie pagórka. Miał rozwiane blond włosy do ramion, długą brodę i powłóczystą szatę.Nie poznałem go aż do chwili, kiedy zatrzymał się, żeby się przywitać. Porzucił matematykę, odszedł z uczelni, zerwał z rodziną i przeniósł się na pustynię do Nowego Meksyku, gdzie osiadł w komunie i oddawał się pracom ręcznym.
Był to także czas wielu ruchów społecznych. 1968 rok wyrastał z ruchu na rzecz praw obywatelskich, który zaczął się na Południu kilka lat wcześniej, oraz ruchu obrony wolności słowa zogniskowanego w Berkeley. Zbiegły się one z protestami przeciwko wojnie wietnamskiej, które stały się katalizatorem dla wielu radykałów. Na to wszystko nałożył się fenomen hipisów, choć większość z nich była przeciwko jakiejkolwiek polityce i władzy.
Było też trochę maoistów, ale mieli mniejsze wpływy niż w Europie. Do tego jeszcze Czarne Pantery oraz inne grupy czarnych dysydentów – część z nich szła w stronę islamu. No i oczywiście feminizm, szerzej zakrojony od tego, który istniał wcześniej. Był on bardziej odpryskiem ruchu z 1968 roku niż jego częścią. Wiele feministek nowego chowu zradykalizowało się pod wpływem buntowników 1968 roku – uznawały one, że tę rewolucję robią mężczyźni dla mężczyzn.
Dziesięć lat później dostałem list od profesora matematyki, który doznał olśnienia. Powrócił do żony, ściął włosy i wdział na nowo garnitur, mieszkał znów w tym samym domu i szukał pracy na tym samym wydziale. Jak to możliwe, że cały radykalizm i płomienne nadzieje 1968 roku rozpłynęły się niemal równie szybko, jak się pojawiły?