Reportaż historyczny o lokatorach Belwederu

Po długich przygotowaniach nowa para prezydencka wprowadza się do kojarzonego z Józefem Piłsudskim Belwederu. Jednak prezydent Komorowski musi uważać – z wyjątkiem Marszałka lokatorzy pałacu nie zapisali się dobrze w historii

Aktualizacja: 24.12.2010 00:07 Publikacja: 24.12.2010 00:01

Reportaż historyczny o lokatorach Belwederu

Foto: Gazeta Lubuska, Bartłomiej Kudowicz Bartłomiej Kudowicz

Po poprzednikach zastaną niewiele. Po księciu Konstantym malachitowy przycisk do papieru i dzwoneczek do przywoływania służby. Szezlong i malinowe fotele ze złoceniami to dar od cara Aleksandra I. I wreszcie trzy papierosy Józefa Piłsudskiego – długie i cienkie, specjalnie dla niego robione, ze zmniejszoną zawartością nikotyny.

Do decyzji, by na siedzibę wybrać Belweder, dojrzewali od kilku miesięcy. Pałac Prezydencki przy Krakowskim Przedmieściu, w którym mieszkały poprzednie pary prezydenckie, zasłynął już z niefunkcjonalnych i przepastnych wnętrz. Wybór Belwederu, położonego w parku Łazienkowskim, wydaje się więc dobrym rozwiązaniem. Ładniej tu i przytulniej. I bliżej dawnego domu – argumentowała Anna Komorowska. Dodała, że decyzję podjęła, kiedy zobaczyła widok z okna na park Łazienkowski.

Belweder ma nawiązywać do tradycji Józefa Piłsudskiego. Jednak poza Marszałkiem lokatorami pałacu były postaci, które w historii nie zapisały się dobrze. Książę Konstanty, Jan Fiedorowicz Paskiewicz, Hans Frank, Bolesław Bierut, Wojciech Jaruzelski. „Jakie przekleństwo wisi nad tym ślicznym białym ukwieconym dworkiem? Dlaczego jego wielcy lokatorzy niemal zawsze przegrywali, a wielu z nich zeszło ze sceny politycznej z jak najgorszą sławą?” – zastanawiali się autorzy książki „Demony Belwederu”, napisanej w czasie, gdy mieszkał tu prezydent Lech Wałęsa.

[srodtytul]Pałac na gruzach polskich złudzeń[/srodtytul]

Klasycystyczny, jednopiętrowy budynek z czterema kolumnami przy wejściu. Czworokątny dziedziniec odgrodzony płotem od ulicy. Belweder, jaki znamy z obrazów, pocztówek i telewizyjnych migawek, to rezultat przebudowy, którą w 1818 r. zaordynował wielki książę Konstanty. Gdy cztery lata wcześniej przybył do Warszawy, miał 35 lat. Za sobą, w Rosji, zostawiał wojskową karierę, nieudane małżeństwo i liczne romanse. Choć nie wszystkie – do Warszawy przybyła z ich kilkuletnim synkiem Józefina Friedrichs-Weissowa, metresa zwana Fifiną.

Na mocy konstytucji Królestwa Polskiego, którą starszy brat Konstantego car Aleksander I podpisał rok później, każdorazowym królem Polski miał być cesarz Rosji. Wielki książę Konstanty został jego namiestnikiem. Rozlokował się na gruzach polskich złudzeń po Napoleonie i Księstwie Warszawskim. Do dyspozycji dostał dwie siedziby: Pałac Brühla na zimę i Belweder na lato. Wkrótce architekt Jakub Kubicki rozpoczął przebudowę pałacu belwederskiego. A tak naprawdę budowę od nowa, bo po budynku, który postawił w tym miejscu w XVII w. Krzysztof Zygmunt Pac, pozostała jedynie nazwa.

Na jednym z balów Konstanty poznaje Joannę Grudzińską – o której pisano, że „piękniejsza od każdej piękności” – i zakochuje się bez pamięci. Udaje mu się uprosić brata o zgodę na rozwód. Car Aleksander ma tylko jeden warunek: dzieci ze związku z Joanną nie będą miały prawa do tronu. Ślub biorą w roku 1820. Joanna, formalnie poddana Konstantego, otrzymuje tytuł księżnej łowickiej. Dwa lata później wprowadzają się do Belwederu. Aleksander przesyła im prezent: fotele i szezlong na imitujących lwie łapy złoconych nogach, z poręczami jak rogi baranie i obiciem w kolorze maliny. Jednak małżeństwo, które tak zaniepokoiło Prusy i z którym część Polaków wiązała „narodowe nadzieje”, nie spełnia oczekiwań. Jedyne, na co Joanna ma wpływ u męża, to obyczaje. A i to nie na długo, bo w Belwederze coraz częściej pojawia się Fifina. Joanna prosi o interwencję Aleksandra, a ten powoduje, że Józefina Friedrichs opuszcza Warszawę. I kiedy wreszcie życie w pałacu zaczyna się układać – Konstanty ucina sobie regularnie drzemki w godzinach między 18 a 20, a Joanna w tym czasie przyjmuje wizyty – w listopadową noc 1830 r. wybucha powstanie.

O ataku na Belweder, próbie zamachu na Konstantego i jego ucieczce napisano wiele. Maurycy Mochnacki, sam powstaniec, by skompromitować Konstantego, twierdził, że ten uciekł z pałacu w przebraniu kobiecym. „W godzinę potem jeszcze drżał jak liść” – pisał. W rzeczywistości książę skrył się na strychu w pokojach służby. Kilku zamachowców przeszukiwało jeszcze pałac, gdy na dziedzińcu ktoś krzyknął, że „Krótki Nos” – tak przezywano Konstantego – nie żyje. Jeden z zamachowców pomylił go prawdopodobnie z zabitym generałem. Konstanty z Joanną opuścili Belweder pięć dni później.

Nigdy już do Polski nie wrócili. Wkrótce potem książę zmarł na cholerę, Joanna zaś z wycieńczenia – dokładnie w pierwszą rocznicę powstania listopadowego. W testamencie napisała: „Przepisuję Belweder na króla polskiego, ktokolwiek nim będzie. Czynię to jedynie z najczystszej miłości do kraju mego”. Tym sposobem pałac stał się na kilkadziesiąt lat siedzibą przesyłanych do Polski z Rosji namiestników: Jana Fiedorowicza Paskiewicza, Jerzego Antonowicza Skałłona, Jakuba Grigoriewicza Ziliwskiego oraz kniazia Pawła Nikołajewicza Jengałyczewa. „Przeznaczony na rezydencję generał-gubernatorów warszawskich, przy każdej zmianie dygnitarzy częściowo zostawał ogołacany z cenniejszych zabytków, tak że obecnie niewiele z dawnego splendoru pozostało” – pisał w 1919 r. autor monografii Belwederu Stanisław Łoza.

[srodtytul]Po Piłsudskim Piłsudski[/srodtytul]

Naczelnik państwa Józef Piłsudski przejął pałac niemal natychmiast po wyprowadzce Hansa von Beslera, niemieckiego generała gubernatora, który swą siedzibę miał również w Belwederze. Pierwszą wizytę w nowej siedzibie Naczelnik złożył około północy 29 listopada 1918 r. – po tym jak wieczorem w Teatrze Wielkim obejrzał pierwszy akt „Nocy listopadowej”, a następnie w towarzystwie peowiaków i legionistów biesiadował na uroczystym obiedzie w Pałacu Saskim. Data miała wydźwięk symboliczny. Na przyjazd Piłsudskiego pałac oświetlono, przed wejściem stanęli żołnierze w strojach podchorążych z 1830 r. Od tej pory Belweder zawsze będzie się kojarzyć z nim: Naczelnikiem Państwa, Komendantem, Marszałkiem.

Tu Piłsudski przeżył próbę groteskowego zamachu, który potem stał się tematem rodzinnych żartów. W pierwszych dniach stycznia 1919 r. do słabo chronionego Belwederu weszło czterech wojskowych, tłumacząc, że chcą rozmawiać z Marszałkiem. Adiutantowi wydali się podejrzani. Wskazał im więc drzwi pustego gabinetu, a gdy weszli – zamknął pokój na klucz. Podczas rewizji okazało się, że mieli przy sobie granaty, broń krótką i szable. Jeden z nich nie dał się rozbroić. Twierdził, że szabla jest mu żoną i że nie rozstanie się z nią, póki żyje. „Uśmiałem się z tego i pozwoliłem zostawić Żółkiewskiemu szablę – żonę. Kazałem wszystkich odprowadzić do więzienia, a potem wysłać na front do wojska, które potrzebowało ludzi do obrony kraju” – odnotował Piłsudski.

Tu 25 października 1921 r. Józef Piłsudski zawarł związek małżeński z Aleksandrą Szczerbińską. Cicha uroczystość odbyła się zaledwie dwa miesiące po śmierci pierwszej żony, Marii. W grudniu 1922 r. Piłsudski oddał Belweder na oficjalną siedzibę prezydentów Polski. Jednak pierwszy prezydent Gabriel Narutowicz nie zdążył rozpakować wszystkich książek, gdy w Zachęcie dosięgła go kula Eligiusza Niewiadomskiego.

Na dłużej do Belwederu wprowadził się Stanisław Wojciechowski. Adiutant Henryk Comte wspomina, jak nieprzywykły do ochrony prezydent zabrał swoje dwa jamniki na spacer w Aleje Ujazdowskie. Przy Agrykoli wzbudził entuzjazm gazeciarzy, jednak wkrótce przy prezydencie zebrał się tłum wykrzykujący mu pretensje i żale. „Przy samochodzie miałem już czterech policjantów, którzy wraz z potężnym kierowcą umożliwili mi odizolowanie i odjazd do Belwederu. Od tego czasu nie opuszczał już samotnie pałacu” – odnotował Comte.

Wojciechowski mieszkał w pałacu do przewrotu majowego. Kiedy 14 maja oddziały Piłsudskiego rozpoczęły ostrzał pałacu, zebrani w Belwederze politycy i wojskowi przeszli do Wilanowa, a Wojciechowski złożył urząd prezydenta.

Po przewrocie majowym Belweder skreślono z listy gmachów reprezentacyjnych. Już 5 czerwca Piłsudski z rodziną oficjalnie przeniósł się tu z Sulejówka. Na Aleksandrze Piłsudskiej pałac nie zrobił dobrego wrażenia: „Wyglądał raczej jak muzeum, a nie jak dom mieszkalny. Kolejni właściciele wycisnęli na nim swe piętno – każdy inne. Rezultatem była dysharmonia” – pisała. Adiutant Marszałka ubolewał, że rodzina Piłsudskich żyje wręcz w ubóstwie. W pokojach prywatnych nie było służby. „Adelcia gotowała, ordynans podawał do stołu i już” – wspominał Mieczysław Lepecki. W lewym skrzydle pałacu mieszkali ludzie bliscy Marszałkowi, m.in. Aleksander Prystor i Walery Sławek.

[srodtytul]Muzeum Marszałka[/srodtytul]

O pałacu opowiadano legendy, że krążą po nim duchy. Spacerować miała księżna łowicka i skazani na śmierć przez Konstantego Polacy. Aleksandra Piłsudska pisała: „Nawet mąż, najmniej przesądny ze wszystkich ludzi, przyznawał, że słyszał często kroki na korytarzu, pod drzwiami swego gabinetu, chociaż nikogo tam nie było”. Piłsudski w gabinecie sypiał zawsze przy włączonym świetle.

Jednym z najbardziej tajemniczych zdarzeń było zastrzelenie w nocy z 4 na 5 grudnia 1928 r. wartownika Stanisława Koryzmy. Żandarmi, którzy przybiegli na odgłos wystrzałów, znaleźli na tarasie od strony parku ciało. Zabójców nie znaleziono. Rozeszły się plotki, że to cień przechadzającego się wartownika przestraszył pogrążonego w myślach Marszałka, który oddał strzały. Jednak zdaniem Wacława Jędrzejewicza, autora „Kroniki życia Józefa Piłsudskiego”, zabójstwo było nieszczęśliwym wypadkiem. Żandarmeria, która rywalizowała z urzędem śledczym Państwowej Policji o ochranianie Piłsudskiego, chciała udowodnić, że Marszałek jest źle strzeżony. Śledczy mieli upozorować zagrożenie, a wartownik zginął przez przypadek.

Piłsudski miał także swój gabinet i pokoje w budynku Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Zostawał w nich na noc, gdy pracował do późna. Jednak ulubionym miejscem Piłsudskiego był Pokój Narożny w Belwederze. Dobrze oświetlony oknami od strony parku i tarasu, ma w ścianach cztery lustra. – Już za jego czasów żartowano, że gdy Piłsudski chce podjąć ważną decyzję, zamyka się w tym pokoju, bo może liczyć na najlepszych konsultantów – opowiada Jacek Delert, przewodnik po Warszawie.

Do tego pokoju 4 maja 1935 r. przewieziono nocą karetką sanitarną z GISZ ciężko chorego Marszałka i tu zmarł. Ciało wystawione było w Sali Pompejańskiej. Następnie z Belwederu wyruszył kondukt żałobny na Wawel.

Od śmierci Piłsudskiego Belweder pełnił rolę muzeum. Jacek Delert opowiada, że jednym z eksponatów była ulubiona klacz Piłsudskiego Kasztanka, której skórę wypchano po śmierci.

[srodtytul]Porządki Hansa Franka[/srodtytul]

Po wybuchu wojny Belweder przejęły władze niemieckie. Hans Frank, generalny gubernator, który sam nazwał siebie „królem Polski”, a swą oficjalną siedzibą uczynił Wawel, w Warszawie bywał rzadko. Belweder traktował jako jedną z wielu, do tego mniej znaczących rezydencji. Między realizacją planów eksterminacji znalazł jednak czas, by wraz z żoną Brigitte zadysponować w Belwederze remont. Rezultaty tych prac wstrząsnęły Curzio Malapartem, mieszkającym w Polsce pisarzem, korespondentem wojennym na froncie wschodnim, który gościł w Belwederze na kolacji wydanej na cześć słynnego boksera Maksa Schmelinga. Malaparte nie mógł oderwać oczu od szokującej fioletowej pergoli na suficie jadalni. We wspomnieniach opisał ze szczegółami, że wśród kwiatów polatywały maleńkie ptaszki, tłuste różnokolorowe motyle i wielkie kosmate muchy – wszystko na tle błękitnego nieba. Brigitte Frank, sądząc, że gość jest olśniony, pochwaliła się, że sama nadzorowała prace niemieckich artystów. „Trzeba sobie powiedzieć – rzekła – że Polacy są pozbawieni tego religijnego poczucia sztuki, jaki jest przywilejem narodu niemieckiego” – zapisał Malaparte.

Gust Frau Brigitte spodobał się kuzynom, których Frankowie zaprosili do Belwederu na święta. „Tak wytwornie i z taką dyskretną elegancją potrafi umeblować wnętrza tylko prawdziwy pan. Wykwintność każdego pokoju może zaspokoić najbardziej wyrafinowany gust” – pisali, dziękując za gościnę.

Podczas wycofywania się Niemców z Warszawy Belweder miał być wysadzony. Nie starczyło jednak na to czasu. Władza ludowa doprowadziła budynek do stanu z grubsza przypominającego ten sprzed wojny. Po fanaberiach Frau Brigitte została tylko marmurowa podłoga w jednym z pokoi i korytarz obok przejściowych pokoi – okazał się praktyczniejszy.

[srodtytul]Twierdza Bieruta[/srodtytul]

Po Hansie Franku w progi Belwederu wkroczył inny zbrodniarz – Bolesław Bierut. Naprawdę mieszkał w pobliskiej willi na Klonowej, a w Belwederze tylko urzędował. Tu zajmował się między innymi gruntowną analizą śledztw prowadzonych przeciw antykomunistycznemu podziemiu – dopisując na marginesach akt, jakie warianty przesłuchań i tortur warto zastosować. I właśnie na adres Belwederu pisały do prezydenta prośby o ułaskawienie i zmianę wyroku śmierci rodziny ofiar UB.

Belweder i Łazienki stały się jednak tłem dla licznych sielankowych fotografii Bieruta z dziećmi i sarenką. Na dziedzińcu pojawiły się klomby, wewnątrz zaś palmy, grube miękkie dywany i połyskujące lustra. Józef Światło po latach demaskował: „Tylko zewnętrznie Belweder jest tak skromny, jak był”. I opisywał głodnemu narodowi, że w belwederskiej jadalni na niskim kredensie leżą wyszukane owoce południowe, najrozmaitsze słodycze i zagraniczne papierosy. „Większy kredens ugina się zaś od wódek, koniaków, likierów, zagranicznych win. Na cieniutkiej porcelanie i srebrnych paterach leżą przez nikogo nieniepokojone kawiory, łososie, homary i najwymyślniejsze zakąski mięsne i rybne”. Za czasów Bieruta Belweder stał się prawdziwą twierdzą, której oprócz 20 pracowników ochrony miało bronić 150 żołnierzy KBW.

W luksusowej scenerii pałacyku znowu toczyło się burzliwe życie uczuciowe. Jego ważnym elementem była sekretarka Bieruta Wanda Górska. Stanisław Łukasiewicz, sekretarz Bieruta podziwiał ją za sprawność w przełączaniu telefonów i „efektownie lśniące spod bluzki długie i kształtne ramiona”. Józef Światło nie pozostawiał złudzeń co do jej roli. „Nie usiłuje już nawet uchodzić za sekretarkę, ale za to dysponuje licznymi futrami, bielizną z najcieńszego francuskiego i chińskiego jedwabiu, dziesiątkami par butów i kapeluszy”.

Łukasiewicz odnotowuje, że żona prezydenta pojawiała się w pałacu rzadko. „Była to zwykła, poczciwa, siwa pani, zachowująca się skromnie, cicho, wyrażająca się składnie i poprawnie. (…) Bierut witał się z żoną z namaszczeniem: całował ją potulnie w rękę, wymieniali pocałunki w policzki. Do dalszych rozmów świadkowie nie byli już potrzebni i dlatego odbywały się one za zamkniętymi drzwiami gabinetu prezydenta”.

W Belwederze Bieruta jedyną pozostałością po świetności dawnych czasów był główny woźny, przed wojną kamerdyner prezydenta Mościckiego. – Józef, postawny, wysoki mężczyzna. Sekretarz Bieruta odnotował, że na jego arystokratycznej twarzy „malowały się wszystkie dostojeństwa i wspaniałości dawnych prezydenckich salonów”. Woźny sam zgłosił się na państwową służbę po wojnie. Na co dzień w Belwederze się nudził, bo nie bardzo wiedziano, do czego taki kamerdyner służy. Nowa władza wykorzystywała więc Józefa, gdy chciała zrobić wrażenie na zagranicznych gościach. Pojawiał się na przyjęciach dyplomatycznych lub gdy przychodziło do składania listów uwierzytelniających. Tylko on znał etykietę i gwarantował, że nie będzie żadnego faux pas. Zdarzało się, że nowy ambasador, przemawiając, wzrok kierował głównie ku Józefowi, przypisując mu najważniejszą państwową funkcję. Wtedy dopiero skonfundowany szef protokołu dyplomatycznego delikatnie wskazywał, kto jest prezydentem. Choć pracownicy Belwederu korzystali z przywilejów – jadali czasem obiady, dostawali deputaty z paczek, o Józefa nikt nie dbał. Łukasiewicz przyznawał, że Józef, który utrzymywał liczną rodzinę, często chodził głodny.

[srodtytul]Po Jaruzelskim Wałęsa[/srodtytul]

Za czasów Gomułki władza przeniosła się do Białego Domu – budynku KC – pozostawiając Belweder nic nieznaczącej Radzie Państwa. Na jedną noc 13 grudnia 1981 r. pałac stał się jednak miejscem, gdzie rozgrywał się teatr historii. Tu odbyło się nadzwyczajne posiedzenie Rady Państwa, zwołane w celu zatwierdzenia wprowadzonego przez generała Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego.

Generał Jaruzelski na kilka miesięcy wkroczył do Belwederu już w wolnej Polsce, gdy w 1990 r. został prezydentem. Od września do grudnia pałac stał się siedzibą jego urzędu. Wojciech Jaruzelski nadal jednak mieszkał w willi przy Ikara, tam też się stołował. Dziennikarze relacjonowali wówczas jeden dzień z życia prezydenta. Donosili o tym, że z domu wyjeżdża około ósmej, nigdy jednak o równej godzinie. – Ze względu na bezpieczeństwo – informował szef jego ochrony mjr Michał Sztyk. O dziewiątej zaczynają się w Belwederze wizyty i uroczystości, jak choćby wręczenie nominacji sędziowskich w Sali Zielonej. Na tę uroczystość panie na podręcznym stoliku przed salą przygotowują kwiaty: „Oczywiście z naszych gospodarstw ogrodniczych. Państwo mają pojęcie, ile by to kosztowało, gdybyśmy musieli kupić w kwiaciarni?” – dzielą się refleksją pracownice Belwederu.

Po Jaruzelskim do prawego skrzydła Belwederu wprowadził się w maju 1991 r. Lech Wałęsa. Wcześniej – wraz z kapelanem, ks. Franciszkiem Cybulą i Mieczysławem Wachowskim – mieszkali w willi przy Klonowej. Na weekendy prezydent Wałęsa wracał do Gdańska, gdzie zostawił rodzinę.

Kiedy już Lech Wałęsa zadomowił się w Belwederze, zadecydował, by w pałacu ponownie pojawiła się kaplica – prezydent codziennie o szóstej schodził do niej na mszę.

Jednak Belweder okazał się dla nowego prezydenta za mały. Kancelaria i biura nie mogły się w nim pomieścić. Lech Wałęsa podjął więc decyzję o przeniesieniu siedziby prezydenta do pałacu przy Krakowskim Przedmieściu – przez niektórych nadal nazywanego Pałacem Namiestnikowskim. Ledwie zdążył w nim zamieszkać w 1994 r., przegrał wybory. Porzucony Belweder po raz kolejny okazał się pechowy dla swojego lokatora.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy