[b]Podobno wasze życie po wojnie mogło potoczyć się zupełnie inaczej?[/b]
Ojciec, który pracował podczas wojny w ministerstwie spraw wojskowych Rządu Londyńskiego, bał się wracać do komunistycznej Polski. Chciał nas ściągnąć do Anglii. Matka dwukrotnie w 1946 próbowała zorganizować dla nas nielegalny przerzut w Krakowie i Gdyni. Nie udało się, zostaliśmy w kraju. I tak dobrze, że nie trafiliśmy do więzienia.
Czekaliśmy teraz, że ojciec wróci do nas, tymczasem w 1948 popłynął do Argentyny, bo liczył, że tam spełni swoje marzenia o artystycznej karierze. Nie powiodło mu się i ciężko zmagał się z codziennymi przeciwnościami.
Byliśmy w kontakcie z ojcem, choć długo musieliśmy się kryć z tym, że został na zachodzie. W komunistycznych czasach listy musieliśmy szyfrować przed cenzurą, pisząc niby o innych osobach. W 1960, gdy przez półtora roku byłem w Wielkiej Brytanii na Uniwersytecie w Birmingham, wreszcie mogliśmy jawnie korespondować. Namawiałem go do powrotu. Wahał się, ale ostatecznie się nie zdecydował. Zmarł w Paragwaju w 1968 r. na atak serca.
[b]Coś z jego artystycznego dorobku przetrwało?[/b]
Mam po nim trochę obrazów, rzeźb i fotografii. Wśród przedwojennych obrazów jest pałacyk Lubomirskich w Rzeszowie, gdzie mieszkali dziadkowie i urodził się Jurek. I mój portret. Z czasów angielskich, gdy studiował rzeźbę w Glasgow, pochodzi m.in. autoportret ojca w mundurze. Jest też parę obrazów z Argentyny i Paragwaju, które nam przysłał, gdy przeczuwał, że jego życie się kończy. Na jednym - z Argentyny, gdzie prowadził faktorię, namalował dżunglę nad rzeką Paraną i postać (symboliczny własny wizerunek?) czekającą na widoczny na horyzoncie statek. Na innym - z Paragwaju, gdzie był nauczycielem angielskiego w szkole British Council - impresjonistyczną uliczkę.
[b]W dorosłym życiu Pana kontakty z bratem pozostały bliskie? [/b]
Jak mówiłem, nasze drogi szły różnymi torami. Zacząłem pracować jako asystent na UJ, ożeniłem się. Nawet, gdy pojechaliśmy obaj do Rosji, minęliśmy się w drodze. To było w Październiku 56, kiedy dużo ludzi miało nadzieję, że komunistyczny system się zmieni i wróci przedwojenny socjalizm. Jurek akurat wracał z Moskwy, gdzie studiował metodę Stanisławskiego, gdy ja wyjeżdżałem do Leningradu na stypendium naukowe. Ojciec w listach dawał nam do zrozumienia, że nie podobają mu się te nasze podróże do Rosji. Ale po latach, gdy obaj mieliśmy już zawodowe sukcesy, przyznał, że niesprawiedliwie to oceniał.
Z Jurkiem nigdy jednak nie straciliśmy kontaktu. Bywałem na jego spektaklach w Opolu i Wrocławiu. Największe wrażenie wywarło na mnie „Apocalypsis cum figuris”. A on wpadał do nas do Krakowa i letniego domu w Tarnawie. Spotykaliśmy się też podczas naszych wyjazdów na Zachód.
[b]Gdzie? [/b]
Parę razy odwiedzałem go we włoskiej Pontederze, a on przyjeżdżał do nas do Louvain-la-Neuve do Belgii, gdzie pracowałem i do Karlsruhe w Niemczech. A zaraz po stanie wojennym spotkaliśmy się w Ameryce. Tak się złożyło, że akurat podjąłem współpracę z Lawrence Berkeley Laboratory w pobliżu San Francisco. A Jurek w tym czasie mieszkał w Long Beach koło Los Angeles i pracował na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine. Pojechałem do niego na wspólny weekend. Stracił wówczas polski paszport i został emigrantem. Gdy odnosił największe zagraniczne sukcesy w Europie i USA, Polska była dla niego przez blisko 20 lat zamknięta. Opowiedział mi,jak to się stało. Reżimowe władze zamierzały zorganizować w kraju kongres kultury, by złamać bojkot twórców i dać światu do zrozumienia, że w Polsce życie toczy się normalnie. Zaproponowały mu w nim udział. Jurek odmówił, bo nie chciał firmować swoim nazwiskiem stanu wojennego. Wtedy nie przedłużono mu paszportu.
[b]Kiedy po raz ostatni widział się pan z bratem? [/b]
W 1997, gdy przyjechał do Krakowa. Rozmawialiśmy o jego kandydaturze na profesora College de France. Niebawem specjalnie dla niego utworzono tam katedrę antropologii teatralnej. Tylko trzech Polaków: Mickiewicz, Grotowski i Geremek wykładali w College de France.
Rozmawialiśmy też jak zwykle o źródłach teatru, fizyce, filozofii, religii. Jerzy z zainteresowaniem słuchał, gdy mu opowiadałem o początku świata, ale nie w sensie biblijnym, lecz kosmologicznym. Zastanawialiśmy się, czy można szukać Boga w kosmologii?
[b]Według niektórych naukowców teorię wielkiego wybuchu można pogodzić z teologicznym dziełem stworzenia. [/b]
To skomplikowane sprawy, ale wielu fizyków faktycznie szuka korzeni religii w losach Wszechświata, jak ksiądz i kosmolog Michał Heller, niedawny laureat prestiżowej nagrody Templetona. Myślę, że także w moich zainteresowaniach i Jurka, wbrew pozorom, kontrast nie był tak ogromny. Jurek szukał Boga pierwocinach teatru i religiach różnych cywilizacji. A ja - w fizyce i w kosmologii.
[ramka][b]Z pamiętnika Jurka: [/b]
„Wieczór. Mamusia gdzieś poszła ja piszę pamiętnik zaraz Kaziowi zagram na charmonijce (c przekreślone) i będziemy maszerowali. (D.C.N.)”
Na innej stronie wiersz:
„Pobłogosław Panie Boże,
Przy nauce polskie dzieci
Łaska twoja niech Wspomoże
Dobroć twoja niech oświeci“ [/ramka]