Klątwa fatalnego mebla (scenariusz telenoweli)

Życie samo napisało scenariusz nowej komedii polskiej, a właściwie tragifarsy w formie serialu telewizyjnego. Pozwolą państwo, że przedstawię to głośne wydarzenie i kompromitację ministra sportu Mirosława Drzewieckiego – pisze scenarzysta i producent telewizyjny

Publikacja: 31.12.2008 02:59

Klątwa fatalnego mebla (scenariusz telenoweli)

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Red

Fotel ministra sportu w polskim rządzie napiętnowany jest jakąś klątwą. Spod fotela dobywa się paskudny smród. Nad fotelem latają sępy i kraczą wrony. Obok, w biurku ministra, leżą niezrealizowane projekty i wielkie plany walki z korupcją w sporcie, w szufladzie leży maska Jokera z komiksu i filmu „Batman” z wielkimi ustami (Big Mouth – Wielka Gęba) pełnymi frazesów.

W pamięci komputera znajdują się notatki o dwóch poprzednikach ministra Drzewieckiego. Zajrzyjmy do tych notatek:

[srodtytul]Minister nr 1. Jacek Dębski (rząd AWS)[/srodtytul]

Ogłosił program walki z korupcją w sporcie. Został zamordowany przez płatnego zabójcę, będąc w towarzystwie podejrzanej kobiety, na zlecenie polskiego gangstera, rezydenta wywiadu w Wiedniu – niejakiego „Baraniny” (potem powieszonego w celi).

Okazało się, że minister Dębski sam był uwikłany w akcje korupcyjne, współpracując z politykami i gangsterami. Totalna kompromitacja polskiego rządu i premiera, który powołał tak nieodpowiedniego i podejrzanego typa na ministerialne stanowisko.

[srodtytul]Minister nr 2. Tomasz Lipiec (rząd Jarosława Kaczyńskiego)[/srodtytul]

Ogłosił program walki z korupcją w sporcie. Rozpoczął wojnę z prezesem i zarządem PZPN, którą sromotnie przegrał. W wyniku jego działań – stary prezes PZPN Marian Dziurowicz został zastąpiony przez nowego – Michała Listkiewicza, który umocnił związek piłkarski jako bastion niezależnych od polityków działaczy z tzw. terenu. A minister Lipiec został aresztowany z zarzutami korupcji i oczekuje na proces sądowy.(Na marginesie – obaj ministrowie: nr 1 i 2, byli łysi – może to jest jakaś wskazówka castingowa?)

Nastąpiła kompromitacja rządu i premiera, który powołał tak podejrzanego typa na stanowisko ministra.

[srodtytul]Minister nr 3. Mirosław Drzewiecki (rząd Donalda Tuska)[/srodtytul]

Biznesmen z Łodzi, o którym „różnie” mówiono. Ogłosił program walki z korupcją w sporcie. Rozpoczął wojnę z prezesem i zarządem PZPN, licząc na łatwe zwycięstwo „pod publiczkę” (bo tak mu ktoś poradził w gronie genialnych piarowców PO).

Tymczasem nadział się na kontrę ze strony potęg piłkarskich FIFA i UEFA, bo zlekceważył powszechnie znany fakt zaprzyjaźnienia prezesa Listkiewicza z Blatterem i Platinim, których siłę działania można przyrównać do sprawności Arnolda Schwarzeneggera uzbrojonego w rakietę Patriot.

Więc minister Drzewiecki poniósł sromotną klęskę w wojnie trzydniowej i wobec zagrożenia odebraniem Polsce Euro 2012 – wycofał się. Przechwalał się za to programem budowy boisk dla dzieci pt. „Orlik”. Pokazał się na takim boisku i kopnął piłkę w telewizji. Na razie boisk takich jest kilka, a ma być tysiąc.

Jednak wbrew jego oczekiwaniom na nowego prezesa PZPN wybrano Grzegorza Latę nazywanego „betonem”. Jako polityk więc Drzewiecki nie sprawdził się zupełnie, bo nie ma sukcesów politycznych, natomiast obiecuje, że: „zdążymy na Euro 2012”, „pale są wbijane w ziemię” i „autostrady będą gotowe”.

Wszystko pewnie dalej posuwałoby się w takim chaosie, gadulstwie i przy przechwałkach, gdyby nie dziennikarstwo śledcze telewizji TVN. W przeddzień ujawnienia przez TVN wydarzeń z 1999 roku Drzewiecki „udzielił kredytu zaufania prezesowi Lato”, zapewne jako człowiek, do którego możemy mieć pełne zaufanie.

[srodtytul]Fatalny sylwester w Miami[/srodtytul]

Teraz retrospekcja. Cofnijmy się w czasie. Noc sylwestrowa 31 grudnia 1999 roku była szczególną datą – tej nocy ludzkość żegnała się z wiekiem XX i wkraczała w wiek XXI. Mirosław Drzewiecki i jego żona Janina wraz z gronem przyjaciół świętowali powitanie nowego wieku w USA na Florydzie, w Miami. Pan Drzewiecki był wówczas biznesmenem z Łodzi, znanym w mieście włókniarzy z tego, że zrobił majątek na szyciu ubrań i sukienek. Prowadził kawiarnię w Łodzi o nazwie Wiedeńska, w której przesiadywali ludzie z półświatka przestępczego i handlarze narkotyków. Znalazł się na 77. miejscu najbogatszych Polaków tygodnika „Wprost”. Stać go było na wyjazd i zabawę w USA i dostał amerykańską wizę. Czyli miał i na bilety lotnicze, miał i na hotel, miał i na wino musujące, które zaszumiało mu w głowie.

Tak mu zaszumiało, że zupełnie stracił panowanie nad sobą w czasie zabawy, bo gdy wyrywał telefon komórkowy z ręki żony Janiny, aby zadzwonić do Polski i złożyć życzenia noworoczne dzieciom, „schwycił ją za szyję i przewrócił na ziemię” – jak zeznali świadkowie. Został aresztowany przez policjantów z Miami, którzy okazali się tacy jak w znanym serialu TV – zabrali pana Mirka do aresztu, a potem postawili przed obliczem sędziego. Rok 2000 i wiek XXI zaczął się dla późniejszego ministra sportu niepomyślnie. Ale...

Ale od czego maska Jokera „Big Mouth – Wielka Gęba” w szufladzie?!

[srodtytul]Bezdomny, bezrobotny milioner[/srodtytul]

Ponieważ minister sportu Mirosław Drzewiecki jako polski przedsiębiorca tekstylny (dawniej powiedziano by „fabrykant”) nie znał języka angielskiego (jak to sam określił eufemistycznie – „nie jest anglojęzyczny”), został przesłuchany przez policję przy pomocy tłumacza przysięgłego i jego odpowiedzi zostały zapisane w odpowiednim dokumencie i częściowo zaznaczone kółeczkami w formularzu. Dokumenty te się zachowały. Po założeniu magicznej maski jokera (joker to po angielsku „żartowniś”, „wesołek”) pan Mirek, jak to Polak mało szanujący prawo, a nawet omijający je – zaczął udzielać nieprawdziwych informacji o sobie i o zdarzeniu. Pewnie myślał, że będzie jak w Polsce i że kłamać wolno.Zdarzenie nazwał „zadymą”, bo razem z nim aresztowano na ulicy więcej osób. (Ciekawe, jak przetłumaczono na angielski określenie „zadyma”, które Drzewiecki często powtarza, mówiąc o zdarzeniu w Miami). Być może – „Granda Banda in Miami” albo „A Polish Downfall”?

A więc po pierwsze – przedstawił się jako polski „dyplomata”, co szybko sprawdzono i zaznaczono jako kłamstwo. Po drugie łódzki milioner pod przysięgą podał policji, a potem sędziemu, że nie posiada pracy, pieniędzy i majątku, więc nie stać go na wynajęcie adwokata. Dobrotliwe prawo stanu Floryda zapewniło mu więc obrońcę z urzędu, który jednak nie mógł przeciwdziałać temu, że jego klient w czasie przesłuchania na komisariacie „stracił przytomność” (zadziałała niewątpliwie duża ilość wina musującego wypitego w sylwestra). Pan Mirek został później postawiony przed obliczem sędziego, a żona Janina, będąca również pod wpływem alkoholu, wytrzeźwiała szybciej i zaczęła bronić męża swoimi zeznaniami. Tłumaczyła, że żadnego bicia żony nie było, tylko „wyrywali sobie komórkę”, a obok była na ulicy „zadyma”. No co? Ciekawa akcja filmu? I ciekawy wątek psychologiczny poszkodowanej żony Polki, która w obliczu bezlitosnego prawa amerykańskiego zmienia zeznania na korzyść męża. Prawda, że to fajne?

Sąd wypuścił pana Mirka za kaucją 1500 dolarów i ponieważ dwóch świadków awantury sylwestrowej nie zgłaszało się na kolejne rozprawy – umorzył w końcu sprawę. Potem pani Janina Drzewiecka zgłosiła się po odbiór kaucji (na biednych nie trafiło, ale 1500 dolarów piechotą nie chodzi) i wszystko przyschło na dziewięć lat. Aż tu nagle...

[srodtytul]Dziennikarstwo śledcze w telewizji TVN[/srodtytul]

Dwaj dziennikarze TVN Tomasz Sekielski i Andrzej Morozowski prowadzący program „Teraz my” dowiedzieli się o amerykańskiej przygodzie ministra Drzewieckiego i uzyskali informację o niej od rzecznika sądu w Miami i z dostarczonych dokumentów policji oraz sądu amerykańskiego. Zaprosili pana Mirosława do telewizji i tam minister sportu udzielił im wyjaśnień – jak to było naprawdę. A więc to był raczej „żarcik, przygoda, którą chętnie opowiadał w gronie bliskich przyjaciół”. Wytłumaczył, że prawo i policja na Florydzie są „bardzo surowe, do tego stopnia, że na jednego mieszkańca Florydy przypada 0,85 policjanta” i podzielił się temu podobną „wiedzą”. Mimo że „nie jest anglojęzyczny”, a system sądowy USA – niesprawiedliwy, policja brutalna – to okazuje się, że minister Drzewiecki kupił sobie mieszkanie właśnie na Florydzie i przyleciał tam potem jeszcze 23 razy („i nikt od niego niczego nie chciał”).

Minister nie widział w swoim postępowaniu niczego moralnie nagannego, a kłamstwa, jakich się dopuścił wobec policji i sądu USA (i które są tam karalne), przedstawił po prostu jako rezultat nieznajomości prawa Florydy i w ogóle jako „zabawne zdarzenie”.

[srodtytul]Co na to premier Tusk?[/srodtytul]

Redaktorzy Morozowski i Sekielski pod koniec przykuwającego do foteli programu zapytali ministra sportu Mirosława Drzewieckiego, czy premier Tusk wie o tym wydarzeniu, czy może mu o tym (żartując oczywiście) opowiadał. Okazuje się, że nie. Przyjaciołom pan Mirek opowiadał, ale premierowi Tuskowi – nie.

Premier Tusk będący jeszcze w podróży służbowej do Kataru odpowiedział, że nic go nie obchodzi życie prywatne ministra Drzewieckiego. To zrozumiałe – przecież zaledwie kilka dni temu minister Drzewiecki, niczym bank gwarancyjny, „udzielił kredytu zaufania” prezesowi PZPN – Grzegorzowi Lacie. Gdyby nie poparł Drzewieckiego – Grzegorz Lato mógłby ten „kredyt zaufania” stracić. Nie wolno do tego dopuścić!

[srodtytul]Dwa możliwe zakończenia tego serialu (do wyboru):[/srodtytul]

Wariant 1: Jeśli żyjemy w państwie prawa i wysokich standardów etycznych stosowanych wobec reprezentantów społeczeństwa – posłów, polityków, ministrów, sędziów, prokuratorów, prezydentów miast – to zobowiązuje. Jest to wtedy państwo, w którym do rządzenia wydelegowani są ludzie najlepsi według najwyższych kwalifikacji zawodowych, etycznych i moralnych. Jest bowiem coś takiego jak etyka, której co prawda naucza się w szkołach, ale której się nie przestrzega w republikach bananowych albo w Rosji.

Jeśli wybiera się standardy państwa prawa – wówczas krzywoprzysięstwo, kłamstwa, ukrywanie prawdy przed sądem innego kraju (USA), w którym polski biznesmen-polityk kupuje mieszkanie i korzysta z kredytu bankowego – staje się barierą zagradzającą drogę do sprawowania urzędu państwowego. Polityk taki bowiem traci społeczne zaufanie.

Wariant nr 2. Jeśli żyjemy w państwie, w którym prawo jest naginane dla potrzeb klik, interesów, oligarchów, partii politycznych, które chwilowo uchwyciły władzę, w którym następuje „falandyzacja” prawa lub ochranianie członków swojej kliki – to wtedy nie należy niczego robić i pozwolić, aby sprawa kompromitacji ministra Drzewieckiego w telewizji i wcześniej na Florydzie toczyła się dalej według scenariusza kiczowatej telenoweli.

[srodtytul]Jak oceniana jest polska klasa polityczna?[/srodtytul]

Polska ma złą prasę na Zachodzie. W ubiegłym roku ważna gazeta niemiecka „Süddeutsche Zeitung” w artykule o naszym kraju zamieściła znamienny tytuł „Owoce nepotyzmu”. Celne obserwacje o naturze sprawowania władzy w Polsce sprowadzają się do brutalnej prawdy: „W Polsce zwycięzca wyborów dostaje 50 000 posad do obsadzenia”. Każda polska ekipa po objęciu władzy hojnie wynagradzała posadami własnych ludzi. A ponieważ jak dotąd żaden rząd nie ostał się na drugą kadencję – dochodzi do gruntownej wymiany całej administracji państwowej, wymiaru sprawiedliwości oraz mediów i przedsiębiorstw znajdujących się pod kontrolą państwową.

Tradycję ma w Polsce zwłaszcza instrumentalizacja aparatu władzy, którą politolodzy określają nazwą „polskiej choroby”. To widzą obserwatorzy zagraniczni. Jesteśmy w Unii Europejskiej i to obdzielanie stanowiskami totumfackich i mianowanie ich na stanowiska jest niedopuszczalne – to właśnie są „owoce nepotyzmu”.

Tak więc Mirosław Drzewiecki otrzymał jako członek zaufania premiera tekę ministra sportu. Trzeba go było widocznie nagrodzić za jakieś zasługi z przeszłości, a do tego jest on wesołą duszą towarzystwa i w przeszłości organizował różne miłe imprezy dla kolegów partyjnych. Była kasa i dobry humor jokera. Ale premier nie pomyślał o fatalnym fotelu ministra sportu. Ciąży nad nim jakaś klątwa lub fatum. Kto zdejmie tę klątwę z fatalnego mebla – sam premier czy dopiero następne wybory?

[i]Autor jest producentem telewizyjnym i reżyserem filmowym, twórcą talk-show „Na każdy temat” w Polsacie, a także scenarzystą serialu TVP „Kariera Nikodema Dyzmy” z Romanem Wilhelmim w roli tytułowej[/i]

Fotel ministra sportu w polskim rządzie napiętnowany jest jakąś klątwą. Spod fotela dobywa się paskudny smród. Nad fotelem latają sępy i kraczą wrony. Obok, w biurku ministra, leżą niezrealizowane projekty i wielkie plany walki z korupcją w sporcie, w szufladzie leży maska Jokera z komiksu i filmu „Batman” z wielkimi ustami (Big Mouth – Wielka Gęba) pełnymi frazesów.

W pamięci komputera znajdują się notatki o dwóch poprzednikach ministra Drzewieckiego. Zajrzyjmy do tych notatek:

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy