Partia śmiechu

Czyżby na włoskiej lewicy komicy i artyści mieli przejąć lejce od polityków? Władze Partii Demokratycznej są nie na żarty przerażone ofensywą pewnego satyryka

Publikacja: 01.08.2009 15:00

Beppe Grillo: przyszły szef włoskiej Partii Demokratycznej?

Beppe Grillo: przyszły szef włoskiej Partii Demokratycznej?

Foto: AFP, ANDREAS SOLARO ANDREAS SOLARO

Włoska scena polityczna głównie za sprawą lewicy coraz bardziej przypomina kabaret czerpiący pełnymi garściami z komedii dell’arte. Ostateczne wnioski z sytuacji wyciągnął czołowy komik Beppe Grillo i wywołując popłoch aparatczyków, stanął do walki o przywództwo Partii Demokratycznej (PD). Wbrew pozorom sprawa jest poważna: lewicy grozi implozja, a Włochom dożywotnie rządy Silvia Berlusconiego.

61-letni Grillo w połowie lipca napisał w swoim blogu, który nawiedza i współkreuje 300 tys. osób dziennie: „Od śmierci Enrico Berlinguera włoska lewica to Wielka Pustka. Nie posiada idei, programu, odwagi i ludzi. To galeria martwych dusz, zainteresowanych wyłącznie trzymaniem się stołków. Postanowiłem kandydować na stanowisko sekretarza partii, by być alternatywą dla nich”.

[srodtytul]Taksówka czy karawan?[/srodtytul]

Grillo nie bez racji twierdzi, że taki stan rzeczy jest polisą ubezpieczeniową dla arcywroga, „psychicznego karła i masona” Silvio Berlusconiego. Chce więc rozbić zmurszałe struktury potężnej lewicowej PD (26 proc. głosów w czerwcowych wyborach do PE) i na jej gruzach zbudować „partię obywatelską”, a właściwie ekologiczny raj na ziemi: oczyszczalnia ścieków w każdym domu, ścieżki rowerowe, niezatruwająca środowiska komunikacja miejska, panele słoneczne i wiatraki zamiast planowanych inwestycji w energię atomową. A do tego powszechny, darmowy dostęp do Internetu umożliwiający telepracę niewymagającą opuszczania domu.

Z jednej strony ten zlepek utopii i demagogii jest bliski sercu każdego człowieka włoskiej lewicy, z drugiej jednak Grillo chce nie tylko, jak cała lewica, posłać Berlusconiego do więzienia czy choćby na polityczną emeryturę, ale także rozpędzić na cztery wiatry polityczny establishment PD. Reakcja wierchuszki partyjnej na wyzwanie Grillo była więc tyle do przewidzenia, ile kompromitująca.

Grillo, by wystartować w wyborach na szefa partii, musiał się najpierw do niej zapisać. Gdy wpłacił 16 euro i zażądał legitymacji, usłyszał od naczalstwa, że partia to nie autobus ani taksówka, do których, płacąc za kurs, można wsiąść i wysiąść, kiedy się chce. Jak na satyryka przystało, Grillo stwierdził, że PD to „karawan pogrzebowy”.

W drugiej odsłonie tej komedii Grillo otrzymał legitymację PD, a w trzeciej prezydium ją unieważniło, argumentując, że „nie można przyjąć do partii jej wroga”.

Wszystkie włoskie autorytety i media zastanawiają się, dlaczego Grillo stał się aż tak wielkim zagrożeniem dla PD, że sędziwy założyciel gazety „La Repubblica” Eugenio Scalfari w artykule na całą stronę wykłada, jakim to śmiertelnym zagrożeniem dla demokracji jest komik, idący rzekomo w ślady średniowiecznych trybunów ludowych Coli di Rienzo i Savonaroli. Przez ostatnie 15 lat podobne egzorcyzmy odprawiano we Włoszech wyłącznie nad Berlusconim, pozbawionymi poważniejszej bazy neofaszystami i kabaretowymi wyczynami ksenofobicznej Ligi Północnej.

Sęk w tym, że Grillo zaatakował PD i jej cały aparat w momencie, gdy te znajdują się w najszerszym rozkroku, gorączkowo poszukując punktów oparcia. Od lewicy, i to nawet dość dawno temu, odwróciła się jej tradycyjna klientela – robotnicy wielkoprzemysłowi (w większości głosują na Berlusconiego). Rządy poprzedniej lewicowej ekipy skończyły się poza tym koszmarnym fiaskiem.

Odwołująca się wyłącznie do antyberluskonizmu trupa Romano Prodiego musiała w 2008 r. jak niepyszna zejść ze sceny po zaledwie dwóch latach. Pokłócili się o wszystko: ekonomię, ekologię, sztuczne zapłodnienie, prawa gejów, a nawet o politykę zagraniczną. Po klęsce wyborczej stery partii objął przedstawiciel kawiorowej lewicy Walter Veltroni, ale i jemu nie udało się wiele zwojować, kolejny zaś szef - Dario Franceschini – mianowany, a nie wybrany – jest „człowiekiem bez właściwości”.

W ten właśnie kontekst zdezorientowanej partii, pozbawionej przywództwa i tradycyjnej bazy wpisuje się Grillo ze swoją antypolityką, kontestacją wszystkich i wszystkiego.

A miał być księgowym. Podobną szkołę kończą włoscy piłkarze, żeby legitymować się jakimkolwiek tytułem, bo ponoć nie jest sztuką dostać taki dyplom. Ale Grillo miał talent, i to nie w nogach. Dzięki niemu przebił się w 1977 r. do mediów i aż do czasu tak zwanej chińskiej wpadki był ciągle obecny we włoskich stacjach telewizyjnych.

W 1986 r., gdy ówczesny socjalistyczny premier Bettino Craxi pojechał do Chin, Grillo w programie publicznej telewizji RAI spytał: „Skoro wszyscy w Chinach, miliard mieszkańców, są socjalistami, to od kogo oni kradną, żeby żyć?”. Za wyraźną aluzję do włoskiej korupcji, szczególnie socjalistów, wyleciał z państwowej telewizji i poświęcił się występom na estradzie i w teatrach.

Cztery lata temu założył blog, który miał służyć demokracji bezpośredniej, czyli promowaniu inicjatyw obywatelskich w bieżących, ważnych dla Włochów sprawach. Sukces przeszedł najśmielsze oczekiwania.

W grudniu 2005 r. zaprosił swoich entuzjastów z całych Włoch do teatru w Turynie, gdzie powstała organizacja Przyjaciele Beppe Grillo. Aktywiści nazwali się „grillini” i zobowiązali się wspierać przeróżne inicjatywy swego idola. Pierwszym spektakularnym sukcesem było zebranie 820 tys. podpisów pod protestem przeciw pazernym praktykom operatorów komórkowych.

Kiedy dwa lata temu sąd kasacyjny uznał, że używanie popularnego wulgarnego zwrotu „Vaffanculo” (sp...laj) nie jest obrazą, Grillo ogłosił 8 września 2007 r. Vaffanculo-Day. Zwrot skierował do całej włoskiej klasy politycznej. V-Day odbył się w 180 włoskich miastach, a w Bolonii, gdzie satyryk przybył osobiście, na jego występ przyszło 50 tys. osób.

Później „grillini” zebrali 300 tys. podpisów pod petycją, by w wyborach do parlamentu lub europarlamentu nie mogły kandydować osoby skazane prawomocnym wyrokiem sądu. Jeszcze szybciej zebrał 350 tys. euro na elektronowy mikroskop dla zbadania, jak szkodzą zdrowiu elektrownie i elektrociepłownie spalające ciężkie oleje.

Nowego przywódcę PD wybiorą wszyscy członkowie partii w prawyborach. Jest ich 600 tysięcy. Człowiek, który potrafił zebrać 820 tys. podpisów, jest dla aparatczyków śmiertelnym zagrożeniem.

W żadnym innym kraju populistyczny, krzykliwy satyryk nie narobiłby takiego politycznego bałaganu. Złośliwi powiadają, że od kiedy włoskiej lewicy spadł na głowę berliński mur i historia wyrzuciła komunizm na śmietnik, jedynym, co może łączyć lewicowców, jest pusty śmiech. Świetnie rozumieją to autorzy popularnego programu publicystycznego „Anno Zero”, którzy zatrudniają karykaturzystę Vauro Senesiego i komediantkę Sabinę Guzzanti, która stroi sobie żarty z „Berluski” i papieża.

Duszą wszelkich lewicowych imprez jest podszyty infantylizmem żart. Z jednej strony zorganizowani przez reżysera Nanniego Morettiego lewicowi intelektualiści bawili się parę lat temu w protestacyjne kółko graniaste, z drugiej studentki rzymskiego uniwersytetu wkładają sobie na głowę coś na kształt tiary z napisem „Papieżyca lesbijska”. Tradycyjne święta lewicy, na przykład 1 maja, jeśli pominąć pustosłowie przemówień polityków i związkowców, są jednym wielkim happeningiem z satyrykiem w roli faktycznego lidera.

Żaden porządny lewicowy wiec nie może się odbyć bez prześmiewczych występów komunistycznego laureata literackiej Nagrody Nobla Dario Fo. Genialny komik i aktor Roberto Begnini obśmiewa Berlusconiego na każdym kroku, nawet przed recytacją ksiąg „Boskiej komedii”.

[srodtytul]Koniec romansu[/srodtytul]

Inna sprawa, że główny od ponad dziesięciu lat obiekt tych egzorcyzmów, a czasem świetnych żartów, czyli Berlusconi – to marzenie prześmiewców. Megalomanią dorównuje Wałęsie, opowiada żenujące dowcipy, dokazuje jak uczniak na spotkaniach z możnymi tego świata. Do tego jest mały i ma wielkie uszy.

Jednak dwa lata temu coś w trwającym od końca wojny romansie włoskich intelektualistów i śmieszków z lewicą zaczęło się psuć. W blogu Grilla pojawiły się hasła: „Prodi-Azheimer”, „Bertinotti-Prostata” (Bertinotti był szefem zreformowanych komunistów i przewodniczącym Izby Deputowanych), „Napolitano-Morfeusz” (prezydent Włoch ma już 82 lata i lubi się zdrzemnąć na dłuższych posiedzeniach). Inny znany kabarecista Maurizio Crozza śpiewał: „Chcieliśmy Zapatero, a wyszedł Prodi”. Sabina Guzzanti napisała w swoim blogu: „Przywódcy PD to geszefciarze i cynicy, pozbawieni kultury, zasad, skrupułów i idei. ”.

Czyżby więc na włoskiej lewicy komicy i artyści mieli przejąć lejce od polityków? Trzeba pamiętać, że chodzi o najpopularniejszych ludzi estrady i telewizyjnego okienka, a w dobie kryzysu hasła antypolityki stają się szczególnie nośne. Trudno jednak sobie wyobrazić, by zamach na struktury partyjne się udał.

Na razie w Partii Demokratycznej panują potworny chaos, popłoch i zagubienie. Jeden z jej najznamienitszych guru, pisarz i semiotyk Umberto Eco, w akcie totalnej bezradności tak zdiagnozował sytuację na łamach „L’Espresso”: „Dziś problemem Włoch nie jest Berlusconi, lecz naród, który na niego głosuje”. Rzecznik premiera, parafrazując Brechta, wypalił: „Może Eco i włoska lewica powinni sobie znaleźć jakiś inny naród?”.

[i]Piotr Kowalczuk z Rzymu[/i]

Włoska scena polityczna głównie za sprawą lewicy coraz bardziej przypomina kabaret czerpiący pełnymi garściami z komedii dell’arte. Ostateczne wnioski z sytuacji wyciągnął czołowy komik Beppe Grillo i wywołując popłoch aparatczyków, stanął do walki o przywództwo Partii Demokratycznej (PD). Wbrew pozorom sprawa jest poważna: lewicy grozi implozja, a Włochom dożywotnie rządy Silvia Berlusconiego.

61-letni Grillo w połowie lipca napisał w swoim blogu, który nawiedza i współkreuje 300 tys. osób dziennie: „Od śmierci Enrico Berlinguera włoska lewica to Wielka Pustka. Nie posiada idei, programu, odwagi i ludzi. To galeria martwych dusz, zainteresowanych wyłącznie trzymaniem się stołków. Postanowiłem kandydować na stanowisko sekretarza partii, by być alternatywą dla nich”.

Pozostało 91% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy