Towarzysz Rafał ma głos

Wbrew temu, co pisze Ziemkiewicz, nie bronię Jaruzelskiego, proponuję po prostu, by każdy z nas choćby na minutę postawił się na jego miejscu i spróbował zrozumieć sytuację, w której musiał działać szef niesuwerennej Polski

Aktualizacja: 31.10.2008 21:25 Publikacja: 31.10.2008 00:52

Wojciech Jaruzelski

Wojciech Jaruzelski

Foto: PAP

Red

Rafał Ziemkiewicz należy do najwybitniejszych przedstawicieli młodego antykomunizmu polskiego, z pewnością więc ocali Polskę od zarazy demoliberalnej. Jego twarde, antykomunistyczne tyrady swoją retoryczną barwą przypominają do złudzenia nader skuteczne teksty stalinowskich publicystów z lat 50. ubiegłego wieku, którzy – podobnie jak on – wiedzieli w stu procentach, gdzie jest – że posłużę się cytatem z jego wypowiedzi – „jedna obiektywna prawda”, a dobro i zło można bez żadnego trudu odróżnić jak kurę od koguta. Pawka Korczagin polskiej prawicy jednym cięciem oddziela światło od ciemności, tępiąc wszelkich „zamazywaczy” i „salonowców”, do których on sam – o to możemy być spokojni – z pewnością nie należy. Prawdziwy antykomunista w paru punktach zwykle jest dość mocno podobny do prawdziwego komunisty.

Charakterystyczną cechą myślenia Rafała Ziemkiewicza jest myślenie przy pomocy siekiery wedle klasycznego wzorca: „nie ma co tam komplikować, jedna prawda obiektywna jest prosta jak drut, a ja poznałem ją na wylot”. Krzepiąca wiara w to, że świat jest w stu procentach prosty, jasny, wyraźny i przejrzysty, jest jego herbem i dewizą.

Ja zaś żadnej „jednej prawdy obiektywnej” dotąd na wylot jeszcze nie poznałem, więc wolę stawiać pytania, niż dawać proste jak drut odpowiedzi. I z takich pytań składa się mój tekst „My, Ablowie, czyści jak łza”, z którym Rafał Ziemkiewicz polemizuje w „Rzeczpospolitej” („Łaskawość Chwina“, Plus-Minus 18.10).

Nie mam zamiaru bronić generała czy – jak pisze Ziemkiewicz – go „wybielać”. Chcę tylko, żeby proces generała nie stał się spektaklem, który pozwoli nam zapomnieć o sprawach, o których chcemy zapomnieć. Pytam więc w moim eseju: jak osądzić udział tysięcy niemających nic wspólnego z partią, zwykłych polskich poborowych we wprowadzeniu stanu wojennego? Bo Jaruzelski stan wojenny ogłosił, a to oni, nie żadni Marsjanie, własnymi rękami go wprowadzili. I to jest główny temat mojego eseju. O sprawie tej Rafał Ziemkiewicz nie chce jednak słyszeć, choć może najchętniej powiedziałby, że żadnej sprawy nie ma, bo „tych zwykłych ludzi zmusił płatny pachołek Rosji nasłany z Moskwy”, a oni – cóż – musieli robić to, co im kazano. Moje „zamazywanie” przy tego rodzaju „zamazywaniu” to jest po prostu pestka, ale Rycerz Prawdy woli w tej sprawie antykomunistycznie nabrać wody w usta.

To, że mówię o sprawie poborowych, wcale nie znaczy, że przerzucam na nich winę generała, więc niby go wybielam. Uważam tylko, że miłośnicy pamięci narodowej nie tylko nad sprawą generała, ale także nad tą drugą sprawą powinni rozmyślać. Żebyśmy nie wytworzyli sobie najzupełniej fałszywego obrazu tamtego systemu i obrazu polskiego społeczeństwa tamtych czasów. I ciekaw jestem, jak sam Rafał Ziemkiewicz nad tą sprawą rozmyśla.

[srodtytul]To ja pytam o Dekalog[/srodtytul]

Rycerze Prawdy mają jednak to do siebie, że zwykle nie rozumieją tego, czego nie chcą zrozumieć. Rafał Ziemkiewicz edukuje mnie, że Wojciech Jaruzelski był „płatnym pachołkiem Rosji”, który Dekalogiem sobie głowy nie zawracał nigdy, bo był komunistycznym draniem. Święta prawda, tylko co to ma wspólnego z moim tekstem?

W moim tekście stawiam pytanie, jak my dzisiaj możemy ocenić decyzję wprowadzenia stanu wojennego w oparciu o Dekalog, a nie czy Jaruzelski przejmował się Dekalogiem. Prawdziwie ważne pytanie brzmi: Czy taka decyzja – decyzja wprowadzenia stanu wojennego u nas czy gdzie indziej – jest z normami Dekalogu sprzeczna czy niesprzeczna? Co Dekalog może powiedzieć politykom, wodzom i żołnierzom w tej sprawie? Większość z nas uważa Dekalog za miarę uniwersalną wszystkich czynów ludzkich, więc dlaczego nie mamy nad tym pytaniem rozmyślać?

Ja na przykład nie spotkałem dotąd nawet jednego księdza, który udział polskich poborowych w grudniowej operacji wyraźnie nazwałby grzechem ciężkim. Może byli tacy księża, ale ja ich nie spotkałem. Jak rozumieć taką postawę kapłanów? Podobnie nie słyszałem, żeby decyzję wprowadzenia stanu wojennego otwarcie potępili Jan Paweł II i kardynał Glemp. Czy był to efekt tradycyjnej postawy Kościoła wstrzymującego się od ingerencji w bieżącą politykę czy coś innego? Czy Kościół w istocie uważał, że udział żołnierzy w operacji grudniowej nie był wcale grzechem ciężkim, bo poborowi po prostu musieli wykonywać rozkazy, a ktoś, kto musi wykonywać rozkazy, jest czysty jak łza? Czy milczenie Kościoła na temat ich udziału w pacyfikowaniu strajkujących zakładów pracy, otaczaniu czołgami kopalń i tropieniu „wrogów socjalizmu” na ulicach polskich miast oznaczało raczej, że Kościół przyjął stan wojenny ze zrozumieniem jako fatalną historyczną konieczność, czy może oznaczało coś innego?

Bardzo jestem ciekaw odpowiedzi Rafała Ziemkiewicza na te pytania, ale zrobi on pewnie wszystko, by ich nawet nie tknąć. Nie mieszczą się one bowiem w horyzoncie „jednej obiektywnej prawdy”. Chętnie bym też usłyszał, czy zdaniem Rafała Ziemkiewicza udział tysięcy polskich poborowych w wykonywaniu rozkazów „płatnego pachołka Rosji” był sprzeczny z normami Dekalogu czy nie był? I czy na przykład chilijski generał Pinochet był w zgodzie z Dekalogiem, aresztując 30 tysięcy ludzi, torturując ich sporą część i zabijając 3 tysiące „w obronie demokracji”?

Rafał Ziemkiewicz opowiada nam biografię Jaruzelskiego jako biografię komunistycznego drania po to, by się ubezpieczyć przed niewygodnymi pytaniami. Mówi: ja nigdy bym się nie znalazł na miejscu generała, bo jestem Rycerz Prawdy, a on był „płatny pachołek Rosji”. Ale co to ma wspólnego z moim tekstem?

[srodtytul]Dylemat Wielopolskiego[/srodtytul]

Ziemkiewicz twierdzi, że ja usiłuję „przekonać nas, że każdy z nas mógł się znaleźć na miejscu Jaruzelskiego”. Coś się Rycerzowi Prawdy majaczy. Ja w moim tekście, pytając, co każdy z nas zrobiłby, gdyby 13 grudnia znalazł się na miejscu generała, proponuję po prostu, by każdy z nas choćby na 60 sekund postawił się na jego miejscu i spróbował zrozumieć sytuację, w której szef niesuwerennej Polski musiał działać. Ani mi w głowie wmawiać, że każdy z nas mógł się znaleźć na miejscu Jaruzelskiego. To przecież absurd. A sam Ziemkiewicz wykręca się sianem, żeby nie odpowiedzieć na to pytanie. Bo doskonale wie, że to jest pytanie ważne. Nie jest to bowiem tylko pytanie o generała, ale o sytuację, w której każdy szef niesuwerennej, znajdującej się w rękach Rosji Polski pojałtańskiej musiałby w 1981 roku podejmować jakieś decyzje, wszystko jedno, czy by się nazywał Jaruzelski, Kozłowski, Malinowski, Kowalski czy Ziemkiewicz. Obojętne, jak on by się nazywał, stanąłby przed tym samym dylematem.

Byłby to w przybliżeniu ten sam dylemat, przed którym stanął niegdyś inny „płatny pachołek Rosji” Aleksander Wielopolski. On też miał na sumieniu wprowadzenie swojego „stanu wojennego”. W sprawie Wielopolskiego ważne pytanie brzmi: czy aresztując potencjalnych insurekcjonistów, ocalił ich od śmierci z rąk Rosjan? A także: gdyby powstanie styczniowe nieosłabione branką przerodziło się w dużą wojnę z Rosją, co wtedy zostałoby z Polski?

W sprawie Jaruzelskiego nieważne jest pytanie, czy generał chciał ocalić Polskę przed rosyjską masakrą. Ważne jest pytanie, czy stan wojenny nas przed taką masakrą ocalił. To jest inne pytanie. Ja sam chwilami przypuszczam, że stan wojenny c h y b a nas ocalił przed rosyjską rzezią, ale to, że ja tak chwilami przypuszczam, to nie jest żaden dowód, że ocalił. Ci zaś, którzy uważają, że stan wojenny nas przed żadną masakrą nie ocalił, też nie mają na to żadnych dowodów. Rafał Ziemkiewicz zachowuje się jak dziecko, gdy powołuje się na jakieś rosyjskie archiwa. Żaden z dygnitarzy sowieckich nie chciał brać na siebie żadnej ryzykownej decyzji, więc chętnie na rozmaitych nasiadówkach zwalał odpowiedzialność na innych, dlatego nie wypowiadał słów, które w razie czego mogłyby być wykorzystane przeciwko niemu. Tylko wariat by mówił otwarcie do protokołu: „Tak, towarzysze, musimy jutro wejść do Polski!”. Całe sowieckie biuro polityczne mogło zapewniać siebie i cały świat, że żadnej interwencji nie będzie, a potem wystarczyłby jeden telefon, a czołgi T 72 wyjechałyby z Legnicy i ruszyłyby na Warszawę, tak jak to się stało w roku 1956.

Kto wmawia nam, że na 100 procent zna „jedną obiektywną prawdę” o stanie wojennym, że w grudniu 1981 roku żadna masakra rosyjska zupełnie nam nie groziła, plecie po prostu głupstwa. Podobnie zresztą jak ten, kto wmawia nam, że masakra nam groziła na 100 procent i że generał nas przed nią ocalił.

Fatalna nieprzejrzystość historii to jest coś, co doprowadza Rycerza Prawdy do prawdziwej furii, nic zatem dziwnego, że sięga on po siekierę. I jednym cięciem obwieszcza: „Rosjanie w grudniu 1981 nie tknęliby nas nawet małym palcem”. Można tylko pozazdrościć twardego, prawdziwie stalinowskiego samopoczucia. Towarzysz Rafał dixit.

[srodtytul]Co by było gdyby[/srodtytul]

Ja niestety takiego samopoczucia nie mam. Nie wiem, co by się stało, gdyby stan wojenny nie został wprowadzony w Polsce. Co by się wtedy w Polsce i z Polską stało. Ci zaś, którzy twierdzą, że wiedzą, to są ludzie nieprzytomni. Jak ktoś chce być uczciwy, to powinien nakreślić co najmniej kilka scenariuszy możliwego rozwoju zdarzeń, które niestety byłyby pewnie równie prawdopodobne.

Ale wracając do Dekalogu, chciałbym wiedzieć, jak 13 grudnia generał Jaruzelski powinien się zachować, żeby Rafał Ziemkiewicz mógł powiedzieć, że „czerwony łajdak” zachował się przyzwoicie? Na czym miałoby polegać to przyzwoite w świetle Dekalogu, porządne, właściwe zachowanie szefa niesuwerennej Polski pojałtańskiej, by zasłużyło na uznanie Rycerza Prawdy? Czy Rafał Ziemkiewicz uznałby za przyzwoite, gdyby generał zachował się jak Imre Nagy, „płatny pachołek Rosji”, który stanął na czele antysowieckiego powstania Węgrów, a potem po masakrze Budapesztu został na polecenie Sowietów zamordowany przez ludzi Kadara? A może zdaniem Rafała Ziemkiewicza generał 13 grudnia powinien nie robić nic, tylko pozwolić na to, by „Solidarność” przejęła władzę i na oczach Breżniewa zmieniła Polskę komunistyczną w prozachodnią Polskę demokratyczno-kapitalistyczną, która najchętniej nie widziałaby na swoim terytorium ani jednego sowieckiego żołnierza? I czy gdyby generał to zrobił, Rosja powiedziałaby: „Proszę bardzo!” i nie tknęłaby nas nawet małym palcem? Przypomnę, że między rokiem 1944 a 1981 było w Polsce około 400 tysięcy sowieckich żołnierzy z Północnej Grupy Wojsk. Siedzieliby sobie spokojnie w Bornym Sulinowie, kurząc machorkę przy samowarach? A może usatysfakcjonowałoby Rafała Ziemkiewicza, gdyby „płatny pachołek Rosji” popełnił samobójstwo w gmachu KC jako czerwony Judasz, który przejrzał? Co zatem powinien zrobić generał w tamtej sytuacji, by zasłużyć na uznanie Rycerza Prawdy?

Chętnie przeczytałbym tekst Rafała Ziemkiewicza, w którym ten wizjoner prawicy napisałby, jak jego zdaniem rozwinęłaby się sytuacja w Polsce i ościennych okolicach, gdyby stan wojenny nie został wprowadzony. Byłby to bardzo ciekawy artykuł i namawiam Rycerza Jednej Obiektywnej Prawdy do jego napisania. Jakie konsekwencje jego zdaniem wynikłyby z niewprowadzenia stanu wojennego, bo konsekwencje wprowadzenia – i to paskudne – dobrze znamy.

I mówiąc bez żadnej ironii, chciałbym zostać tym artykułem przekonany, że gdyby stan wojenny nie został wprowadzony, nad Polską zajaśniałaby jutrzenka pomyślności i szczęścia. Ale jak ta jutrzenka miałaby wyglądać w szczegółach? „Solidarność” by rozkwitała, partia by rozkwitała, a wojska radzieckie w Bornym Sulinowie biłyby nam brawo? Niech mnie Rafał Ziemkiewicz przekona, że nam, Polakom, nic by się nie stało, gdyby „Solidarność” stopniowo zaczęła przejmować władzę w zakładach pracy, w milicji, szkolnictwie i wojsku, budując na oczach partii i Rosji prawdziwą „Polskę samorządną”, w której podstawowe organizacje partyjne zostałby wyrzucone za bramę.

Sam zaś w marzeniach wyobrażam sobie najchętniej, że tamtej fatalnej nocy chciałbym się na miejscu generała zachować jak Imre Nagy. Ale równocześnie nie potrafię nie myśleć o tym, co by z tego wynikło dla Polski, gdyby szef niesuwerennego państwa zrodzonego w Jałcie rzucił partyjną legitymację jak tysiące członków partii, przyłączył się do ruchu „Solidarności i krzyknął Breżniewowi prosto w twarz, że wycofuje Polskę z Układu Warszawskiego oraz przyłącza ją do NATO. W 1981 roku?

[srodtytul]Dzięki niemu żyję? [/srodtytul]

Pamiętam z grudnia 1981 roku sporo działaczy „Solidarności”, którzy z niemal stalinowską pewnością Jednej Obiektywnej Prawdy mówili, że „władza leży na ulicy, trzeba się tylko schylić, żeby ją wziąć!”, trzeba tylko zmobilizować ludzi, bo komuna słania się na nogach i zaraz padnie. Przyznam, że jako członek „Solidarności” z niepokojem, a nawet ze strachem myślałem o Polsce, na której czele stanęliby tacy ludzie, chociaż realnego socjalizmu nie cierpiałem. Ale pamiętam też, że nie tylko ja, ale sporo członków „Solidarności” lękało się takich wodzów, którzy mogliby zrobić coś barwnie niespodziewanego. Gdy stan wojenny został wprowadzony, na widok generała w telewizorze zaciskałem pięści. Ale myśl, że na czele Polski mógłby stanąć ktoś taki na przykład jak Jan Rulewski, także nie zachwycała mojego serca. Grudniową nocą przeklinałem generała, ale chwilami myślałem (z wewnętrznym obrzydzeniem i nienawiścią), że może dzięki temu „przeklętemu pachołkowi” żyję, bo jednak wybił broń z rąk Sowietom i – drań – obszedł się jednak w dość cywilizowany (na tle obyczajów XX wieku) sposób z setkami tysięcy swoich przeciwników politycznych, choć miał też na rękach krew kilkudziesięciu ofiar stanu wojennego.

Kiedy analizuję jego sytuację, wydaje mi się czasem, że 13 grudnia po prostu nie miał żadnego ruchu. Czy to go osobiście rozgrzesza? A skądże, bo sam się pchał na pierwszego sekretarza komunistycznej partii, więc wypił piwo, którego sam naważył. Ale wbrew pozorom nie chodzi tylko o generała. Chodzi o polską sytuację z końca roku 1981, w której ktoś inny na miejscu generała też musiałby działać. Wszystko jedno, kto by to był. Nawet gdyby to był sam Rafał Ziemkiewicz. Bo gdyby wódz niesuwerennej Polski pojałtańskiej nazywał się Kowalski, Malinowski czy Ziemkiewicz, to i tak sytuacja byłaby taka sama. I coś trzeba by było w tej polskiej sytuacji zrobić. Tylko co? I na to pytanie chętnie bym usłyszał odpowiedź Rycerza Prawdy.

Chyba jednak takiej odpowiedzi się nie doczekamy od kogoś, komu od kilku już lat nienawiść do łże-elit i Adama Michnika tak odbiera rozum, że gotów sygnować swym nazwiskiem najoczywistsze absurdy i zanurzony w kłamstwie mnoży frazesy mające zagłuszyć fakty, niekiedy zupełnie nie licząc się z własną śmiesznością.

[i]Stefan Chwin jest prozaikiem, eseistą, krytykiem i historykiem literatury, profesorem Uniwersytetu Gdańskiego. Był członkiem jury nagrody Nike.[/i]

Rafał Ziemkiewicz należy do najwybitniejszych przedstawicieli młodego antykomunizmu polskiego, z pewnością więc ocali Polskę od zarazy demoliberalnej. Jego twarde, antykomunistyczne tyrady swoją retoryczną barwą przypominają do złudzenia nader skuteczne teksty stalinowskich publicystów z lat 50. ubiegłego wieku, którzy – podobnie jak on – wiedzieli w stu procentach, gdzie jest – że posłużę się cytatem z jego wypowiedzi – „jedna obiektywna prawda”, a dobro i zło można bez żadnego trudu odróżnić jak kurę od koguta. Pawka Korczagin polskiej prawicy jednym cięciem oddziela światło od ciemności, tępiąc wszelkich „zamazywaczy” i „salonowców”, do których on sam – o to możemy być spokojni – z pewnością nie należy. Prawdziwy antykomunista w paru punktach zwykle jest dość mocno podobny do prawdziwego komunisty.

Pozostało 95% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy