Leszek Biały

Matejko namalował obraz pod długim tytułem: „Zabicie Leszka Białego w Gąsawie”. Na płótnie nagi młodzieniec konno ucieka przed prześladowcami, którzy rzucają w niego oszczepami.

Publikacja: 08.01.2011 00:01

Nigdy nie myślałem, że mógłbym zagrać Leszka, i to Białego. A tu w wigilijny poranek siedzę sobie na podłodze w kałuży krwi. Miejsce morderstwa dobrze wybrane – nagi człowiek w łaźni prosi się o cios litości.

Nie myślę, aby ktoś się na mnie zaczaił, ale taką właśnie scenkę odegrałem dwa tygodnie temu. Dość wiarygodnie, jak sądzę.

Obraz musi być jak zdjęcie reportera. Ostry. Najlepiej z przewagą szlachetnej krwi, choć u mistrza Jana bohater młodszy i jasny, jakby prześwietlony bezsensem ofiary. Tak zwykle wglądają męczennicy.

A co by tu jeszcze zagrać z Matejki? Na przykład „Stańczyka udającego ból zębów” albo „Otrucie królowej Bony”. Bardzo chętnie. Byłbym jeszcze wymarzonym modelem do „Studium głowy starca” albo posępnym „Janem Zamoyskim idącym obwieścić wyrok śmierci Zborowskiemu”. Poza tym jest w malarstwie kryminalnym wiele scen łaziebnych. Choćby „Śmierć Marata” w wannie.

A w życiu? Ja poślizgnąłem się, wchodząc pod prysznic. Kosiński udusił się w plastikowej torbie na głowie. Co prawda – trochę głupio odejść z napisem „nie dla idiotów”, ale każdy ma wybór. A więc mamy morderstwo, samobójstwo i tzw. zbieg okoliczności – kawałek mydła lub kapkę ludwika. Wypadek. A po nim najgłupsza śmierć – przypadkowa.

Przypomniała mi się jeszcze „Bitwa pod Grunwaldem” – taki tłok, że krwi nie widać. Czerwień Stańczyka – to nie kolor krwi, tylko sceptycyzmu. Stąd tylko krok do rozkosznego narzekania, ale moja żona za nic nie chce zrozumieć, że narzekanie to też sztuka.

Mam teraz czas na refleksję. Leżymy sobie, ja i moja pięciokilogramowa noga, i patrzymy w sufit. Jest miło, chociaż nie sądziłem, że odpoczynek może być tak męczący. Czytam swoje ulubione książki historyczne i właśnie znalazłem ciekawe zdanie o naszym pierwszym bohaterze – Leszku. Kiedy książę chciał się wymigać od udziału w wyprawie krzyżowej, napisał (może nie na 100 proc., ale jaka anegdota!) w liście do papieża: „Złożony chorobą, popłynąć do Ziemi Świętej nie mogę, zwłaszcza iż z powodu przypadłości w naturę ciała wymierzonej, ani wina, ani prostej wody pić nie mogę, przyzwyczajonym tylko piwo względnie miód pić”.

Tymczasem znad filiżanki herbaty z cytryną uśmiecham się do państwa i życzę w nowym roku wszystkiego, co najpiękniejsze.

Nigdy nie myślałem, że mógłbym zagrać Leszka, i to Białego. A tu w wigilijny poranek siedzę sobie na podłodze w kałuży krwi. Miejsce morderstwa dobrze wybrane – nagi człowiek w łaźni prosi się o cios litości.

Nie myślę, aby ktoś się na mnie zaczaił, ale taką właśnie scenkę odegrałem dwa tygodnie temu. Dość wiarygodnie, jak sądzę.

Obraz musi być jak zdjęcie reportera. Ostry. Najlepiej z przewagą szlachetnej krwi, choć u mistrza Jana bohater młodszy i jasny, jakby prześwietlony bezsensem ofiary. Tak zwykle wglądają męczennicy.

Plus Minus
Tomasz P. Terlikowski: Adwentowe zwolnienie tempa
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Ilustrownik. Przewodnik po sztuce malarskiej": Złoto na palecie, czerń na płótnie
Plus Minus
„Indiana Jones and the Great Circle”: Indiana Jones wiecznie młody
Plus Minus
„Lekcja gry na pianinie”: Duchy zmarłych przodków
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Odwilż”: Handel ludźmi nad Odrą