„Kastrat”, 16-minutowy film Kozyry z 2007 roku, przyprawia o zawrót głowy rozmachem i brawurą. To rzecz o całopaleniu w procesie twórczym. O dogrzebywaniu się do źródeł bólu, niepokoju, wrażliwości. W dodatku praca erudycyjna, z odniesieniami do „Farinellego: ostatniego kastrata”, „Casanovy” Felliniego, „Victora, Victorii” Edwardsa i wielu innych dzieł.
W wyprawach do obozu przeciwnej płci Kozyra w Polsce jest odosobniona. I jak nikt odważna. Zapewniam – nie chodzi jej o sensację. Chce zbadać stan, który dla pewnych osób staje się psychicznym przymusem. Bo jak świat światem, zdarzają się osoby o „pomylonej” przynależności do płci. Oraz typy obojnacze, niedookreślone. Jedni i drudzy próbują się jakoś znaleźć, osadzić w życiu.
[srodtytul] Pół chłop, pół baba [/srodtytul]
Bywały epoki i miejsca przychylne odmieńcom. Grecja, Rzym, dwór Henryka III Walezego, gdzie szczególnymi względami cieszyli się biseksualni „milusińscy”, czyli mignons – chłopcy paradujący w damskich kreacjach.
Na szerszą skalę perwersje z seks-przebierankami weszły w modę w XX wieku. Zwłaszcza wśród wyzwolonych kobiet emancypacja przybierała chłopięce kształty. Najsłynniejszymi zmaskulinizowanymi gwiazdami były Greta Garbo i Marlena Dietrich. O ile dama w smokingu prezentuje się sexy, to facet w kiecce wygląda groteskowo. Aspekt humorystyczny takich przebieranek stał się lejtmotywem niejednego filmu, z „Pół żartem, pół serio” Widlera na czele.
Wtedy gdy gigant komedii kręcił swój przebój, czyli pod koniec w lat 50., dewiacje genderowe nie wchodziły w grę. Obowiązywały wzorce „normalności”: wdzięcznie kobiece kobiety i byczo męskie samce. Jak zawsze w dobie kryzysu, kiedy przyrost naturalny staje się największym dobrem.