Jak ona to robi?

Sara Palin jest księżniczką z bajki. Może mieć wszystko. Od pittbula odróżnia ją tylko szminka, bez kłopotu może żonglować komórką i pompką do odciągania pokarmu.

Aktualizacja: 20.09.2008 11:45 Publikacja: 20.09.2008 01:19

SaraH Palin z najmłodszym synkiem Trigiem

SaraH Palin z najmłodszym synkiem Trigiem

Foto: AFP

Red

Jej kariera to pasmo sukcesów. W tle oddany mąż i pięcioro dzieci; wozi je na mecze hokeja, łowią razem łososie. Pięciomiesięcznego synka z zespołem Downa przynosi pod pachą na ważne spotkania. Twierdzi, że najlepsze rzeczy w życiu zdarzają się niespodziewanie. A, i jeszcze ma zamiar zostać panią wiceprezydent.

Jak ona to robi? – w głowie dzwoni mi tytuł wydanej kilka lat temu książki brytyjskiej autorki Allison Pearson. Humorystyczna opowieść o rozterkach kobiet, rozpaczliwie próbujących godzić życie rodzinne i zawodowe, była bestsellerem w wielu krajach. Z frustracjami prężnej bizneswoman, która o trzeciej nad ranem ukradkiem lukruje zakupione w spożywczym babeczki dla córki (żeby wyglądały na domowe), identyfikowały się miliony współczesnych emancypantek. Odpowiadając na tytułowe pytanie, autorka rozwiewała wątpliwości: tak naprawdę ona tego nie robi, nie ma kobiet, które mają wszystko.

Ale Pearson musiała się chyba naczytać zbyt wielu statystyk: o Amerykankach dumnych z feministycznego postępu (75 proc.), które ze zdziwieniem zauważają, że w rezultacie ich życie stało się bardziej skomplikowane (39 proc.), i że dziś o wiele trudniej być matką niż 20 lat temu (70 proc.).

Gdyby, pisząc swą książkę, udała się na Alaskę, zamiast tych ponurych konstatacji podziwiałaby zjawisko nadprzyrodzone: nieustraszona gubernator, która trzy dni po urodzeniu dziecka pojawia się w pracy; superwoman, która – wyruszając na wyborczą konwencję – w ostatniej chwili wrzuca do torby kilka smoczków, a parę godzin później, spokojna i opanowana czaruje wielotysięczny tłum.

Jak ona to robi, do cholery? Zachodzę w głowę, bo też bym tak chciała. W radiu kolejna mądra głowa zastanawia się, co zrobi pani wiceprezydent, gdy o trzeciej rano zadzwoni w Białym Domu telefon, a synek z zespołem Downa właśnie dostanie gorączki? Kilka miesięcy temu ów dzwoniący o niefortunnej porze telefon za wszelką cenę chciała odbierać Hillary Clinton; ale ona, szczęściara, ma już dorosłą córkę, która sama wkłada pod pachę termometr.

Nie wiem, jak rozwiąże ową telekomunikacyjno-gorączkową łamigłówkę pani Palin (choć nie mieszkam w Białym Domu, mam do rozwiązania kilka podobnych), ale przyznam szczerze, że pomimo podziwu pomieszanego z lekką zazdrością, owymi analizami jestem już zmęczona. Zdecydowanie dość mam opowieści o ciąży jej córki i sprzęcie sportowo-wędkarskim, który przechowuje w piwnicy. Nie śmieszą mnie żarty z jej fryzury, okularów, lektur oraz jadłospisu.

Chętnie usłyszałabym coś o podatkach. Albo ubezpieczeniach społecznych. A może kilka słów o nieistniejących praktycznie w naszym globalnym mocarstwie państwowych przedszkolach? Feministki domagały się kiedyś, by były czynne całą dobę. Nie mam tak wygórowanych oczekiwań, ale cieszyłabym się, gdyby nieudacznice, które nie objęły jeszcze prezesury w firmach z listy Fortune 500 (ja, niżej podpisana), były w stanie zarobić choć ciut więcej, niż wynosi czesne.

Rada bym usłyszeć coś na temat kolei i mostów – nie tylko tych kontrowersyjnych na Alasce, ale także tych, z których korzystam, wjeżdżając na Manhattan, a które, jak słyszę, remontowane bywają sporadycznie. To naprawdę bardzo kobiece kwestie.

Interesowałoby mnie też kilka zagadnień męskich – zamorskie wojny, ceny ropy, kredyty hipoteczne, bankructwa banków inwestycyjnych. Zapytana, jak poradziłaby sobie z Rosją, gubernator Palin zapewniała ostatnio, że nie trzeba się martwić jej brakiem doświadczenia, bo w pogodny dzień z Alaski ten wielki kraj widać na horyzoncie. Nie wiem, czy to kwestia kobieca, czy nie, ale owo horyzontalne podejście do polityki zagranicznej trochę mnie zaintrygowało – może warto, by temat podrążyć nieco głębiej niż kwestie szminki? (Którą to szminkę, notabene, kandydatka ma zupełnie w porządku).

Mamo, kiedy skończysz? To córka zaparkowana przed „Ulicą Sezamkową”. Miałam skończyć dwie godziny temu, ale z redakcji nadeszły nowe, lepsze dyrektywy (najlepsze rzeczy w życiu zdarzają się niespodziewanie). Czy pójdziemy wreszcie na lody? Minuta, kochanie. Obiecywałam wprawdzie bibliotekę, nie lody, ale trudno. I tak ulga, że na razie nie chodzi o polowanie na łosie.

Jej kariera to pasmo sukcesów. W tle oddany mąż i pięcioro dzieci; wozi je na mecze hokeja, łowią razem łososie. Pięciomiesięcznego synka z zespołem Downa przynosi pod pachą na ważne spotkania. Twierdzi, że najlepsze rzeczy w życiu zdarzają się niespodziewanie. A, i jeszcze ma zamiar zostać panią wiceprezydent.

Jak ona to robi? – w głowie dzwoni mi tytuł wydanej kilka lat temu książki brytyjskiej autorki Allison Pearson. Humorystyczna opowieść o rozterkach kobiet, rozpaczliwie próbujących godzić życie rodzinne i zawodowe, była bestsellerem w wielu krajach. Z frustracjami prężnej bizneswoman, która o trzeciej nad ranem ukradkiem lukruje zakupione w spożywczym babeczki dla córki (żeby wyglądały na domowe), identyfikowały się miliony współczesnych emancypantek. Odpowiadając na tytułowe pytanie, autorka rozwiewała wątpliwości: tak naprawdę ona tego nie robi, nie ma kobiet, które mają wszystko.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą