Powrót do Wielkiego Księstwa

Przedstawiciele rodów Wielkiego Księstwa Litewskiego przyjeżdżają na Litwę i Białoruś. Są tam mile widziani

Publikacja: 18.09.2009 21:06

Na zamku w Mirze. Od lewej: A. Radziwiłł, M. Radziwiłł, D. Radziwiłł, M. Radziwiłł, K. Tomaszewski i

Na zamku w Mirze. Od lewej: A. Radziwiłł, M. Radziwiłł, D. Radziwiłł, M. Radziwiłł, K. Tomaszewski i A. Tomaszewski (fot. Mikołaj Radziwiłł)

Foto: Rzeczpospolita

Kiedy białoruski milicjant zatrzymał za przekroczenie dopuszczalnej prędkości kierowcę samochodu z polską rejestracją, mandat wydawał się nieunikniony. Żadnego wrażenia nie zrobiła wzmianka, że Polak ma się spotkać z jednym z ministrów. Jednak gdy milicjant spojrzał na paszport, gorliwość służbisty ulotniła się bez śladu. – Radziwiłła karać nie będę – oświadczył. Przytaczając tę historię, Maciej Radziwiłł mówi, że na terenach Wielkiego Księstwa Litewskiego arystokraci mogą liczyć na życzliwsze traktowanie niż w Polsce. Trudno się z nim nie zgodzić. Bo przecież to na postradzieckiej Białorusi oficjele z szacunkiem tytułują go księciem, a na Litwie powtórnemu złożeniu do grobu jego przodków nadano rangę uroczystości państwowej.

Nie tylko snobizm sprawia, że Radziwiłłowie i inne rody magnackie traktowane są za naszą wschodnią granicą z wielką estymą. Stosunek do nich wynika z nowej polityki historycznej sąsiadujących z nami państw, w których tradycja Wielkiego Księstwa Litewskiego odgrywa specjalną rolę.

– Tacy starsi panowie jak ja przez wiele lat na historię patrzyli w określony sposób. Był on ukształtowany przez naszą historiografię międzywojenną, która skupiała się na rozpamiętywaniu krzywdy, jaką stanowiła polonizacja litewskich elit. To się zmieniło – zrozumieliśmy, że trzeba myśleć o tym, jak ważną rolę dla całej Europy odgrywało przez wieki Wielkie Księstwo Litewskie. Przez 300 lat było tamą chroniącą Zachód od Moskowitów, przedtem przez lat 200 opieraliśmy się Drang nach Osten. I nie da się zaprzeczyć, że stało się to dzięki wsparciu silnego ramienia Polski – mówi „Rz” Vytautas Landsbergis, niegdyś pierwszy przywódca odrodzonej Litwy, a dziś europarlamentarzysta.

Na Białorusi znacznie wcześniej niż na Litwie zaczęto się odwoływać do historii Wielkiego Księstwa Litewskiego. – Kiedy tylko zaczęła się pieriestrojka, na naszych uniwersytetach zaczęły powstawać piękne książki na temat Wielkiego Księstwa Litewskiego. Stało się ono elementem tworzenia białoruskiej świadomości narodowej – Białoruski Front Narodowy przeciwstawiał się w ten sposób oficjalnej propagandzie, zgodnie z którą historia Białorusi rozpoczyna się od rewolucji październikowej – podkreśla w rozmowie z „Rz” lider białoruskiej opozycji Aleksander Milinkiewicz.

Teraz nieoczekiwanie do tych tradycji zaczynają nawiązywać władze Białorusi. Telewizja państwowa nadała obszerne relacje z niedawnej wizyty Radziwiłłów w restaurowanym zamku w Nieświeżu, a sam Aleksander Łukaszenko we właściwym sobie stylu zażądał od konserwatorów, by się pospieszyli. – Stosunek do Wielkiego Księstwa Litewskiego jest zależny od geopolityki. Im dalej w danym momencie Białorusi do Rosji, tym bardziej przypomina sobie o tych korzeniach. A na Litwie, która długo czerpała z legendarnych tradycji Litwy pogańskiej, od momentu wejścia do UE i NATO akcentuje się spuściznę wspólnej z Polską tradycji historycznej – mówi znany litewski historyk prof. Alfredas Bumblauskas. Jak podkreśla, trudno mówić o Wielkim Księstwie Litewskim, nie mówiąc o Radziwiłłach, rodzie, którego dobra rozciągały się na obszarze dzisiejszej Litwy, Białorusi, Ukrainy, a także Polski. – Król polski rezydował w Warszawie, zwykle któryś z Radziwiłłów, zaraz po królu, był człowiekiem numer dwa w Wielkim Księstwie Litewskim. Spośród nich wywodziło się najwięcej wojewodów i hetmanów, mieli przywilej przechowywania oficjalnych dokumentów Księstwa. Ich potędze na dłuższą metę nie udało się zagrozić ani Sapiehom, ani Pacom – mówi Bumblauskas.

[srodtytul] Kto jest kłopotliwym gościem[/srodtytul]

Odkąd Litwa odzyskała niepodległość, zaczęli ją odwiedzać przedstawiciele rodów związanych kiedyś z Wielkim Księstwem Litewskim. – Paul Sanguszko przyjeżdża z Rio de Janeiro, Michał Giedroyć z Oxfordu. Zamierza nawet przekazać część swojego księgozbioru bibliotece Litewskiej Akademii Nauk, czyli dawnej Bibliotece Wróblewskich. Córka hrabiego Jana Tyszkiewicza Anna Maria także przyjeżdża z Wielkiej Brytanii – wylicza prof. Alfredas Bumblauskas. Ale w tej wyliczance widać jedno – na Litwę zaprasza się zazwyczaj oraz życzliwie przyjmuje arystokratów, którzy nie mieszkają w Polsce. – W fetowaniu niezwykle popularnego tam Giedroycia nie ma oczywiście nic złego. Warto jednak zauważyć, że Giedroyciowie, choć posiadający stary tytuł książęcy, byli rodziną bardzo zubożałą i nie mieli specjalnego znaczenia – mówi Maciej Radziwiłł. – Fakt, że na Litwę zaczęli w końcu przyjeżdżać Radziwiłłowie, przywraca pewnym sprawom prawdziwe proporcje. Rezerwa, z jaką Litwini podchodzą do przedstawicieli nawet najbardziej znaczących rodów Wielkiego Księstwa, jeśli obecnie mieszkają oni w Polsce, wynika zapewne z obawy, że mogliby się oni okazać kłopotliwymi gośćmi mówiącymi rzeczy, których gospodarze nie chcieliby słuchać. – Dwa lata temu po prostu się wprosiłem na pewną konferencję odbywającą się na Litwie. Czułem, że traktuje się mnie z wyraźnym dystansem, który znikł dopiero po kilku moich wystąpieniach i wielu rozmowach. Zorientowano się, że nie będę mówić żadnych głupstw – przyznaje Maciej Radziwiłł. Jednak w przeszłości zdarzało się, że nawet najbardziej wypróbowani i wyczekiwani na Litwie goście sprawiali nieprzyjemne niespodzianki. Autorem jednej z nich był uwielbiany tu apologeta Wielkiego Księstwa Litewskiego Czesław Miłosz. Na spotkaniu na Uniwersytecie Wileńskim zapuścił się na tereny ryzykowne – przedwojenną przynależność Wilna. – Wilno nie było przed wojną miastem polskim – oznajmił noblista i na twarzy obecnych na sali czołowych polityków litewskich zagościły uśmiechy. Zniknęły, gdy Miłosz dodał: Wilno przed wojną było miastem polsko-żydowskim.

[srodtytul] Polska nieobecność[/srodtytul]

Żołnierze kompanii reprezentacyjnej wojska litewskiego stanęli na warcie przy sarkofagu wystawionym w wileńskim pałacu Radziwiłłów, a przemówienie podczas uroczystości pogrzebowych wygłosił sam premier Litwy. Ranga, jaką nadało państwo litewskie powtórnemu pochówkowi przodków dzisiejszych Radziwiłłów, była niezwykła. – Szczątki Mikołaja Radziwiłła Czarnego i Mikołaja Radziwiłła Rudego odnaleziono kilka lat temu podczas prac archeologicznych prowadzonych na wzgórzu zamkowym w Dubinkach, będących siedzibą tzw. kalwińskiej linii rodu. Postanowiono, że ich pogrzeb będzie jednym z punktów obchodów millenium Litwy – mówi Maciej Radziwiłł, który wraz z kuzynem Mikołajem przyjechał z Polski na zorganizowany w początkach września pogrzeb. Rozmach uroczystości relacjonowanych przez litewską telewizję państwową wręcz go zaskoczył, podobnie jak bardzo podniosły ton niektórych wystąpień. – Trochę kokieteryjnie powiedziałem, że Radziwiłłowie nie mają już siły gospodarczej ani politycznej, nie są już zatem Litwie potrzebni. Wydaje mi się, że do tych słów nawiązał Vytautas Landsbergis, bo przemawiając, oznajmił, że jesteśmy dla Litwy ważni, gdyż naszą siłą jest pamięć przeszłości – mówi Maciej Radziwiłł. Jeszcze dalej poszedł premier Andrius Kublius, który podkreślając znaczenie Radziwiłłów – „nie było drugiego takiego rodu na Litwie i w Polsce”, oświadczył, że odtąd Dubinki będą źródłem potęgi Litwy, patriotyzm Radziwiłłów zaś powinien być dla Litwinów wzorem do naśladowania.

Pewne elementy wystąpienia premiera były dość kontrowersyjne. – Zdziwiłem się, gdy usłyszałem, że przejście na kalwinizm birżańskiej linii Radziwiłłów było podyktowane chęcią dystansowania się od polskiego katolicyzmu, ruskiego prawosławia i niemieckiego luteranizmu – opowiada Maciej Radziwiłł. – Zgodnie z tą bardzo śmiałą interpretacją Radziwiłłowie chcieli stworzyć religię państwową Litwy. Jednak największe kontrowersje podczas transmitowanych przez litewską telewizję uroczystości pogrzebowych Radziwiłłów budził fakt nieobecności na nich ambasadora Polski. Zauważono ją i komentowano, spekulując, co było jej przyczyną – zdziwienie było tym większe, że w pogrzebie uczestniczył korpus dyplomatyczny.

[srodtytul]Zdrajcy i bohaterowie[/srodtytul]

Moi przodkowie tak naprawdę nie byli antypolscy. Wiem, że niektórzy tak myślą o Mikołaju Rudym i Mikołaju Czarnym. Jednak w rzeczywistości chcieli oni, by Wielkie Księstwo Litewskie miało maksymalnie dużą autonomię, rozumieli jednak, że pełna niezależność nie jest możliwa – mówi Mikołaj Radziwiłł. – Określiłbym ich jako uniosceptyków. Kiedy Mikołaj Czarny – znakomity polityk – negocjował unię z Polską, zwracał uwagę, jak powodzi się na froncie wschodnim jego kuzynowi – znakomitemu wojownikowi Mikołajowi Rudemu. Jeśli było dobrze, Czarny negocjował ostrzej. Trudno się dziwić, że historycy polscy piszą bez specjalnego zachwytu o obu Radziwiłłach, którzy położyli podwaliny pod potęgę rodu, doprowadzając w końcu do małżeństwa króla Zygmunta Augusta z Barbarą Radziwiłłówną. Zupełnie inaczej niż historycy litewscy.

Kiedy patrzy się na historię Wielkiego Księstwa Litewskiego widzianą oczami historyków polskich i litewskich, uderza pewna symetria. Czarne staje się białym, a w wszystko zależy od punktu widzenia. Hetman Janusz Radziwiłł i Bogusław Radziwiłł, którzy w Polsce uchodzą za zdrajców, gdyż w czasie potopu szwedzkiego zerwali unię z Polską, przechodząc pod protektorat króla szwedzkiego, na Litwie cieszą się dużym szacunkiem. Imię Janusza nosi nawet jedna z wojskowych uczelni. – Na polskim myśleniu o tych Radziwiłłach cieniem położył się „Potop” Sienkiewicza, który z oczywistych względów nie pisał o moskiewskim zagrożeniu. Taka negatywna ocena jest ahistoryczna – mówi Maciej Radziwiłł, podkreślając, że rodzina była zawsze z tych przodków dumna.

[srodtytul]Jestem tutejszy[/srodtytul]

Kim pan właściwie jest? Jakiej jest narodowości? – te prowokacyjne pytania zadał przedostatniemu ordynatowi nieświeskiemu księciu Albrechtowi Radziwiłłowi jeden z dziennikarzy. – Albrecht był superkosmopolitą. Miał babki Francuzki i Niemki, urodził się w Berlinie, studiował w Petersburgu. Jego żoną była Amerykanka – mówi Maciej Radziwiłł. – Odpowiadając na to pytanie, użył formuły, jaką wybierali niektórzy mieszkańcy dawnego Księstwa Litewskiego, kiedy w ankietach pytano ich o narodowość: „jestem tutejszy”. Uśmiechając się, Maciej Radziwiłł dodaje, że ta formuła może w pewien sposób określić i jego tożsamość – tutejszy, ciupasem oderwany poprzez historyczną zawieruchę od swoich korzeni. – Po raz pierwszy spotkałem Macieja Radziwiłła kilka lat temu w Warszawie. Podszedł do mnie na korytarzu Trybunału Konstytucyjnego, w którym wygłaszałem referat na temat Konstytucji 3 Maja, i zaczęliśmy rozmawiać. Pamiętam doskonale, jak powiedział, że czuje się obywatelem Wielkiego Księstwa Litewskiego – wspomina prof. Alfredas Bumblauskas.

Sam profesor Bumblauskas patronuje litewskiemu klubowi Wielkiego Księstwa Litewskiego, skupiającemu historyków, dziennikarzy i polityków. Zafascynowany tym wielonarodowościowym i wielokulturowym państwem uważa, że należy zerwać z panującym w historiografii poglądem, iż język określał przynależność narodową, a wybór języka polskiego jako języka elit oznaczał przekreślenie litewskości. Wprowadza pojęcie Starolitwinów – do nich należeliby i Józef Piłsudski, i Lucjan Żeligowski – oraz Nowolitwinów, którzy zaangażowali się w tworzenie Litwy międzywojennej. – Jeśli tak spojrzymy na naszą historię, to wiele rzeczy zobaczymy z innej perspektywy, dwudziestowieczne konflikty o Wilno okażą się wojną domową, a mieszkający na Litwie Polacy znajdą też swoje pełnoprawne miejsce w państwie litewskim – mówi Bumblauskas. – Tacy ludkowie jak ja i moja rodzina są po prostu Starolitwinami – podkreśla Maciej Radziwiłł.

[srodtytul] Herbowe snobizmy[/srodtytul]

Na dzisiejszej Litwie jest sporo rodów szlacheckich, ale trzeba jasno powiedzieć, że są to szaraczki. Prawdziwi arystokraci nie przetrwaliby czasów radzieckich. Dla nich wybór był prosty – albo Ameryka, albo Sybir – mówi Czesław Malewski, prezes Towarzystwa Genealogiczno-Heraldycznego Litwy. Z pewnym rozbawieniem obserwuję, jak Litwini wyszukują sobie niekiedy dość fantastycznie udokumentowane genealogie. W należącym przed wojną do Tyszkiewiczów neoklasycystycznym pałacu w podwileńskiej Wace mieści się siedziba Królewskiego Związku Szlachty Litwy. Kryteria przynależności do szlachty traktuje się tam liberalnie, przyjmując członków, którzy mogą się wykazać pochodzeniem tylko po kądzieli. Dlatego związek litewskiej szlachty nie ma szans na akceptację stowarzyszeń międzynarodowych. Ale dla litewskich biznesmenów i ludzi sukcesu przynależność do szlachty staje się powoli takim samym snobizmem jak posiadanie w swoim gabinecie obrazu Stasysa. Z oczywistych względów na łukaszenkowskiej Białorusi herbowe snobizmy nie są tak popularne jak na Litwie. Nie oznacza to jednak, że świadomość spuścizny Wielkiego Księstwa Litewskiego tam nie funkcjonuje. Wręcz przeciwnie, jest ona nie tylko sprawą elit.

– Nawet zespoły rockowe śpiewają o tym, że są spod znaku Pogoni. Przez dziesięciolecia propaganda usiłowała przedstawić Białoruś jako państwo stworzone przez Sowietów, z niewielkimi przerwami na burżuazyjne fanaberie. To się nie udało, Białorusini są dumni ze swej dawniejszej historii i rywalizują z Litwinami, kto jest spadkobiercą Wielkiego Księstwa. Tradycja Wielkiego Księstwa Litewskiego przeniknęła tu do kultury masowej – podkreśla Mariusz Maszkiewicz, były ambasador Polski na Białorusi. Czy można się więc dziwić, że na Białorusi nazwisko Radziwiłł wywiera niekiedy jeszcze większe wrażenie niż na Litwie? – Kiedy na Białorusi milicjant zrezygnował z wypisania mi mandatu, gdyż zorientował się, że jestem Radziwiłł, byłem nawet zaskoczony. Było to bowiem koło Brześcia, daleko od naszych dawnych posiadłości – przyznaje Maciej Radziwiłł. Identyczne przewinienie zdarzyło mu się na Litwie, kiedy wracał z pogrzebu swych przodków. – Ale litewski policjant mi nie odpuścił. No, może dał mi trochę mniejszy mandat...

Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Gość "Plusa Minusa" poleca. Artur Urbanowicz: Eksperyment się nie udał