Toporne wyznanie miłości

Urodził się przed siedmioma dekadami, cieleśnie zniknął z tego świata lat temu 12. Ale Roland Topor tkwi w świadomości wszystkich, którym nie po drodze z popkulturą.

Publikacja: 07.02.2009 00:01

Roland Topor

Roland Topor

Foto: EKPICTURES

Zaszeleściło, zakurzyło, stuknęło. I oto o godzinie ciemnej stanął przede mną duch Topora. Nie umiem powiedzieć, ile przegadaliśmy godzin. Kiedy mu się znudziło, wniknął w siebie i tyle go widziałam. Na pamiątkę zostawił wielki atlas Świata Wyobraźni w formie kliszy pamięci.

[srodtytul]Niezawodny rozśmieszacz[/srodtytul]

Marę przywołała książka „Zduszony śmiech” Frantza Vaillanta. Pierwsza francuska biografia poświęcona „panikarzowi” ukazała się niedawno w polskim przekładzie.

Francuzi boczyli się na Rolanda, że za mało francuski, niezbyt lekki, za to obsceniczny i makabryczny. Brutal w sposobie rysowania, pisania i myślenia. Podobał się w Austrii i Niemczech; kolekcjonowano go we Włoszech, Anglii, Holandii, Szwecji. Miał, i ma nadal, licznych adoratorów w Polsce (jeszcze za komuny jego rysunki publikowały m.in. „Szpilki” i „Przekrój”; gdy odwiedził ojczyznę przodków, podejmowany był jak gwiazda, co nie zmyliło jego czujności – ocenił PRL jako „straszny kraj”).

Do dziś funkcjonuje nieformalne, ponadnarodowe i ponadpokoleniowe zrzeszenie toporowyznawców, nieufających sławie ani zaszczytom. Ceniących ponad wszystko wolność słowa, myśli, skojarzeń.

Za życia w ojczyźnie wielbili go nieliczni. Nigdy nie zyskał powszechnej sympatii, nawet gdy znalazł się na szczycie popularności. Bo już pod koniec lat 60. stał się „osobowością medialną”. Intensywnie udzielał się w radiu, a zwłaszcza telewizji. Był ekspertem od wszystkiego. Filozof, który wybrał rolę trefnisia.

Mały ekran okazał się konsekwencją współpracy z „Elle”, w owym czasie najbardziej nonkonformistycznym kobiecym magazynem. Roland i moda? Kontrast potwierdzający regułę, że ekstrema się przyciągają. Kiedy kurduplasty typ z wybałuszonymi oczyma pojawił się w programie o futrach prowadzonym przez Romy Schneider i dowodził wyższości pulowerów, powstał efekt kabaretowy.

Tak już zostało. Topora zakwalifikowano do grupy niezawodnych rozśmieszaczy. Podnosił temperaturę najbanalniejszych spotkań w studiu. Cięty i bezpardonowy w słowach, bawił też mimiką.

Wypowiadał się na tematy wszelkie, od kuchni po politykę poprzez pieniądze, seks, stosunki z matką, kobiety. Zawsze celnie, ironicznie, morderczo dowcipnie, nieszablonowo. Najrzadziej pytany był o własną sztukę. Paradoks? Tak, na miarę Topora.

W głębi duszy gardził mediami. A przede wszystkim owczym pędem. W 1968 roku nie chciał wytknąć nosa na ulicę kipiącą entuzjazmem „zrywania kajdan”. Gdyby nie argument Fernando Arrabala, kumpla z Grupy Panicznej („musisz iść, bo twój syn cię zapyta, co robiłeś w maju sześćdziesiątego ósmego roku”), pewnie ominęłyby go spektakularne wydarzenia.

Uzasadniał: „Wartość człowieka mierzy się nie tym, jaki jest, gdy się wysila, ale tym, jaki jest normalnie. Zwykli bohaterowie, codzienne wydarzenia stanowią przeciwieństwo świata kreowanego przez media, które promują sławę, gwiazdy i marzenia…”

[srodtytul]Wątki ze snów[/srodtytul]

Umarł z fasonem, choć przedwcześnie. 59 lat, nawet nie starość. Jednak permanentnie zarywane noce („nadeszła noc, nareszcie lepiej widać”, mawiał), paniczno-kompulsywne obżeranie się, wypite morze wina i wypalone plantacje tytoniu oraz ogólnie niehigieniczny tryb życia – to musiało mieć konsekwencje. A może właśnie na tym polegała życiowa filozofia Rolanda? Nie chciał skończyć jak Trelkovsky, sfiksowany „Chimeryczny lokator”. Tu dygresja: debiutancką powieść 25-letniego autora odrzuciło ośmiu wydawców. Dziewiąty przyjął, lecz krytyka – nie. Porównywano z Kafką, Poem, Lovecraftem. Na niekorzyść Topora. Nie rozumiano, że w powieści oddał swój strach przed cierpieniem, nietolerancją, śmiercią. Kostuchy bał się od dziecka. Serio. „Miałem obsesję, żeby dożyć dziesiątego roku życia”. Nad łóżkiem wywiesił hasło: „Precz z chorobą!”. Drżał o zdrowie, a jednocześnie robił wszystko, by je sobie zrujnować.

Na pozór pełen luz. Tak naprawdę – tytan pracy. Ciągle w biegu, w gorączce twórczej. Jego wyobraźnia i intelekt zdawały się produkować pomysły w tempie oddechu, bez wysiłku; ręce w ciągłym ruchu, żeby biec za wizjami. „Pracował w natchnieniu, nawet kiedy spał!” – zaręczała jedna z jego partnerek. „Pomysły przypływały zazwyczaj zaraz po przebudzeniu się z drzemki. Łączył wątki ze swych snów z rzeczywistością”.

Zarabiał nieźle, lecz umarł bez grosza. Przeputał wszystko na życie. Nie wykupił miejsca na cmentarzu – nie chciał śmierci ułatwiać zadania. Przyjaciele załatwili dobrą lokalizację na cmentarzu Montparnasse – między grobami Baudelaire’a i Tzary. Na ostatnią drogę wyposażyli go w ulubione cygara i flaszkę czerwonego wina. Godny pochówek dla kogoś, kto deklarował:

„Niechaj całe moje życie/ będzie wielkim w mordę biciem/ Tych skurwieli i śmierdzieli/ Co skasować by nas chcieli/ Rysuję więc bez kompleksu/ Gówno krew i dużo seksu”.

A propos seksu. Kobiety miały z nim krzyż pański. Musiały mu matkować, odgrywać rolę pomocy domowych, zajmować się rachunkami i podatkami. Poza tym Roland szybko się nudził, urodą też. A powab to był warunek, jaki musiały spełniać wybranki jego serca. Bo przecież: „Przy ładnej kobicie/ Piękne jest życie/ Przy szpetnej pani/ Życie do bani”.

[srodtytul]Byt antypierdoły[/srodtytul]

Wzrostu – żadnego. Tendencja do tycia. Oczy wybałuszone – prawie wylatujące z orbit, no i ten śmiech, głośny, bardzo głośny – a taki śmiech to prawie brak wychowania. Ubrany przeciętnie, sans recherche, jak mówią Francuzi, zawsze brudne buty i wymięte spodnie, i zarost wyrastający z zastraszającą szybkością…”.

Taki portret naszkicował Roman Cieślewicz 30 lat temu z okładem. W jednej ręce ciacho z kremem, w drugiej – cygaro, z kieszeni wystająca flaszka burgunda. Takiego go zobaczyłam, kiedy nawiedził mnie jako nocna mara. Mimo to – kocham pana, panie Topor!

Był wzorcem z Sevres antykoniunkturalizmu. Przedrostek anty- najlepiej oddaje jego osobę i osobowość. Antykarierowicz o antycznym sposobie rysowania. Antykomercyjny, choć pankreatywny.

Nic, co w zasięgu artystycznej aktywności, nie było mu obce. Pisanie? Proszę bardzo. Każda poprzeczka do przeskoczenia: powieść, dramat, wiersz, esej, opowiadanie, scenariusz filmowy, telewizyjny. Aktorstwo? Nie ma sprawy – duży i mały ekran, role charakterystyczne, komediowe i tragiczne. Paleta sztuk plastycznych też obfita: rysunek, ilustracja, plakat, grafika, film animowany. Z muzyką słabiej – tylko teksty piosenek, za to jakie rytmiczne! Starczyłoby materiału na kolejne „Pamiętniki starego pierdoły”. Tym razem nie fikcyjne – Topor naprawdę miał się czym chwalić. Mógłby zacząć jak bohater „Pamiętników… ”: „Moje wybitne uzdolnienia w dziedzinie sztuk plastycznych dawały o sobie znać od najwcześniejszego dzieciństwa. W wieku trzech lat rytowałem widelcem w purée ziemniaczanym takie Klee, że rodzina nie posiadała się ze zdumienia. Czwarty rok przedrzemałem, ale mając lat pięć, już rysowałem ołówkiem portrety kolegów, piękniejsze i lepiej oddające podobieństwo niż zdjęcia Lewisa Carrolla”.

I dalej mógłby sobie kadzić w tym stylu – gdyby nie to, że uosabiał antytezę spierniczenia, pompierstwa i samochwalstwa. Na humor Topora mało kto się załapywał. Trzeba było ryzykanta na miarę Christiana Bourgeois, żeby opublikować coś tak szokującego jak „Cztery róże dla Lucienne”. Ale początkujący wydawca znalazł z Rolandem wspólną pasję: nocne knajpiane życie. Bourgeois wystawił autorowi celujące świadectwo z wszystkoizmu: „W jego przypadku różne formy działalności współbrzmiały, nakładały się na siebie. Zajmował się każdą z nich po równo, z taką samą energią. Nie istniała żadna hierarchia, WSZYSTKO było ważne”.

[srodtytul]Lekcja życia[/srodtytul]

Miał 24 lata, kiedy udzielił pierwszego telewizyjnego wywiadu.

„Kogo próbujesz naśladować?” – pada pytanie. „Marlowe’a”.

„Co cię najbardziej rozśmiesza?”. „Spektakl. Codzienności, ale nie tylko. Wszystko!”.

„Jaki typ kobiet najbardziej lubisz?”. „Lubię wszystkie typy kobiet, ale nie wszystkie typy facetów”.

Niezły tupet jak na smarkacza ledwo próbującego samodzielności. Jedno wiedział: żaden profesor akademii sztuk pięknych, w której zdobywał podstawy artystycznej profesji, nie skręci karku jego niezależności. Były to czasy (1955 rok), kiedy do paryskiej École des Beaux-Arts przyjmowano bez matury. Dla Rolanda ważne, bo nie zdał egzaminu dojrzałości. Jakoś prześliznął się przez egzaminy wstępne. Nie żeby nie miał wiedzy. Przeciwnie, należał do kategorii młodocianych erudytów. Z rysowaniem też nie było kłopotów – nie wypuszczał ołówka z dłoni. Tyle tylko, że szedł edukacyjnym stereotypom pod włos. Lecz czy życie nie dało mu najważniejszej lekcji?

Urodził się w styczniu 1938 roku. Dane mu były dwa lata normalnego dzieciństwa. Potem wojenny strach przed „prawdziwymi francuskimi patriotami”. Nie ukrywał się w szafie, jednak wraz z siostrą wojnę przeżył w obcej rodzinie, żeby nie kojarzono ich z żydowskimi rodzicami. Nawiasem mówiąc polskiego pochodzenia. Ojciec Abram i matka Zlata wyemigrowali z Warszawy pod koniec lat 20.

W rodzinie Toporów talent plastyczny przechodzi z pokolenia na pokolenie. Abram rzeźbił i malował. Nicolas, jedyny potomek Rolanda, rocznik 1963, również reprezentuje rozległe uzdolnienia. Dziewięć lat temu, kiedy odwiedził Warszawę, zapytałam go, czy stara się dorównać ojcu, naśladować jego nieokiełznaną karierę. – Podobnie jak ojciec staram się bawić, pracując – odparł. – To podejście do twórczości można uznać za kontynuowanie rodzinnej tradycji.

Zaszeleściło, zakurzyło, stuknęło. I oto o godzinie ciemnej stanął przede mną duch Topora. Nie umiem powiedzieć, ile przegadaliśmy godzin. Kiedy mu się znudziło, wniknął w siebie i tyle go widziałam. Na pamiątkę zostawił wielki atlas Świata Wyobraźni w formie kliszy pamięci.

[srodtytul]Niezawodny rozśmieszacz[/srodtytul]

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy