Kłopoty z winą Kaczyńskiego

O katastrofie pod Smoleńskiem wciąż nie wszystko wiadomo. Jednak opublikowany zapis zawartości czarnych skrzynek podważa teorię tych komentatorów, którzy współwinowajcę widzieli w Lechu Kaczyńskim. Czytając stenogramy, musieli się srodze zawieść. Żadne z trzech zdań, na które mogliby się powoływać, nie wystarcza, by snuć dywagacje o rzekomych naciskach Kaczyńskiego

Publikacja: 04.06.2010 20:12

Od razu zastrzegam, że przez nacisk rozumiem próbę zmuszenia pilotów do wylądowania wbrew ich woli. Oczywiście, wiem, że pojęcie „nacisk” można rozciągnąć bardzo daleko, czego dowodem wypowiedzi Edmunda Klicha. Dziennikarka „Rzeczpospolitej” zapytała go, czy za nacisk na pilotów można uznać obecność w kabinie generała Błasika, szefa Sił Powietrznych. Klich odpowiedział pytaniem na pytanie: „Jak pani pisze tekst na komputerze, a z tyłu ktoś stoi, to się pani nie stresuje? Bo ja się stresuję”. Świetny argument. Posługując się nim, powinno się na przykład zlikwidować wszystkie egzaminy na prawo jazdy, kiedy to kandydat na kierowcę ma obok siebie kontrolującego go i oceniającego egzaminatora. Z faktu, że pilot musi lądować przy swoim dowódcy, może wynikać zarówno to, że się bardziej denerwuje, jak i to, że się bardziej stara.

A teraz trzy wypowiedzi.

„Wkurzy się, jeśli...” – nie wiadomo, kto to mówi. Wkurzenie się może dotyczyć wszystkiego: mgły, opóźnienia, złych warunków, niemożności wylądowania. Prawdę powiedziawszy, każdy pasażer Tu-154, łącznie z pilotami, był zapewne wkurzony.

„Na razie nie ma decyzji prezydenta, co dalej robić”. To słowa dyrektora Mariusza Kazany. Tyle że mają one sens tylko wtedy, gdy dotyczy kwestii, jakie lotnisko dodatkowe wybrać. Kazana wypowiada je po tym, gdy piloci poinformowali, że „nie dadzą rady usiąść”. Czy w odpowiedzi na to Lech Kaczyński przekazałby im wiadomość, że nie podjął decyzji co dalej robić? Absurd.

„No to mamy problem” – to również wypowiedź Kazany. Może świadczyć o wszystkim, ale nie o naciskach. Chyba że według zwolenników teorii winy prezydenta właściwa odpowiedź powinna brzmieć: „świetnie, jest mgła, nie damy rady wylądować, tysiące ludzi czeka na nas w Katyniu, ale w ogóle w porządku i nie ma się co stresować. No to nie ma problemu”. Jeszcze trochę i się okaże, że naciskiem na pilotów, prowadzącym do wypadku, była sama już obecność prezydenta na pokładzie. Zresztą, czyż nie? Skoro był i leciał, to chciał wylądować, a to niewątpliwie było wywieraniem na pilotów presji.

Reklama
Reklama

Podobnie niedorzeczne tłumaczenia mogą się pojawiać tylko w głowach tych, którzy od początku gotowi byli, wskutek niechęci i złej woli, widzieć w Lechu Kaczyńskim potencjalnego winowajcę. Nie wierzę, niestety, by stenogramy rozmów z kokpitu zmieniły ich zdanie. Będą się czepiać każdego przecinka i kropki. Taka jest po prostu natura uprzedzeń.

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/lisicki/2010/06/04/klopoty-z-wina-kaczynskiego/]blog.rp.pl/lisicki[/link]

Plus Minus
Polska jest na celowniku Rosji. Jaka polityka wobec Ukrainy byłaby najlepsza?
Plus Minus
„Kształt rzeczy przyszłych”: Następne 150 lat
Plus Minus
„RoadCraft”: Spełnić dziecięce marzenia o koparce
Plus Minus
„Jurassic World: Odrodzenie”: Siódma wersja dinozaurów
Plus Minus
„Elio”: Samotność wśród gwiazd
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama