Umówiliśmy się w jej domu. Kiedy podjeżdżam pod bramę, okazuję się, że nasza rozmowa będzie miała niesamowitą oprawę. Vis a vis drzwi wokalistki mieści się świątynia. Jest południe. Na wysokiej wieży biją dzwony. Myślę sobie, że nawet osoby, które nie mają uprzedzeń do Kościoła mogłyby narzekać i mieć kłopoty ze snem o poranku. Przypominam sobie kolegę, który zamieszkał na dziewiątym piętrze nowego bloku na Bemowie. Rok później do jego okien wspięła się kościelna wieża. Pobudkę miał o szóstej. Nie mógł spać. Przeprowadził się.
Kora nie ma takich problemów i uprzedzeń. Śmieje się mówiąc, że kupiła dom tylko dlatego, że wszyscy oglądający go wcześniej nie chcieli mieszkać blisko kościoła, blisko dzwonów.
— My to z Kamilem lubimy. Dzwon jest obecny we wszystkich religiach. Oczyszcza atmosferę dźwiękiem. Są różne dzwony. Te z sąsiedztwa mają dźwięk mocny, ciężki. Czasami jednak odzywają się delikatne, cudne dzwoneczki. W buddyzmie dzwon jest ofiarą z dźwięku dla uszu Bogów tak jak kadzidło dla ich węchu.
Kora od czwartego do dziewiątego roku życia, gdy mama przebywała w sanatorium, mieszkała w domu dziecka prowadzonym przez zakonnice. Przyjeżdżała do domu na wakacje. Właśnie wtedy padła ofiarą księdza pedofila. Miała 10 lat. Tak jak śpiewa w piosence, to był starszy ksiądz z parafii św. Szczepana w Krakowie. Być może nie pełnił już posługi, mógł być seniorem. Gdyby dzisiaj pokazano jej zdjęcia wielu księży, tamtego wskazałaby bez żadnej wątpliwości. Takiej twarzy nie zapomina się nigdy.
— Miał zwyczaj spacerować pomiędzy swoją kwaterą a kościołem. Trzymał w ręku brewiarz i popatrywał — wspomina wokalistka. — Zaprosił mnie na winogrona, które pięknie rosły wokół jego domu. Robił wrażenie starszego, miłego kapłana. Wcześniej mówiliśmy sobie „Szczęść Boże”. Szłam do niego, nie czując lęku. Najpierw o czymś rozmawialiśmy, a kiedy zostałam oswojona, stało się. Nawet się nie broniłam. Czułam, że dzieje się coś złego. Ale byłam sparaliżowana. Potem zawstydzone dziecko zazwyczaj zmyka. Z jednej strony doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, co się stało, a z drugiej towarzyszył mi strach i wstyd. Nie pozwalał mi się poskarżyć.