Reklama
Rozwiń
Reklama

Tajemnice Oddziału „Y”

Komórkę wywiadu wojskowego PRL prowadzącą nielegalne operacje finansowe nadzorowali oficerowie, którzy później stali się elitą WSI

Aktualizacja: 25.04.2009 15:16 Publikacja: 25.04.2009 15:00

Gen. Konstanty Malejczyk, kiedy w 1982 r. werbował agenta „Laufra”, występował jako Grzegorz Malewsk

Gen. Konstanty Malejczyk, kiedy w 1982 r. werbował agenta „Laufra”, występował jako Grzegorz Malewski

Foto: PAP/CAF, Filip Miller FM Filip Miller

W okresie dyktatury Wojciecha Jaruzelskiego wojskowe służby specjalne zaczęły odgrywać kluczową rolę w całym obszarze bezpieczeństwa PRL. Szczególna rola przypadła wówczas wywiadowi wojskowemu (Zarząd II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego), który, począwszy od 1944 r., pozostawał głównym pasem transmisyjnym sowieckich wpływów i kontroli nad Polską. Jeszcze w połowie lat 80. na zamkniętych akademiach dowództwo ludowego Wojska Polskiego z dumą podkreślało fakt, że „oficerowie radzieccy bezpośrednio brali udział w organizowaniu polskiego wywiadu wojskowego” i że „w zasadzie wszyscy oficerowie pełniący kierownicze funkcje w Zarządzie II przeszli przeszkolenie w Związku Radzieckim”.

To właśnie w porozumieniu z Sowietami w listopadzie 1983 r. w Zarządzie II powstał Oddział „Y”, którego elitę stanowili oficerowie przeszkoleni na kursach GRU w Moskwie. Rola tej komórki w strukturze wywiadu wojskowego PRL była szczególna. Poprzez stworzenie sieci przedsiębiorstw i wykorzystanie spółek polonijnych Oddział „Y” przerzucił na Zachód wielu współpracowników, rozbudowując przy tym tzw. zagraniczny aparat wywiadowczy. Dzięki temu w całej dekadzie lat 80. zrealizowano szereg nielegalnych operacji finansowych, których celem było lokowanie pozabudżetowych środków dewizowych w celu powiększenia zysków oraz swobodne i niekonwencjonalne wykorzystanie operacyjne tych funduszy. Jak ustaliła Komisja Weryfikacyjna WSI w 2007 r., dochody były uzyskiwane z „dodatkowych prowizji, darowizn i dodatkowych zarobków uzyskiwanych przez oficerów pod przykryciem i współpracowników działających w firmach zagranicznych oraz z wpływów z operacji bankowych i nielegalnego przejęcia spadków zagranicznych”. To właśnie mechanizmy wypracowane w Oddziale „Y” stworzyły w dużej mierze aferę FOZZ i wiele pomniejszych patologii.

I choć kwestia nielegalnego przejmowania spadków po osobach bezpotomnie zmarłych była przez długie lata przedmiotem zainteresowania przede wszystkim wywiadu cywilnego współpracującego w tej sprawie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, to w latach 80. w proceder ten zaangażował się także wywiad wojskowy. Regulowała to specjalna instrukcja szefa Zarządu II z kwietnia 1985 r. o przejmowaniu przez Oddział „Y” „bezdziedzicznych spadków zagranicznych”. Kulisy takich działań wywiadu wojskowego ukazuje przykład Tadeusza Mrówczyńskiego, który od 1982 r. współpracował z Oddziałem „Y” jako „Laufer”.

[srodtytul]Życie z bezpieką [/srodtytul]

Urodzony w 1942 r. Tadeusz Mrówczyński to wypróbowany współpracownik tajnych służb PRL. Mając zaledwie 20 lat, został zwerbowany przez pion kontrwywiadowczy SB w Łodzi. TW ps. Szabo i Komorski szybko zyskał uznanie w oczach ludzi służb. W 1969 r. otrzymał nawet „zadania ofensywne” zatwierdzone przez kierownictwo Departamentu II MSW. Realizował zadania na terenie RFN i Holandii. „Przekazywane przez TW informacje były obiektywne i prawdziwe. Do współpracy chętny i zdyscyplinowany. Przejawiał wiele własnej inicjatywy. W toku współpracy nie stwierdzono faktów podważających prawdziwość jego informacji” – pisano w agenturalnej charakterystyce z 1971 r.

Reklama
Reklama

Ofensywność Mrówczyńskiego sprawiała czasem pewne kłopoty. W 1978 r. został skazany na pięć lat więzienia w NRD „za próbę wywozu większej ilości znaczków pocztowych”, które były „własnością dwóch kobiet”. Ponadto stracił swojego mercedesa i twardą walutę, którą obracał w czasie swojej eskapady na Zachód. To, co opiekunowie konfidenta nazwali eufemistycznie próbą wywozu znaczków, było zapewne próbą zwykłego rabunku. W dokumentacji operacyjnej pojawiają się na ten temat sprzeczne informacje. W każdym razie w latach 1978 – 1980 Mrówczyński przebywał w więzieniu w Bautzen, po czym na mocy amnestii przekazano go w ręce wymiaru sprawiedliwości PRL. W 1982 r. Prokuratura Rejonowa w Łodzi ostatecznie umorzyła śledztwo w sprawie Mrówczyńskiego, nie znajdując „dostatecznych dowodów przestępstwa” popełnionego w 1978 r. Prawdopodobnie było to związane z nowymi zadaniami, jakie postawiła przed nim bezpieka.

[srodtytul]Werbownik Malejczyk [/srodtytul]

Jesienią 1982 r. kontrwywiad SB podjął decyzję o przerzuceniu Mrówczyńskiego do RFN, gdzie w okolicach Stuttgartu zamieszkiwała jego bliska rodzina. Jak pisał w notatce por. Jan Górski z Wydziału II SB w Łodzi, rodzina Mrówczyńskiego „to byli volksdeutsche, którzy w 1942 r. wyjechali z Łodzi”. W Niemczech mieli prowadzić firmę odzieżową, która miała obsługiwać Bundeswehrę.

Podczas jednej z wizyt rodzinnych w Niemczech, jeszcze w latach 70., Mrówczyński był indagowany przez funkcjonariuszy Federalnej Służby Wywiadowczej (BND). Dla bezpieki była to dobra „legenda”, by podjąć grę wywiadowczą z Niemcami. Chodziło zapewne o „wystawienie” Mrówczyńskiego do werbunku przez BND w celu uzyskania informacji na temat kierunków zachodnioniemieckiej działalności wywiadowczej wobec PRL. W związku z tym został on ponownie wciągnięty do aktywnej sieci agenturalnej, tym razem jako TW „Emil”.

Jednak te ambitne plany pokrzyżowała decyzja naczelnika Wydziału II w Łodzi płk. Stefana Grandysa, który uznał, że przerzut „Emila” na Zachód w warunkach obowiązywania stanu wojennego wzbudziłby podejrzenia ze strony zachodnich służb. Dlatego też postanowił odłożyć decyzję w tej sprawie do czasu odwołania dekretu o stanie wojennym. W międzyczasie, ze względu na koncentrację uwagi na tematyce stricte krajowej, kierownictwo SB w Łodzi podjęło próbę zainteresowania „Emilem” wywiadu wojskowego PRL.

Z ramienia Zarządu II opiekę nad Mrówczyńskim przejął mjr Konstanty Malejczyk, który w tym czasie pracował na kierunku niemieckim w Oddziale „Y” (w latach 1994 – 1996 był szefem Wojskowych Służb Informacyjnych).

Reklama
Reklama

Malejczyk, który oficjalnie występował jako Grzegorz Malewski, był pod wrażeniem spotkania z Mrówczyńskim 28 grudnia 1982 r. W notatce napisał później, że jego rozmówca „okazał się inteligentnym i zrównoważonym mężczyzną. W wypowiedziach jest powściągliwy, wyczerpująco jednak odpowiada na stawiane pytania. Posiada doskonałą znajomość języka niemieckiego łącznie z dialektem rejonu Turyngii. Jak na nasze warunki jest bardzo dobrze sytuowany – w posiadanej przez siebie szklarni hoduje tylko bardzo drogie kwiaty, jak storczyki i frezje. W trakcie rozmowy potwierdził informację, iż jego ciotka jest współwłaścicielką fabryki, w której produkowany jest materiał na mundury wojskowe”.

Mrówczyński na tyle uwiódł Malejczyka, że już kilka dni później przeprowadził on rozmowę w Biurze Paszportowym MSW, w wyniku której wydano „Emilowi” paszport na wyjazd do Holandii. Ojczyzna van Gogha i kwiaciarniane interesy „Emila” były doskonałą przykrywką dla realizacji zadań wywiadowczych. W styczniu 1983 r. mjr Malejczyk proponował centrali Zarządu II wykorzystanie Mrówczyńskiego w charakterze „łącznika” („współpracownik wykonujący zadania w zakresie pośredniczenia w kontaktach pomiędzy ogniwami wywiadowczymi”) lub „nielegalnego kuriera” („współpracownik wykonujący zadania z zakresu łączności wywiadowczej za granicą”).

Po przejściu skomplikowanej, ponadrocznej procedury sprawdzającej został „nielegalnym kurierem” wywiadu wojskowego o ps. Laufer. 7 września 1984 r. w restauracji Grand w Łodzi formalnego werbunku Mrówczyńskiego dokonał osobiście Malejczyk. „Laufer” podpisał deklarację o współpracy z Zarządem II, oferując ponadto „swój czas i samochód”. Ustalono także system łączności kuriera z centralą wywiadu (wymieniono hasła, numery telefonów i miejsca spotkań). „Laufer” otrzymał również paszport turystyczny i fałszywy paszport austriacki.

[srodtytul]Opiekun „Horna” [/srodtytul]

Zanim „Laufer” otrzymał do realizacji pierwsze zadanie, przeszedł w Warszawie podstawowe szkolenie wywiadowcze w zakresie konspiracji, zasad prowadzenia obserwacji, kanałów łączności, kamuflażu oraz organizacji i działalności służb specjalnych RFN. Na początku listopada 1984 r. z pierwszą misją Oddziału „Y” „Laufer” udał się do Holandii i RFN. Od tej pory zadaniem „nielegalnego kuriera” było utrzymywanie regularnych kontaktów z Rolfem Schauerem z Ortenbergu, którego Oddział „Y” wytypował do werbunku (kandydat na agenta ps. Horn).

Schauer utrzymywał bliskie kontakty z ludźmi niemieckiego kompleksu militarnego i w zamian za korzyści materialne sukcesywnie przekazywał zdobyte informacje, dokumenty i elementy uzbrojenia wywiadowi wojskowemu PRL. W operacjach tych pośredniczył „Laufer” wspierany przez agenturę w biurze Polskich Linii Lotniczych LOT we Frankfurcie oraz rezydentury wywiadowcze w RFN, Austrii i Jugosławii.

Reklama
Reklama

Oddziałowi „Y” zależało szczególnie na zdobyciu instrukcji obsługi lub wręcz sprzętu wojskowego, m.in. radiostacji typu Sincgars, wyposażenia płetwonurków wojskowych, ręcznych karabinów G-11, amunicji bezłuskowej, miotaczy ognia, wykrywaczy min, siatek maskujących, sygnalizatorów skażeń chemicznych itp.

Interesujące, że niemiecki partner deklarował chęć świadomej współpracy z Zarządem II, ale jej zakres ograniczył do zdobywania informacji i sprzętu będącego wyłącznie na wyposażeniu armii amerykańskiej, nie zaś Bundeswehry. I chociaż misje „Laufera” w latach 1984 – 1986 praktycznie zawsze kończyły się sukcesem, to nie do końca był on usatysfakcjonowany z przydzielanych mu zadań związanych z „Hornem”, na co skarżył się podczas jednej z rozmów z samym szefem Oddziału „Y” płk. Henrykiem Dunalem.

[srodtytul]Dubler [/srodtytul]

W tym samym czasie „Horn” i jego wspólnicy zostali poddani wzmożonej kontroli ze strony niemieckich służb. W związku z tym, ze względu na bezpieczeństwo obu stron, w połowie 1986 r. współpraca z „Hornem” została zawieszona na dwa lata. Ale „Laufer” nie narzekał na brak pracy – przy okazji podróży biznesowych na Zachód lojalnie realizował zadania na terenie RFN, Austrii, Holandii, Francji i Hiszpanii.

Na przełomie lat 1985 – 1986 r. Oddział „Y” uzyskał informację o możliwości nielegalnego przejęcia spadku po byłej obywatelce polskiej żydowskiego pochodzenia Arii Lipszyc, która bezpotomnie zmarła w Kanadzie.

Reklama
Reklama

W styczniu 1986 r. płk Dunal po raz pierwszy poinformował „Laufera” o koncepcji „wykorzystania go w roli dublera w przejęciu spadku z Kanady”. „Kurier wyraził zgodę i prosił o udzielenie mu wytycznych w przypadku zgłoszenia się kogoś z rodziny spadkodawcy. (…) Reasumując, należy stwierdzić, że »Laufer« odpowiada kryteriom zarówno zewnętrznym, jak i psychicznym, aby podjąć się roli dublera spadkobiercy” – napisał szef Oddziału „Y”.

Sprawę pilotował Zarząd II we współpracy z Wydziałem Spadków MSZ i Konsulatem Generalnym PRL w Toronto. W 1987 r. podjęto działania operacyjne, które w oczach władz kanadyjskich miały potwierdzić rzekome pokrewieństwo Tadeusza Mrówczyńskiego z Arią Lipszyc, która pochodziła prawdopodobnie z Łodzi.

[srodtytul]Eliasz „Laufer”[/srodtytul]

Wywiadowcy z Oddziału „Y” Zarządu II zadbali o szczegóły związane z przejęciem spadku. W Łodzi „wyszukano i przygotowano świadka”, który przed sądem potwierdził pokrewieństwo Mrówczyńskiego z Lipszyc. Podstawiony spadkobierca „Laufer” otrzymał cały zestaw wyrobionych na tę okazję „dokumentów legalizacyjnych”, które pośrednio lub bezpośrednio wiązały go rzekomo z rodem Lipszyców. Tadeusz Mrówczyński miał odtąd nowy dowód osobisty, prawo jazdy, akt ślubu rodziców i akt zgonu matki. Do nowych dokumentów wpisano m.in. fałszywą datę urodzenia – 26 listopada 1939 r. (w rzeczywistości Mrówczyński urodził się 23 maja 1942 r.). Zamieniono także imię ojca – Tadeusza zastąpił Henryk. W księgach meldunkowych dokonano odpowiednich „zaktualizowanych” wpisów.

Nagle Mrówczyński zaczął się posługiwać „drugim imieniem” – Eliasz. Sugerować to miało zapewne jego żydowskie korzenie, co zważywszy na jego niemieckie pochodzenie i losy rodziny podczas wojny (podpisanie volkslisty, służbę w Wehrmachcie, wyjazd na stałe do Rzeszy) było szczególnym rodzajem cynizmu.

Reklama
Reklama

„Dowody” wyrobione w Oddziale „Y” były na tyle mocne i przekonywające, że nawet pojawienie się w trakcie procesu sądowego w Toronto autentycznego spadkobiercy nie przekreśliło szans „Laufera” na przejęcie spadku. Ostateczna realizacja skomplikowanej operacji spadkowej z wykorzystaniem fikcyjnego krewnego Arii Lipszyc przypadła na okres budowy wolnej Polski. Latem 1990 r. doszło do ugody pomiędzy fikcyjnym i autentycznym spadkobiercą.

Na mocy tego porozumienia Tadeuszowi Eliaszowi Mrówczyńskiemu przyznano spadek w wysokości 135 811 tys. dolarów kanadyjskich i 30 tys. dolarów USA. 16 sierpnia 1990 r. Bank Pekao SA zawiadomił Mrówczyńskiego, że wpłynął na jego konto przekaz na sumę 189 tys. dolarów kanadyjskich z tytułu spadku po Arii Lipszyc z Kanady. „Biorąc powyższe pod uwagę, a również i takie czynniki, jak niewątpliwie stresogenny charakter tej sprawy oraz poświęcenie jej ogromnej ilości czasu własnego, proponuję udzielić współpracownikowi »Laufer« nagrody pieniężnej w wysokości 5 proc. od otrzymanego spadku, tj. 8 tys. dolarów” – pisał płk Zdzisław Żyłowski w notatce podsumowującej sprawę w październiku 1990 r. Jego wniosek zyskał aprobatę płk. Henryka Michalskiego z centrali wywiadu, choć kwotę wynagrodzenia zmniejszono do 7 tys. dolarów. W grudniu 1990 r. płk Konstanty Malejczyk spotkał się z Mrówczyńskim. W imieniu służby wręczył mu 7 tys. dolarów za zrealizowanie trudnej operacji spadkowej. Zadowolony „Laufer” nie krył jednak pewnego zaniepokojenia groźbą wznowienia procesu sądowego w Toronto na skutek możliwości pojawienia się kolejnych autentycznych spadkobierców. Płk Malejczyk uspokajał „Laufera”. Relacjonował to później w notatce służbowej: „W odpowiedzi poinformowałem go, że nie ma możliwości wznowienia tej sprawy, gdyż nie ma innych pretendentów do tego spadku. Poleciłem mu także, aby w przypadku, gdyby ktokolwiek próbował z nim rozmawiać na ten temat, wyparł się wszystkiego i zameldował o takim przypadku”.

[srodtytul]Dalej w służbie RP [/srodtytul]

Nie wiemy, jak potoczyły się później losy Tadeusza Mrówczyńskiego. Ciąg odtajnionych niedawno w IPN dokumentów urywa się na grudniu 1990 r., choć na okładce teczki opatrzonej adnotacją „Zeszyt kandydata na kuriera Laufer” widnieje konkretna data zakończenia sprawy – 25 marca 1991 r. Już te fakty świadczą o tym, że „Laufer” mógł być wykorzystywany przez wywiad wojskowy w wolnej Polsce. Poza przestępczym charakterem działań związanych z bezprawnym przejęciem spadku po Arii Lipszyc wspomniany tu przykład „Laufera” każe postawić nam fundamentalne pytanie o genezę wojskowych służb specjalnych wolnej Polski.

Jest bowiem faktem, że w opisany powyżej proceder zaangażowana była wierchuszka późniejszych Wojskowych Służb Informacyjnych. Niepodległa Rzeczpospolita obdarowała Konstantego Malejczyka szlifami generalskimi i powierzyła stanowisko szefa WSI. Nadzorujący sprawę „Laufera” oficerowie Oddziału „Y” – płk Krzysztof Łada, płk Henryk Michalski, płk Henryk Dunal i płk Zdzisław Żyłowski – również stali się elitą WSI.

Reklama
Reklama

Ich szczególne zasługi dla Polski Ludowej i postkomunizmu opisano w raporcie z weryfikacji WSI w 2007 r. Pewnie dlatego przez długie lata WSI ukrywały niewygodną prawdę o swoim sowieckim i przestępczym pochodzeniu. Niegroźny wydawał się im także IPN, gdyż w zbiorze zastrzeżonym i za klauzulami tajności ukryto historyczną prawdę, zastrzegając służbom decyzje w sprawie korzystania z tych akt. Po części zmieniło się to w ostatnich latach.

[i]Autor jest historykiem, byłym pracownikiem IPN.Artykuł powstał w ramach realizacji projektu naukowego dotyczącego działalności wywiadu wojskowego PRL[/i]

W okresie dyktatury Wojciecha Jaruzelskiego wojskowe służby specjalne zaczęły odgrywać kluczową rolę w całym obszarze bezpieczeństwa PRL. Szczególna rola przypadła wówczas wywiadowi wojskowemu (Zarząd II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego), który, począwszy od 1944 r., pozostawał głównym pasem transmisyjnym sowieckich wpływów i kontroli nad Polską. Jeszcze w połowie lat 80. na zamkniętych akademiach dowództwo ludowego Wojska Polskiego z dumą podkreślało fakt, że „oficerowie radzieccy bezpośrednio brali udział w organizowaniu polskiego wywiadu wojskowego” i że „w zasadzie wszyscy oficerowie pełniący kierownicze funkcje w Zarządzie II przeszli przeszkolenie w Związku Radzieckim”.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Reklama
Plus Minus
„Posłuchaj Plus Minus”: Czy inteligencja jest tylko za Platformą
Materiał Promocyjny
Czy polskie banki zbudują wspólne AI? Eksperci widzą potencjał, ale też bariery
Plus Minus
Odwaga pojednania. Nieznany głos abp. Kominka
Plus Minus
„Kubek na tsunami”: Żywotna żałoba przegadana ze sztuczną inteligencją
Plus Minus
„Kaku: Ancient Seal”: Zręczny bohater
Materiał Promocyjny
Urząd Patentowy teraz bardziej internetowy
Plus Minus
„Konflikt”: Wojna na poważnie
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama