Czy prezes Lot złamał ustawę, bo nie miał innego wyjścia?

Co zrobić z człowiekiem, który złamał prawo? Wiadomo, że ukarać. A jeśli ten człowiek jest ważnym prezesem? A jeśli ma dobre notowania u ministra? A jeśli do tego prawo jest głupie?

Aktualizacja: 18.12.2010 14:31 Publikacja: 18.12.2010 00:01

Czy prezes Lot złamał ustawę, bo nie miał innego wyjścia?

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Bohater – Marcin Piróg, świeżo upieczony prezes LOT. Ma przeciwników, którzy nie pozwalają mu zapomnieć o biznesowej przeszłości.

Anonimowy telefon do redakcji: „Pisaliście, że konkurs na prezesa LOT nie był czysty. Dlaczego nie napiszecie, że Piróg łamie ustawę antykorupcyjną? Ma udziały w prywatnej firmie InDreams, a przy tym jest szefem państwowej firmy! To niezgodne z prawem. Miał te udziały, kiedy był prezesem Ruchu. Ministerstwo Skarbu o tym wiedziało, ale przymknęli oko. Nie mogę się przedstawić. Nie chcę stracić pracy”.

[srodtytul]Ustawa i Rejestr[/srodtytul]

Ustawa potocznie nazywana antykorupcyjną pochodzi z zamierzchłych czasów, bo z 1997 roku. Jest bezwzględna dla osób pełniących funkcje publiczne. Jeśli jesteś prezesem firmy, w której Skarb Państwa ma więcej niż 50 procent udziałów, nie możesz robić wielu rzeczy, które są oczywiste dla ludzi zajmujących się biznesem. Nie masz prawa być w zarządzie, radzie nadzorczej innych spółek. Nie masz prawa prowadzić działalności gospodarczej. Nie masz prawa być właścicielem ponad 10 procent udziałów w innej spółce. W sumie, jeśli jesteś czynny w biznesie, twoje prawa są niewielkie.

Złamanie zakazów to podstawa do odwołania ze stanowiska. Koniec kropka.

W Krajowym Rejestrze Sądowym – zbiorze danych o spółkach – wina Piróga nie podlega dyskusji. Ma 20 procent udziałów w InDreams i jest tam członkiem rady nadzorczej – a więc łamie prawo podwójnie. Na dokładkę jeszcze fotel szefa rady nadzorczej prywatnej spółki energetycznej.

Na zapisy w rejestrze trzeba uważać. Piróg mógł sprzedać udziały, zrezygnować z rady, a pismo po prostu nie dotarło do sądu. Zapomniała go wysłać sekretarka, zgubił listonosz, sędzia dopatrzyła się źle postawionego przecinka i odesłała spółce do poprawki.

To miał te udziały czy nie miał? Biuro Prasowe LOT: „informujemy, że obejmując stanowisko prezesa LOT, Pan Marcin Piróg nie posiadał udziałów w żadnej z wymienionych spółek, nie był też członkiem rady nadzorczej żadnej ze spółek”.

Piróg jest więc czysty! Oddzielna sprawa, jak to się stało. W biurze InDreams poinformowano nas, że od 28 września nie jest udziałowcem i informacja wkrótce znajdzie się w rejestrze sądowym.

Sam prezes w rozmowie z nami tłumaczył, że w trakcie konkursu na prezesa LOT zdecydował o pozbyciu się udziałów. Tyle że konkurs ogłoszono 4 października, a przesłuchania konkursowe odbywały się pod koniec października! Sprzedał, ale kiedy, nie bardzo wiadomo.

Z kolei Jacek Krawczyk, szef rady LOT, zapewnia, że wszystko odbyło się transparentnie, czyli przejrzyście. Ta przejrzystość jest nieco mętna, bo Krawczyk odmawia odpowiedzi na pytania, powołując się na tajemnicę spółki.

Tyle o LOT. Pytanie, czy Piróg był czysty, gdy obejmował posadę w Ruchu.

Biuro Prasowe LOT: „Odnosząc się do pytań dotyczących Ruchu, informujemy, że pan Piróg w momencie, kiedy obejmował stanowisko prezesa Ruchu, podjął niezwłoczne działania zmierzające do zbycia posiadanych udziałów. Jednakże ze względu na trudną sytuację rynkową, a następnie fakt odwołania zarządu (wobec zmiany właściciela) proces ten nie został dokończony”.

Czyli Piróg łamał prawo, gdy był prezesem Ruchu! Poważna sprawa. Powołanie do władz z naruszeniem zakazów antykorupcyjnych jest nieważne z mocy prawa. To znaczy, że decyzje, które Piróg podejmował, gdy był prezesem, można próbować podważyć. A podejmował ich sporo. Gdy rozmawialiśmy na jego temat w Ministerstwie Skarbu, urzędnicy chwalili go. Wiceminister Zdzisław Gawlik twierdził, że dzięki „ekipie” Piróga państwo zarobiło na sprzedaży Ruchu kilkadziesiąt milionów złotych więcej, niż oczekiwano.

– Wykonali kilka prostych ruchów, przejrzeli umowy, renegocjowali niektóre. Kiedy Piróg kończył misję w Ruchu, spotkaliśmy się. Dziękowałem za to, co zrobił. On pytał, czy jest dla niego miejsce w spółkach Skarbu Państwa, czy może aplikować. Powiedziałem mu oczywiście, że nie widzę żadnych przeszkód – opowiadał wiceminister.

Jeśli Gawlik nie widział przeszkód, to znaczy, że widział źle. Piróg w czasie rozmowy był ciągle członkiem rady nadzorczej i właścicielem innej firmy! Co ważniejsze, ministerstwo powinno o tym doskonale wiedzieć. Zgodnie z ustawą antykorupcyjną Piróg miał obowiązek złożyć w resorcie oświadczenie majątkowe, a w nim opisać posiadane udziały i pełnione funkcje. Minister zaś powinien oświadczenie przeanalizować.

Na pozór warianty są dwa. Piróg oświadczenie złożył i skłamał, że udziałów nie ma – za co grozi odpowiedzialność karna. Albo złożył i napisał prawdę. Co oznacza, że minister nie dopełnił obowiązku właściciela, który powinien sprawę zbadać.

Co Piróg napisał w oświadczeniu? Nic!

– Nie złożyłem tego oświadczenia – wyznał nam. Za niezłożenie grozi tylko odpowiedzialność służbowa. To znaczy żadna, bo Piróg prezesem Ruchu już nie jest.

Co na to ministerstwo? Dlaczego nie zainteresował ich brak oświadczenia prezesa Ruchu?

Maciej Wewiór tłumaczy, że MSP nadzoruje 1000 spółek, z niektórych dostaje po kilkanaście oświadczeń: przeanalizowanie wszystkich informacji w nich zawartych nie jest możliwe w krótkim czasie.

[srodtytul]Wszyscy wiedzieli[/srodtytul]

Prezes nie złożył oświadczenia, minister nie miał czasu, żeby to zauważyć. Ale nikt – ani prezes, ani minister, ani rada nadzorcza – nie może udawać, że czegoś nie wiedział.

Piróg pisał o udziałach w InDreams w CV przesłanym na konkurs, złożył radzie nadzorczej oświadczenie, w którym przyznaje się do udziałów i funkcji.

– Ja tego nie ukrywałem, bo byłem dumny z tego, że jestem współwłaścicielem InDreams – mówi nam.

Świadczy to o tym, że działał z premedytacją. Reguły gry były ściśle określone. W ogłoszeniu o konkursie na prezesa Ruchu napisane było, że jednym z kryteriów oceny jest „znajomość ograniczeń prowadzenia działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne”.

Piróg więc nie ukrywał, a właściciele w czasie konkursu nie drążyli sprawy. – Nie było o to pytań i Marcin Piróg też nic nie mówił – opowiada Tadeusz Lisiecki, który jako członek rady nadzorczej Ruchu oceniał kandydatów.

Dlaczego nikt nie pytał? Tomasz Szanser, który kierował pracami rady, tłumaczy:

– Wyszliśmy z założenia, że jeśli ktoś staje do konkursu, to jest świadomy ograniczeń związanych z kierowaniem spółkami z udziałem Skarbu Państwa.

Szanser zauważa, że brak pytań mógł się wziąć z tego, że ustawa antykorupcyjna znalazła się w „zapomnianej sferze”. Zaraz dodaje, że inne instytucje nie zauważyły problemu: – Sąd nie znalazł przeszkód, by wpisać Marcina Piróga do dokumentów jako prezesa Ruchu.

Spokojnie można dodać, że zawiodło nawet CBA. Zgodnie z ustawą biuro miało obowiązek skontrolować prawdziwość oświadczenia majątkowego prezesa. Jeśli oświadczenia nie było, to biuro powinno się zainteresować dlaczego.

[srodtytul]Druga strona medalu[/srodtytul]

W 2008 roku Marcin Piróg kupił 20 procent udziałów w firmie InDreams, która organizuje zagraniczne wyjazdy motywacyjne. Wydał na to 600 tysięcy złotych. Został przewodniczącym rady nadzorczej. To miał być pomysł na biznes po latach spędzonych w Carlsbergu.

Robert Gwiazdowski, ekspert ekonomiczny, który wraz z Pirógiem zasiadał w radzie InDreams, opowiada: – On już w Carlsbergu organizował wyjazdy motywacyjne. Najlepsi sprzedawcy jeździli na zawody Formuły 1. Jak inni handlowcy dowiadywali się, że kumpel przybił piątkę z Fernando Alonso i ma z nim zdjęcia, to potem na wyścigi ustawiali carlsbergi na półkach sklepów, żeby też pojechać.

W zeszłe wakacje „Puls Biznesu” z podziwem pisał o menedżerze, który powalczy o wart miliard złotych rynek wyjazdów motywacyjnych i ma głowę pełną pomysłów. Prawdziwy król w biznesowej dżungli. Tytuł artykułu „Piróg rewolucjonista”.

Prezes Piróg opowiada, że swoje udziały sprzedał w ciągu czterech dni. I mówi o tym z ciężkim sercem. Dlaczego? Bo gdy ktoś sprzedaje szybko, to zazwyczaj traci.

[srodtytul]Gięcie prawa[/srodtytul]

Elementarny zdrowy rozsądek jest po stronie Marcina Piróga. Jeśli ktoś zarobił pieniądze, coś sobie kupił, to dajmy czas, żeby się tego pozbył. Inaczej będziemy karali menedżerów potrafiących zarabiać za to, że chcą pracować dla Skarbu Państwa. A promować tych, którzy nie zarobili, nie mają udziałów, nie prowadzą działalności, nie zasiadają w radach i zarządach. Rynkowych nieudaczników.

(Piróg mówił nam, że taki system jest nielogiczny i promuje tych, którzy nie są przedsiębiorczy).

Przeciw Pirógowi jest jednak twarde, chociaż być może nieżyciowe, prawo antykorupcyjne. Albo robisz dla państwa, albo na własny rachunek. Łączyć tego nie wolno. I jeśli Pirógowi się to nie podobało, to mógł nie startować w konkursie na prezesa Ruchu.

Co prezes ma na swoją obronę? Biuro Prasowe LOT: „Należy wskazać, iż w opinii komentatorów ustawy antykorupcyjnej (Agnieszka Rzetecka-Gil, »Komentarz do ustawy o ograniczeniach w prowadzeniu działalności gospodarczej przez osoby pełniące funkcje publiczne«) uporządkowanie spraw majątkowych powinno nastąpić w terminie trzech miesięcy od objęcia funkcji. Pan Marcin Piróg pełnił funkcję Prezesa Ruchu niecałe trzy miesiące”.

Grażyna Kopińska, szefowa programu antykorupcyjnego Fundacji Batorego: „Według mnie w tzw. ustawie antykorupcyjnej trzy miesiące na zbycie akcji spółek prawa handlowego, jeśli posiada się ich więcej niż 10 procent, mają tylko członkowie zarządu województwa lub powiatu (art. 5 ust. 4). Pozostałe osoby, które obowiązują zapisy tej ustawy, powinny tego dokonać w momencie wypełniania pierwszego oświadczenia majątkowego, czyli »przed objęciem stanowiska« (art. 10 ust. 4)”.

Julia Pitera, minister ds. zwalczania korupcji: „W piśmiennictwie reprezentowane jest stanowisko, że osoby te już z dniem powołania na stanowisko lub nawiązania umowy o pracę nie mogą prowadzić zakazanej im na mocy art. 4 ustawy działalności”.

Jednak Pitera nie jest jednoznaczna, bo w drugiej części listu do nas powołuje się na opinię Agnieszki Rzeteckiej-Gil. Nie żeby ją podzielała lub nie – zwraca uwagę, że taka opinia istnieje.

Autorkę komentarza do ustawy antykorupcyjnej Agnieszkę Rzetecką-Gil pytamy, czy prezes miał trzy miesiące na zrobienie porządku z udziałami. “ Istotnie, taki wniosek wynika z mojego komentarza. Ustawodawca wskazał termin zakończenia działalności tylko (!!!) w stosunku do członków zarządu powiatu i zarządu województwa. Pogląd co do trzymiesięcznego terminu na zakończenie niedozwolonej działalności oparłam na wyroku Naczelnego Sądu Administracyjnego z 7 maja 2004 (chodziło o wicestarostę, który miał udziały w firmie – red.)” – odpisała nam prawniczka.

Tyle że w komentarzu do ustawy autorka używała bardzo miękkich sformułowań – „można by”, „na zasadzie swoistej analogii z wyroku”.

Andrzej Nartowski, prezes Polskiego Instytutu Dyrektorów i prawnik z doświadczeniem w nadzorze korporacyjnym: „Jakość prawa jest fatalna. Jest byle jak pisane. W ustawie powinno być zaznaczone, że osoba przychodząca na stanowisko ma jakiś czas na pozbycie się udziałów. Trzeba postępować z rozsądkiem. Coraz więcej z nas ma akcje, obligacje, udziały. Żartobliwie mówiąc, coraz bardziej jesteśmy »uwikłani« we współwłasność. Nierozsądne byłoby wymaganie, żeby ludzie stawali do konkursów dopiero po sprzedaniu udziałów. W konkursach startuje często po kilkanaście osób. A jeśli delikwent przegra? Majątek posprzedawał, a z posady nici. Oczywiście, jeśli ktoś się uprze, może pójść drogą kwestionowania wyboru prezesa Piróga na szefa Ruchu. Tylko czym to się skończy? Wykreślaniem nazwiska byłego prezesa z ksiąg Ruchu? Kwestionowaniem decyzji, które podejmował?”.

[srodtytul]Dobre pomysły na przyszłość[/srodtytul]

Julia Pitera uważa, że skoro ustawa jest różnie interpretowana, to trzeba ją zmienić. Dać wszystkim cztery miesiące od momentu objęcia stanowiska na uporządkowanie spraw własnościowych. Taki termin wpisała do projektu prawa antykorupcyjnego. Tyle że projekt ugrzązł w biurokratycznej maszynce i nikt nie wie, kiedy i czy w ogóle stanie się prawem.

Na razie Marcin Piróg walczy w LOT, firmie, która przeżywa kłopoty. Kilka dni temu zapowiedział, że przedsiębiorstwo w trzy miesiące sprzeda wszystkie swoje spółki córki. Pieniądze z błyskawicznych transakcji mają być kroplówką, która wzmocni LOT. Samego Piróga wzmocniłoby, gdyby w swoim czasie z równym impetem sprzedawał własne spółki.

Bohater – Marcin Piróg, świeżo upieczony prezes LOT. Ma przeciwników, którzy nie pozwalają mu zapomnieć o biznesowej przeszłości.

Anonimowy telefon do redakcji: „Pisaliście, że konkurs na prezesa LOT nie był czysty. Dlaczego nie napiszecie, że Piróg łamie ustawę antykorupcyjną? Ma udziały w prywatnej firmie InDreams, a przy tym jest szefem państwowej firmy! To niezgodne z prawem. Miał te udziały, kiedy był prezesem Ruchu. Ministerstwo Skarbu o tym wiedziało, ale przymknęli oko. Nie mogę się przedstawić. Nie chcę stracić pracy”.

Pozostało 96% artykułu
Plus Minus
Agnieszka Fihel: Migracja nie załata nam dziury w demografii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
Dzieci nie ma i nie będzie. Kto zawinił: boomersi, millenialsi, kobiety, mężczyźni?
Plus Minus
Nowy „Wiedźmin” Sapkowskiego, czyli wunderkind na dorobku
Plus Minus
Michał Przeperski: Jaruzelski? Żaden tam z niego wielki generał
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
Michał Szułdrzyński: Wybory w erze niepewności. Tak wygląda poligon do wykolejania demokracji