W oślej ławce kapitalizmu

Zajęci kupowaniem domów, rezerwacją wakacji i rozmowami z doradcami finansowymi przestaliśmy się interesować, w jaki sposób funkcjonuje pieniądz – podstawa naszego materialnego bytu

Publikacja: 20.03.2010 18:00

W oślej ławce kapitalizmu

Foto: ROL

W anglojęzycznej tradycji literackiej silnie obecny jest nurt pisania o gospodarce w sposób zrozumiały dla normalnych ludzi. Czyli dla takich, którzy nie mają najmniejszego pojęcia, co znaczy na przykład to:

C=SN(d1) – Xe-rtN(d2).

natomiast po otrzymaniu informacji na temat oprocentowania swojej lokaty oraz rocznej inflacji będą w stanie określić, ile na lokacie zarobią albo stracą w ciągu roku. Krótko mówiąc, dla ludzi średnio rozgarniętych, którzy rozumieją proste zależności ekonomiczne, rozumieją nawet rzeczy bardziej skomplikowane, gdy ktoś im je próbuje tłumaczyć, ale natychmiast po zakończeniu tłumaczenia gubią wątek i nie bardzo wiedzą, o co chodziło. Zwłaszcza gdy chodzi o najważniejsze zjawisko ostatnich lat, dekad, a może całego stulecia: kryzys finansowy i jego konsekwencje.

Większość z nas potrafi być może śledzić do któregoś miejsca zawiłe, niekiedy wzajemnie wykluczające się wyjaśnienia przyczyn katastrofy, może nawet mamy opinie na jej temat, np. „Ten kryzys oznacza ostateczny krach kapitalizmu” albo „Ten kryzys nie jest klęską wolnego rynku, przeciwnie – pokazuje, jak katastrofalne skutki przynosi mieszanie się rządów w działalność banków” itp. Jednak nie oszukujmy się – zaledwie garstka specjalistów potrafi odróżnić CDO od CDS, a tylko nieco więcej derywaty od lewatywy.

Popularne na rynkach anglojęzycznych książki typu „Freakonomia” Stevena D. Levitta i Stephena J. Dubnera albo pisarstwo Malcolma Gladwella z tygodnika „The New Yorker” należą do specyficznej kategorii. Dla ich autorów ekonomia nie jest zestawem drętwych reguł przedstawianych za pomocą wykresów, tabelek i zawiłych wzorów matematycznych – niemożliwych do ogarnięcia przez człowieka, który musi normalnie pracować, utrzymywać rodzinę i chciałby jeszcze raz na jakiś czas iść do kina, czyli dla prawie wszystkich ludzi żyjących na ziemi, ale jest ona polem fascynujących obserwacji ludzkiej natury, motywacji, które leżą u podłoża naszych decyzji, mechanizmów, które sprawiają, że robimy to, co robimy.

Od początku roku na brytyjskim i amerykańskim rynku rekordy popularności bije kolejna pozycja w tej serii, książka pt. „Whoops! Why Everyone Owes Everyone and No One Can Pay” (Kraaach! Dlaczego wszyscy wiszą wszystkim pieniądze i nikt nie oddaje długu). Autor John Lanchester nie jest ekonomistą, tylko znanym i nagradzanym pisarzem brytyjskim, a jego książka to najprzystępniej dla laika napisana praca na temat przyczyn, przebiegu i skutków kryzysu finansowego.

[srodtytul]Ofiary geniuszu[/srodtytul]

Na początku książki Lanchester przyznaje się do pewnej dewiacji psychicznej: „Czasem gdy sunę samochodem po pustej wiejskiej drodze, w samochodzie gra radio, świat za oknem przesuwa się swobodnie i bez zakłóceń, co rzadko zdarza się przy dzisiejszym ruchu ulicznym, ale czasem jednak się zdarza, no więc, gdy tak jadę, czasami przychodzi mi do głowy taka przelotna myśl, myśl, której nigdy nie zrealizowałem i, mam nadzieję, nigdy nie zrealizuję. Myśl jest następująca: Co by się stało, gdybym w tej chwili wrzucił wsteczny bieg?”.

Dalej autor wyjaśnia, co by się stało: silnik rozleciałby się na drobne kawałki, a kierowca zginąłby na miejscu bądź doznał poważnych obrażeń. Te wyjaśnienia są dla Johna Lanchestera na tyle przekonujące, że – jak mówi – mimo iż myśl o wrzuceniu wstecznego biegu przy jeździe z prędkością 120 kilometrów na godzinę wraca mu co jakieś dwa, trzy lata, czyli jednak nie za często, to jest pewny, że nie ulegnie pokusie. Ryzyko zbyt wielkie.

Na przełomie XX i XXI wieku świat był takim wspaniałym pojazdem sunącym szybko i swobodnie po autostradzie. Przez pierwszych sześć lat obecnego stulecia wartość PKB wszystkich krajów na ziemi wzrosła dwukrotnie, osiągając wartość 70 bilionów dolarów. Niebotycznie rosły ceny surowców, na giełdach królowały zwyżki, w Chinach pojawiła się nowa klasa średnia licząca ok. 800 milionów ludzi, w Indiach liczbę osób, które zdołały wyjść z chronicznej biedy, oceniano na ponad ćwierć miliarda. Prawie 2,5 miliarda ludzi żyło w krajach, których gospodarki rozwijały się w astronomicznym tempie. Jeszcze nigdy w historii tak ogromna rzesza ludzi nie żyła w dostatku materialnym.

I właśnie wtedy, po wieloletnich działaniach podejmowanych przez finansistów, czyli ludzi stojących u podstaw i w awangardzie wzrostu naszej powszechnej pomyślności, udała im się ta niebywała rzecz: wrzucili wsteczny bieg. Silnik świata rozpadł się na kawałki, trup ściele się gęsto, a rachunek płacimy wszyscy. I jeszcze jakiś czas płacić będziemy.

Takich metafor, odniesień do literatury pięknej, filmu czy np. badań psychologicznych jest w książce Lanchestera cała masa, co sprawia, że czyta się ją jednym tchem. Autor prowadzi nas od bankomatu w Brighton na festiwal muzyczny w Galway, zahaczając po drodze o T.S. Elliota, Normana Mailera, Charliego Parkera i Strawińskiego.

Jednak „Whoops!” to nie jest literacka przypowiastka z kryzysem w tle, ale poważna i całościowa próba wyjaśnienia jego mechanizmów. Lanchester pisze o czterech zasadniczych czynnikach, na których wyrósł kryzys: klimacie, problemie, błędzie i zaniechaniu (tak, owszem, to kolejne hasła i metaforyczne próby oswojenia ekonomicznego żargonu, ale to właśnie dzięki tej metodzie łatwiej wcisnąć się czytelnikowi w gęsty finansowy labirynt opisany przez autora). Klimat zdaniem Lanchestera ukształtowany został przez ostateczne zwycięstwo wolnego rynku i kapitalistycznego liberalizmu. Brzmi to jak cytat z Fukuyamy i stanowi chyba najsłabszy punkt argumentacji autora „Whoops!”. Niebezpiecznie zbliża się tu do teorii Naomi Klein ustawiających Friedricha von Hayeka i Miltona Friedmana w roli antychrystów współczesności, pomijających przy tym taką oczywistą przyczynę wzrostu popularności ideologii wolnorynkowej jak permanentny kryzys, w jaki popadła np. Wielka Brytania pod rządami laburzystów pod koniec lat 70. XX wieku.

„Problem” to oczywiście sprawa kredytów masowo udzielanych przez banki ludziom, którzy od samego początku nie mieli szans na ich spłacenie. Fragmenty książki, w których Lanchester przeprowadza czytelnika przez meandry rynków finansowych, wyjaśnia genezę i funkcjonowanie nowych produktów, takich jak swapy kredytowe, obligacje zabezpieczone długiem, pisze o sekurytyzacji, transzowaniu i sprzedawaniu kredytów – czyta się jak thriller.

Co ważniejsze, prawda jest w tym ciekawsza od fikcji, a autor w żadnym miejscu nie ucieka w ekonomiczny żargon i zmierza prosto do celu: główny powód kryzysu to odłączenie tradycyjnej więzi między bankiem udzielającym kredytu a osobą, która ten kredyt bierze. Od momentu, w którym sprzedaż kredytów stała się nie tylko możliwa, ale praktykowana na niespotykana skalę przez banki, bankom przestało zależeć na tym, by dłużnicy spłacali swoje zaległości.

Fascynujący jest w „Whoops!” opis konwulsji, w jakich rodziły się matematyczne modele usprawiedliwiające patologię banków – te modele to ów „błąd” w schemacie przedstawionym przez Lanchestera. Błąd, który oczywiście nie był żadnym błędem, tylko osiągnięciem matematycznych geniuszów zatrudnianych przez banki w celu wygenerowania wzorów świadczących o tym, że ryzyko, którego nigdy nie powinno się podejmować, nie było żadnym ryzykiem, ale pewną inwestycją.

Geniusze spisali się znakomicie – najbardziej szalone pomysły, takie jak np. sprzedawanie kredytów zaciąganych przez chronicznie bezrobotnych w stanie Wisconsin (bez wiedzy kredytobiorców, ma się rozumieć) niemieckim bankom regionalnym albo norweskim radom miejskim, oceniane były przez światowe agencje ratingowe jako równie pozbawione ryzyka, co inwestycje w obligacje rządu Stanów Zjednoczonych.

Odwołując się do prac wybitnych izraelskich psychologów Daniela Kahnemana i Amosa Tversky'ego, Lanchester udowadnia, że teza, jakoby człowiek w swoich zachowaniach względem pieniędzy kierował się zdrowym rozsądkiem, jest stanowczo na wyrost. Przy sprzyjających okolicznościach, w towarzystwie wystarczającej ilości takich samych jak my uwierzymy w każdą brednię, w każdy fałszywy schemat poparty autorytetem wzorów matematycznych. Będziemy chętnie nadstawiać dzioby „jak gęsi pasione na foie gras”. To kolejna trafna metafora Lanchestera. „Następna zaś ilustruje 15-letnią ewolucję derywatów w systemie bankowym: „To tak jakby ludzie wykorzystali wynalazek pasów bezpieczeństwa w samochodzie jako okazję do masowej jazdy po pijanemu”.

„Zaniechanie” – ostatni element układanki w książce Lanchestera – to nie tyle brak czujności, ile po prostu kolaboracja instytucji przeznaczonych do regulowania i kontrolowania zachowań banków w tej szaleńczej pogoni za zyskiem. Winni są także politycy, którym nie zależało na interwencji, wręcz przeciwnie – finansowa bonanza napędzała wzrost gospodarczy, a rosnące ceny domów poprawiały wszystkim samopoczucie. Wszystkim, bo nawet ci, których nigdy nie byłoby na nie stać, dostawali od banków „całkowicie bezpieczne” kredyty, które owe banki natychmiast odsprzedawały dalej. Karuzela kręciła się, Alan Greenspan powtarzał, że najlepszym ekspertem w dziedzinie regulacji rynku finansowego jest rynek finansowy, silnik grzał i właśnie wtedy, we wrześniu 2008 roku, ktoś wrzucił wsteczny bieg.

[srodtytul]Co jest za darmo[/srodtytul]

Nie potrafię ocenić, czy merytorycznie książka Lanchestera jest idealnym opisem rynków finansowych ostatnich lat czy też można to było zrobić lepiej. Niektórzy brytyjscy krytycy ekonomiczni zarzucają mu niedociągnięcia, niekiedy popisy słowne, ale przecież nie to jest w tej książce najbardziej istotne.

Lanchester pokazuje wymownie, w jaki sposób ogromna i ważna sfera naszego życia znalazła się w ciągu ostatnich 15 – 20 lat całkowicie poza naszą kontrolą. Zajęci kupowaniem domów, rezerwacją wakacji i rozmowami z doradcami finansowymi przestaliśmy się interesować, w jaki sposób funkcjonuje we współczesnym świecie pieniądz – podstawa naszego materialnego bytu. Przez naszą nieuwagę obrót nim został praktycznie całkowicie wyjęty spod kontroli – nie tylko instytucji demokratycznych, ale zdrowego rozsądku, który tradycyjnie rządził bankowością w kapitalizmie.

Poziom podstawowej edukacji finansowej, nawet w rozwiniętych krajach zachodnich, jest beznadziejny, a książka Lanchestera stanowi w istocie wołanie o nasze zainteresowanie jedną z najbardziej zaniedbanych sfer życia. Nie ma darmowych kredytów, tak jak nie ma darmowych lunchów. Za wszystko trzeba płacić. Jeśli sami się nie zainteresujemy, jak to się robi, to wkrótce będziemy przeżywać kolejne Whoops!

W anglojęzycznej tradycji literackiej silnie obecny jest nurt pisania o gospodarce w sposób zrozumiały dla normalnych ludzi. Czyli dla takich, którzy nie mają najmniejszego pojęcia, co znaczy na przykład to:

C=SN(d1) – Xe-rtN(d2).

Pozostało 98% artykułu
Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą