Reklama

Pogrzeb

Pierwszy zapamiętany to pogrzeb mojego dziadka w roku 1931. Msza w kościele św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży.

Publikacja: 20.02.2010 14:00

Trumna, na niej tabliczka z nazwiskiem – Antoni Szerepa-Łapicki. Pewnie w przypływie demokratycznych prądów ojciec skreślił białoruski przydomek Szerepa i mnie został już tylko Łapicki. W latach 30., gdy pogrzeb szedł przez miasto, cały ruch stawał. Ponieważ rodzina była dość stara, za trumną szedł samotny ojciec, natomiast my, czyli reszta żałobników, jechaliśmy taksówkami – a było ich ze 30 – na Powązki. Ruch został zablokowany w Alejach Jerozolimskich i na Towarowej aż do cmentarza. Grób z wojny ocalał, w razie czego podaję adres: kwatera małe „c”.

Dziś rodziny coraz częściej decydują się na kremację. Proch, który został po nieboszczyku, mieści się w filiżance. Zresztą kremacja nie jest już wcale nowinką w funeralnym biznesie. Teraz w modzie jest tanatopraksja. Naturalny kolor skóry, makijaż, peruka, nawet sztuczne oko w razie potrzeby. Na miejsce krwi płyn pod ciśnieniem i człowiek wygląda jak żywy. Ja dziękuję.

Wiele pogrzebów widziałem, łącznie z marszałka Piłsudskiego, na wielu przemawiałem, nawet myślałem o zbiorku „Funeralia”. Na pewno byłby w nim rozdział „Etykieta pogrzebowa”:

a) Zdjęcia – nie robić.

b) Kondolencje – nie składać.

Reklama
Reklama

c) Telefony – mają wyłącznik, więc wyłączać.

d) Kwiatki – nie deptać po cudzych kwaterach, żeby położyć swoją wiązankę.

e) Strój – wieczorowy (nie przychodzić w t-shirtach nawet w upał).

f) Przeżyć. Godnie.

Nie lubię łzawych pożegnań muzycznych. Osobiście wybrałbym melodię „When the Saint Go Marching In” w wykonaniu Louisa Armstronga.

Nie lubię patosu na pokaz. Lubię życie. Dlatego tak cenię „Pogrzeb” Szymborskiej. Przywraca śmierci ludzką twarz.

Reklama
Reklama

„no, nie wiem, chyba krewni”

„ksiądz istny Belmondo”

„nie byłam jeszcze w tej części cmentarza”

„śnił mi się tydzień temu, coś mnie tknęło”

„niebrzydka ta córeczka”

„wszystkich nas to czeka”

Reklama
Reklama

„złóżcie wdowie ode mnie, muszę zdążyć na”

„a jednak po łacinie brzmiało uroczyściej”

Ostatnio zrobił na mnie wrażenie pogrzeb Zbyszka Zapasiewicza. Był w tonacji Jego najlepszych ról. W wojskowej oprawie – każda salwa przypominała Jego kreację. Chowaliśmy generała polskiego aktorstwa. Zbyszek miał pogrzeb tak konsekwentny, jak Jego życie. Myślę, że Pana Boga powitał Wielką Improwizacją, którą, jeśli się nie mylę, przemawiał tylko raz, w znakomitym koleżeńskim towarzystwie (Holoubek, Trela, Seweryn, Englert), w stulecie prapremiery „Dziadów”.

I pamiętajmy – lepiej mniej. Nie przesadzać z przemówieniami. Kto był wielki, oceni Sąd Najwyższy, a nie grono halabardników.

I przede wszystkim pogrzeb ma być jak życie nieboszczyka, w tym samym charakterze – tak jak pogrzeb Wielkiego Zbyszka.

Trumna, na niej tabliczka z nazwiskiem – Antoni Szerepa-Łapicki. Pewnie w przypływie demokratycznych prądów ojciec skreślił białoruski przydomek Szerepa i mnie został już tylko Łapicki. W latach 30., gdy pogrzeb szedł przez miasto, cały ruch stawał. Ponieważ rodzina była dość stara, za trumną szedł samotny ojciec, natomiast my, czyli reszta żałobników, jechaliśmy taksówkami – a było ich ze 30 – na Powązki. Ruch został zablokowany w Alejach Jerozolimskich i na Towarowej aż do cmentarza. Grób z wojny ocalał, w razie czego podaję adres: kwatera małe „c”.

Reklama
Plus Minus
Pobyć z czyimś doświadczeniem. Paweł Rodak, gość „Plusa Minusa”, poleca
Plus Minus
Dorota Waśko-Czopnik: Od doktora Google’a do doktora AI
Plus Minus
Szkocki tytuł lordowski do kupienia za kilkadziesiąt funtów
Plus Minus
Białkowe szaleństwo. Jak moda na proteiny zawładnęła naszym menu
Plus Minus
„Cesarzowa Piotra” Kristiny Sabaliauskaitė. Bitwa o ciało carycy
Reklama
Reklama