Najpopularniejszym politykiem na świecie jest dziś odchodzący właśnie z urzędu prezydent Brazylii Luis Inacio Lula da Silva. Poziom poparcia dla Luli przekracza wszelkie wyobrażalne granice w kraju demokratycznym. Po ośmiu latach rządów Lulę popiera około 80 procent Brazylijczyków; gdyby zmienił konstytucję i wystartował w wyborach po raz trzeci, wygrałby w cuglach. Lula – w przeciwieństwie do swojego przyjaciela Hugo Chaveza z Wenezueli – nie chciał naginać prawa i wystawił do wyborów namaszczoną przez siebie Dilmę Rousseff, która zapewne wygra w drugiej turze za miesiąc.
Jest kilka powodów niezwykłej popularności Luli, ale najważniejszym jest poparcie, jakim cieszy się wśród brazylijskiej biedoty. Ściśle mówiąc, byłej brazylijskiej biedoty. W ciągu ostatnich ośmiu lat z biedy, czyli życia na poziomie poniżej 1,25 dolara za dzień wyszło 20 milionów Brazylijczyków. Różnie ocenia się przyczyny tego wspaniałego sukcesu. Sceptycy twierdzą, że bez wcześniejszych reform finansowych Fernando Enrique Cardoso, które zdławiły inflację i wprowadziły gospodarczą stabilizację, Lula nie miałby szans na wcielenie w życie swoich programów społecznych. Inni zarzucają mu zbytnie rozbudowanie aparatu państwowego.
Ale argumenty sceptyków są mizerne, w końcu historia zna dziesiątki przykładów roztrwonienia przez lewicowych mesjaszy bogactwa zebranego przez liberałów i prawicę. Lula natomiast znakomicie wykorzystał swoją szansę, tworząc warunki rozwoju dla milionów Brazylijczyków, którzy jeszcze dekadę wcześniej nie mieli szans na godne życie.
Entuzjastyczni fani Luli wskazują zwłaszcza na sukces jego programu o nazwie Bolsa Familia, który, w największym skrócie, polega na tym, że wypłata zasiłków socjalnych dla ubogich rodziców uzależniona jest od tego, czy ich dzieci chodzą do szkoły i regularnie poddawane są badaniom lekarskim. Korzysta z niego 12,5 miliona rodzin. Prezydenturze Luli towarzyszył trwały wzrost gospodarczy, który przekładał się nie tylko na zwiększenie znaczenia kraju na arenie międzynarodowej, ale także na kwestie bardzo przyziemne, np. regularne coroczne podwyżki minimalnej pensji. Kraj ma dziś znakomite perspektywy gospodarcze na nadchodzące lata, zwłaszcza po odkryciu potężnych złóż ropy naftowej na Atlantyku. Organizacja dwóch wielkich imprez sportowych – finałów piłkarskich mistrzostw świata w 2014 i Igrzysk Olimpijskich dwa lata później – podnosi prestiż Brazylii i jej atrakcyjność dla inwestorów (atrakcyjności dla turystów nic nie musi podnosić). Słowem, Brazylia staje się potężnym państwem ograniczającym sferę biedy w stylu niespotykanym dotąd w historii i ważnym graczem na scenie międzynarodowej.
W tym obrazie Brazylii brakuje tylko jednego elementu, którego znaczenie lubią podkreślać specjaliści od zwalczania biedy, zwłaszcza specjaliści z krajów żyjących w dostatku. Brazylia nie korzysta z tzw. pomocy rozwojowej, czyli pieniędzy innych, bogatszych państw, a jej sukces gospodarczy i wyciągnięcie z nędzy milionów ludzi odbyło się całkowicie poza systemem przewidzianym jako niezbędny dla zlikwidowania światowej biedy.
[srodtytul]Po pierwsze wzrost[/srodtytul]