Kiedy białoruski milicjant zatrzymał za przekroczenie dopuszczalnej prędkości kierowcę samochodu z polską rejestracją, mandat wydawał się nieunikniony. Żadnego wrażenia nie zrobiła wzmianka, że Polak ma się spotkać z jednym z ministrów. Jednak gdy milicjant spojrzał na paszport, gorliwość służbisty ulotniła się bez śladu. – Radziwiłła karać nie będę – oświadczył. Przytaczając tę historię, Maciej Radziwiłł mówi, że na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego arystokraci mogą liczyć na życzliwsze traktowanie niż w Polsce. Trudno się z nim nie zgodzić. Bo przecież to na postradzieckiej Białorusi oficjele z szacunkiem tytułują go księciem, a na Litwie powtórnemu złożeniu do grobu jego przodków nadano rangę uroczystości państwowej.
Nie tylko snobizm sprawia, że Radziwiłłowie i inne rody magnackie traktowane są za naszą wschodnią granicą z wielką estymą. Stosunek do nich wynika z nowej polityki historycznej sąsiadujących z nami państw, w których tradycja Wielkiego Księstwa Litewskiego odgrywa specjalną rolę.
– Tacy starsi panowie jak ja przez wiele lat na historię patrzyli w określony sposób. Był on ukształtowany przez naszą historiografię międzywojenną, która skupiała się na rozpamiętywaniu krzywdy, jaką stanowiła polonizacja litewskich elit. To się zmieniło – zrozumieliśmy, że trzeba myśleć o tym, jak ważną rolę dla całej Europy odgrywało przez wieki Wielkie Księstwo Litewskie. Przez 300 lat było tamą chroniącą Zachód od Moskowitów, przedtem przez lat 200 opieraliśmy się Drang nach Osten. I nie da się zaprzeczyć, że stało się to dzięki wsparciu silnego ramienia Polski – mówi „Rz” Vytautas Landsbergis, niegdyś pierwszy przywódca odrodzonej Litwy, a dziś europarlamentarzysta.
Na Białorusi znacznie wcześniej niż na Litwie zaczęto się odwoływać do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego. – Kiedy tylko zaczęła się pieriestrojka, na naszych uniwersytetach zaczęły powstawać piękne książki na temat Wielkiego Księstwa Litewskiego. Stało się ono elementem tworzenia białoruskiej świadomości narodowej – Białoruski Front Narodowy przeciwstawiał się w ten sposób oficjalnej propagandzie, zgodnie z którą historia Białorusi rozpoczyna się od rewolucji październikowej – podkreśla w rozmowie z „Rz” lider białoruskiej opozycji Aleksander Milinkiewicz.
Teraz nieoczekiwanie do tych tradycji zaczynają nawiązywać władze Białorusi. Telewizja państwowa nadała obszerne relacje z niedawnej wizyty Radziwiłłów w restaurowanym zamku w Nieświeżu, a sam Aleksander Łukaszenko we właściwym sobie stylu zażądał od konserwatorów, by się pospieszyli. – Stosunek do Wielkiego Księstwa Litewskiego jest zależny od geopolityki. Im dalej w danym momencie Białorusi do Rosji, tym bardziej przypomina sobie o tych korzeniach. A na Litwie, która długo czerpała z legendarnych tradycji Litwy pogańskiej, od momentu wejścia do UE i NATO akcentuje się spuściznę wspólnej z Polską tradycji historycznej – mówi znany litewski historyk prof. Alfredas Bumblauskas. Jak podkreśla, trudno mówić o Wielkim Księstwie Litewskim, nie mówiąc o Radziwiłłach, rodzie, którego dobra rozciągały się na obszarze dzisiejszej Litwy, Białorusi, Ukrainy, a także Polski. – Król polski rezydował w Warszawie, zwykle któryś z Radziwiłłów, zaraz po królu, był człowiekiem numer dwa w Wielkim Księstwie Litewskim. Spośród nich wywodziło się najwięcej wojewodów i hetmanów, mieli przywilej przechowywania oficjalnych dokumentów Księstwa. Ich potędze na dłuższą metę nie udało się zagrozić ani Sapiehom, ani Pacom – mówi Bumblauskas.