Budowa meczetu w pobliżu miejsca, gdzie stały budynki World Trade Center, z dnia na dzień przysparza prezydentowi USA kłopotów. Już teraz szybko rośnie liczba Amerykanów, którzy uznają, że Obama to muzułmanin, co z pewnością nie jest dobrą wróżbą dla jego przyszłości politycznej. Stąd tylko krok od wniosku, że w niewystarczającym stopniu walczy z muzułmańskim terroryzmem i nie okazuje dość współczucia ofiarom ataku z 11 września. Jest to tym łatwiejsze, że taki obraz prezydenta USA wyjątkowo skutecznie promują republikanie. Problemy Obamy mogą się przełożyć na porażkę jego partii w uzupełniających wyborach do Izby Reprezentantów, w której demokraci utracą większość.

Rzeczywiście, sytuacja Obamy łatwa nie jest. Jak pogodzić dwie sprzeczne wartości? Jak bronić tolerancji wobec różnych religii, jednocześnie bezwzględnie zwalczając islamski fundamentalizm? Zadanie przypominające kwadraturę koła. W pierwszym wystąpieniu na temat budowy meczetu Obama stwierdził, że jej zwolennicy zachowali wprawdzie reguły prawa, ale być może nie jest to najmądrzejszy wybór. Czy mógł powiedzieć więcej?

Zwolennicy budowy meczetu wysuwają kilka argumentów. Pierwszy i najprostszy, że postępują zgodnie z przepisami. Tyle że w sprawach, w których chodzi o społeczną wrażliwość i stosunek do tego co ostateczne, reguły prawa to za mało. Poza tym twierdzą, że islam to religia miłości, że postawienie meczetu koło World Trade Center będzie dowodem chęci pokojowego współżycia z resztą Amerykanów. Utrzymują również, że wśród ofiar byli muzułmanie, a terroryści naprawdę z islamem nie mieli nic wspólnego.

Prawdę powiedziawszy, trudno uznać to rozumowanie. W uszach dominującej większości Amerykanów brzmi jak pusta dialektyka. Nie da się przecież ukryć, że islamiści wprost powołują się na święte teksty i w swoim mniemaniu są dobrymi wyznawcami Proroka. Terroryzm muzułmański to nie zjawisko jednostkowe, lecz masowe, co pozwala twierdzić, że islam łatwiej niż inne tradycje religijne może być wykorzystywany przez fanatyków. Przychodzą mi na myśl choćby rozważania Alaina Besancona, który zauważył, że w Koranie nie ma opowieści o stworzeniu człowieka na boży obraz i podobieństwo, co radykalnie obniża godność człowieka w porównaniu z tradycją żydowską i chrześcijańską. Trudno nie przyznać mu racji.

Sam zadaję sobie pytanie, jak powinien się ten spór zakończyć i jakich słów należałoby oczekiwać od Obamy. Sadzę jednak, że to, co powiedział, to za mało. Powinien nakłonić muzułmanów do wycofania się z pomysłu. Jeśli chcą dowieść swego pokojowego nastawienia, taka rezygnacja będzie najlepszą formą. Na meczety w pobliżu miejsca tragedii czas jeszcze nie nadszedł.