Do stawiania pytań skłania zmiana zapisów w instrukcjach dotyczących lotów VIP-owskich między 2004 a 2009 rokiem. W dokumencie z 2004 czytamy, że załoga mająca uprawnienia do wykonywania lotów o statusie „ważny” odbywa szkolenie wyłącznie na jednym typie samolotu w celu nabycia właściwych nawyków.
Wyjątek, w dokumencie sprzed sześciu lat, zostawiono dla instruktorów z dużym doświadczeniem, którzy mogą wykonywać loty „ważne” na dwóch typach maszyn.
Intencja zawarta w tych zapisach wydaje się czytelna. Chodzi o to, żeby lotnicy się nie mylili – inaczej lata się jakiem, inaczej pracuje w kokpicie tupolewa.
Z instrukcji lotów HEAD, która weszła w życie w zeszłym roku, powyższe przepisy wyparowały. Dlaczego? Nie jest tajemnicą, że od kilku lat 36. Specjalny Pułk Lotnictwa Transportowego przeżywał kłopoty kadrowe. Przed katastrofą na dwa flagowe i często wykorzystywane tupolewy jednostka miała raptem 2,5 załogi – trzech pierwszych i dwóch drugich pilotów.
Dlaczego z instrukcji datowanej na zeszły rok wyleciał przepis, który mówi o tym, że z VIP na dwóch typach maszyn mogą latać jedynie instruktorzy z dużym doświadczeniem?
Tłumaczenia Dowództwa Sił Powietrznych są niejasne. Robert Grzywna, drugi pilot tupolewa w trakcie feralnego lotu do Smoleńska, był na co dzień wykonującym zadania dowódcą jaka-40. Spytaliśmy, czy taka sytuacja byłaby możliwa pod rządami instrukcji z 2004 roku, która do lotów na dwóch typach statków powietrznych dopuszczała jedynie instruktorów z dużym doświadczeniem (Robert Grzywna nie spełniał tych kryteriów). Wojskowi odpowiedzieli zaskakująco, że wedle instrukcji sprzed sześciu lat żołnierz również mógłby wykonywać zadania na dwóch typach maszyn. Jak to możliwe? Tego Dowództwo Sił Powietrznych nie wyjaśnia.
Okazuje się, że nad bezpieczeństwem lotu najważniejszych osób w państwie na ziemi powinien czuwać cały sztab. Mówi o tym osobny rozdział instrukcji. Są służby odpowiedzialne za łączność, za monitorowanie lotu, za prognozy pogody dla samolotu z ważnymi osobami.
Jedną z kluczowych postaci jest starszy dyżurny Centrum Operacji Powietrznych – wojskowy nadzorca lotu, który powinien mieć najistotniejsze informacje. Ma na przykład obowiązek znać status lotnisk, które mogą być wykorzystywane jako zapasowe. Powinien znać stan i przewidywane zmiany warunków atmosferycznych. Wiedzieć o występowaniu niebezpiecznych zjawisk pogodowych mogących zagrozić lotowi HEAD, a także monitorować przebieg lotu wszystkich samolotów z VIP. Wreszcie informować na bieżąco dyżurną służbę operacyjną całych Sił Zbrojnych o przebiegu lotu. A w przypadku wystąpienia sytuacji zagrażającej bezpieczeństwu lotu – stawiać zadania osobom funkcyjnym i pełniącym dyżury na stanowiskach dowodzenia.
Inną istotną osobą jest starszy zmiany dyżurnej Centrum Hydrometeorologicznego Sił Zbrojnych RP. To właśnie centrum opracowuje „dokumentację lotniczo-meteorologiczną”, gdy samolot wylatuje poza granice kraju i dostarcza ją kapitanowi samolotu. Kapitan na podstawie tej prognozy podejmuje decyzję o wylocie.
Do obowiązków zmiany dyżurnej Centrum Hydrometeorologicznego należy m.in. ostrzeganie o niebezpiecznych zjawiska pogody, udzielanie konsultacji meteorologicznej osobom biorącym udział w zabezpieczaniu lotów.
Czy starszy dyżurny i dyżurny meteorolog z Centrum Hydrometeorologicznego dobrze „pilnowali” prezydenckiego tupolewa? Nieco światła rzuca na to artykuł tygodnika „Wprost”, który przytacza stenogram rozmowy obu oficerów, włączony do akt śledztwa.
Obaj, już po katastrofie, nie mają świadomości, że doszło do tragedii. Rozważają, jakie lotnisko byłoby dobrym zapasowym portem dla tupolewa.
Ppłk Jarosław Z. [starszy dyżurny COP]: „Ale jaka jest odległość do tego Briańska?”.
Mjr Henryk G. [meteorolog z Centrum Hydrometeorologicznego]: „No, do Briańska to to tak patrzę...”.
Ppłk Z: „Bo akurat mi tutaj mapa nie sięga... ”.
Nieco wcześniej mjr G. informuje ppłk. Z, że lotnisko w Witebsku jest nieczynne (bo tak mu powiedział poprzednik) i wyraża słuszne przypuszczenie, że miasto Witebsk jest na Białorusi.
Pozostaje pytanie o prognozę pogody. Czy Centrum Hydrometeorologiczne przed lotem ostrzegało o niebezpiecznych zjawiskach pogody i warunkach atmosferycznych zagrażających bezpieczeństwu lotu? Przypomnijmy: Rosjanie twierdzą (we wstępnym raporcie MAK), że załoga samolotu przed wylotem nie miała faktycznej pogody i prognozy pogody dotyczącej lotniska Siewiernyj. Dlaczego? Dowództwo Sił Powietrznych informuje, że otrzymana prognoza pochodziła ze stacji meteorologicznej odległej od lotniska o 10 kilometrów. Wojskowi podkreślają, że dane z lotniska Smoleńsk-Siewiernyj nie są dostępne w międzynarodowej sieci wymiany danych meteorologicznych. Na jakiej podstawie przygotowano więc dokumenty do lotu prezydenta? Czy Centrum Hydrometeorologiczne kontaktowało się z lotniskiem Siewiernyj, ile razy, kiedy po raz ostatni? Czy ostrzegało załogi?
Pytaliśmy o to Dowództwo Sił Powietrznych. Konkretnej odpowiedzi nie dostaliśmy. Dowództwo zasłoniło się tym, że trwają prace prokuratury i komisji ministra Jerzego Millera. – Nie jest możliwe obecnie przeprowadzenie rozmów przez panów z osobami, które były odpowiedzialne za przygotowanie prognozy – odpowiedział rzecznik Dowództwa.
Zmiany w przepisach dotyczących lotów wojskowych, w tym wożenia najważniejszych osób w państwie, były pokłosiem katastrofy CASY, do której doszło w styczniu 2008 roku. Wojsko powinno wyciągnąć wnioski z tragedii, w której zginęło 20 osób. Przypomnijmy sprawę CASY. Na jej pokładzie leciała elita dowódców wojskowych. Nikt nie zastanowił się wcześniej nad tym, by jakoś zdywersyfikować ryzyko. CASA leciała w gęstej mgle, na lotnisko, na którym nie było systemu precyzyjnego lądowania ILS. Kontroler z Mirosławca nie miał doświadczenia w sprowadzaniu na ziemię takich samolotów. Popełnił błędy, m.in. informując załogę niemal do końca, że CASA znajduje się na dobrej ścieżce schodzenia do lądowania. Oficerowie odpowiedzialni za monitorowanie lotu z Centrum Operacji Powietrznych – choć powinni – nie wiedzieli nawet, jaki sprzęt znajduje się na lotnisku docelowym (myśleli, że jest tam ILS, choć urządzenie nie działało od lat). Centrum Operacji Powietrznych, Centrum Hydrometeorologiczne i kontrolerzy lotniska popełniali błędy w przekazywaniu informacji o bardzo złych warunkach pogodowych. Załoga samolotu nie była zgrana, popełniono błędy w jej szkoleniu.
Po tamtej tragedii Bogdan Klich mówił o nonszalancji w Siłach Powietrznych. Przeniósł do rezerwy dowódcę eskadry, w której latała CASA (dowódca ma zarzuty prokuratorskie), kontrolera zbliżania oraz precyzyjnego podejścia, kontrolera lotniska i komendanta Wojskowego Portu Lotniczego w Mirosławcu, a także starszego dyżurnego Centrum Operacji Powietrznych. Wobec 23 żołnierzy wszczęto postępowania dyscyplinarne (dziewięciu ukarano). Ich personaliów wojsko nie ujawniło.
Dowództwo Sił Powietrznych przygotowało 70-stronicowy raport o tym, jak w wojsku wprowadzało w życie zalecania komisji, które miały zapobiec powtórzeniu się katastrofy.
Jednak doszło do kolejnej tragedii, a – zdaniem wielu ekspertów, z którymi rozmawialiśmy – katastrofy CASY i tupolewa to przypadki bliźniacze.