Trumna, na niej tabliczka z nazwiskiem – Antoni Szerepa-Łapicki. Pewnie w przypływie demokratycznych prądów ojciec skreślił białoruski przydomek Szerepa i mnie został już tylko Łapicki. W latach 30., gdy pogrzeb szedł przez miasto, cały ruch stawał. Ponieważ rodzina była dość stara, za trumną szedł samotny ojciec, natomiast my, czyli reszta żałobników, jechaliśmy taksówkami – a było ich ze 30 – na Powązki. Ruch został zablokowany w Alejach Jerozolimskich i na Towarowej aż do cmentarza. Grób z wojny ocalał, w razie czego podaję adres: kwatera małe „c”.
Dziś rodziny coraz częściej decydują się na kremację. Proch, który został po nieboszczyku, mieści się w filiżance. Zresztą kremacja nie jest już wcale nowinką w funeralnym biznesie. Teraz w modzie jest tanatopraksja. Naturalny kolor skóry, makijaż, peruka, nawet sztuczne oko w razie potrzeby. Na miejsce krwi płyn pod ciśnieniem i człowiek wygląda jak żywy. Ja dziękuję.
Wiele pogrzebów widziałem, łącznie z marszałka Piłsudskiego, na wielu przemawiałem, nawet myślałem o zbiorku „Funeralia”. Na pewno byłby w nim rozdział „Etykieta pogrzebowa”:
a) Zdjęcia – nie robić.
b) Kondolencje – nie składać.