Siła klubów „Gazety Polskiej”

Co miesiąc wychodzą na ulice miast i miasteczek, domagając się prawdy o katastrofie smoleńskiej. Dziesiątki tysięcy przeciwników rządu Tuska skupiły się w 195 klubach „Gazety Polskiej”

Publikacja: 26.02.2011 00:01

Manifestacja w hołdzie Lechowi Kaczyńskiemu i Annie Walentynowicz zorganizowana przez bydgoski klub

Manifestacja w hołdzie Lechowi Kaczyńskiemu i Annie Walentynowicz zorganizowana przez bydgoski klub „Gazety Polskiej”, 1 maja 2010 r.

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki Roman Bosiacki

Poznań, połowa stycznia. Lokalny klub „Gazety Polskiej" organizuje spotkanie z posłem Antonim Macierewiczem (PiS), przewodniczącym parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej. Jeszcze w połowie lat 90., gdy Macierewicz przyjeżdżał do Poznania jako polityk Ruchu Odbudowy Polski, na spotkania z nim przychodziło kilkadziesiąt osób. Na ostatnie – firmowane przez klub „Gazety Polskiej" – przychodzi ich blisko 1500. Sala wynajęta na terenie Targów Poznańskich pęka w szwach. Brakuje miejsc siedzących. Obok ludzi w starszym i średnim wieku dziesiątki młodych: licealistów i studentów.

– O spotkaniu dowiedziałam się od rodziców, którzy regularnie czytają „Gazetę Polską", sama zerkam do niej od czasu do czasu – mówi „Rz" Katarzyna, studentka UAM. – Przyszłam, bo chciałam usłyszeć o katastrofie więcej, niż podaje rząd. I obejrzeć „Mgłę".

„Mgła", dokumentalny film o katastrofie smoleńskiej autorstwa Joanny Lichockiej i Marii Dłużewskiej, to ostatnio największy hit spotkań klubów „GP". Praktycznie codziennie jest gdzieś pokazywany, często z udziałem autorek i bohaterów filmu, współpracowników prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdy dołączono go do „Gazety Polskiej", znalazł 140 tysięcy nabywców. Kolejne 50 tysięcy sprzedało się razem z miesięcznikiem „Nowe Państwo – Niezależna Gazeta Polska". Dalsze setki tysięcy widzów ogląda „Mgłę" dzięki klubom. Kolejni w Internecie. – Szacujemy ostrożnie, że film obejrzały już ponad 2 miliony Polaków – mówi „Rz" Joanna Lichocka. – To oznacza, że da się w Polsce ominąć monopol telewizji publicznej i prywatnych. Taki nowy drugi obieg okazał się niezwykle skutecznym kanałem dystrybucji.

Kim są ludzie, którzy budują nowy drugi obieg? Historyk Sławomir Cenckiewicz napisał o nich tak: „kluby „Gazety Polskiej" tworzą wyjątkowe w skali kraju środowisko spiskowców wolności".

Pierwsze kluby powstawały już w połowie lat 90., kiedy tygodnikiem „Gazeta Polska" zarządzał tandem Piotr Wierzbicki i Elżbieta Isakiewicz. Nie były jednak zbyt liczne, skupiały najczęściej kilkanaście osób, głównie sympatyków Ruchu Odbudowy Polski i byłego premiera Jana Olszewskiego. Ich działalność jednak bardzo szybko wygasła. Reaktywował je w 2005 r. po objęciu funkcji naczelnego gazety Tomasz Sakiewicz. Średnio w działalność klubu angażuje się kilkanaście osób, ale na spotkania i prelekcje potrafi przyjść nawet do 300 osób. Tylu było m.in. na spotkaniu kolędowym organizowanym niedawno przez poznański klub „GP", z kolei w niewielkim Przasnyszu na spotkaniu z dr Teresą Kaczorowską, autorką książki „Dzieci Katynia", pojawiło się ok. 80 osób. W Warce na spotkanie z Tomaszem Sakiewiczem i dyskusję dotyczącej Smoleńska, sytuacji gospodarczej kraju i stosunków polsko- rosyjskich organizowane przez niedawno powstały lokalny klub przyszło ok. 100 osób.

– Tworzymy społeczeństwo obywatelskie w miniaturze. Musimy działać, jeśli chcemy czuć się wolni. A żyjemy obecnie w czymś na kształt PRL bis i coraz więcej Polaków z tym się nie godzi. Mają dość kłamstw rządu w sprawie katastrofy smoleńskiej, zaklinania gospodarczej rzeczywistości, budowy państwa bezprawia – mówi w rozmowie z „Rz" Zofia Bartoszewska, jedna z animatorek działającego od trzech lat poznańskiego klubu „Gazety Polskiej".

Odznaczona przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego w 2009 r. Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski za działalność opozycyjną Bartoszewska była pielęgniarką w krwawo stłumionym przez komunistyczne władze powstaniu poznańskiego Czerwca 1956 r, w latach 80. kolportowała podziemną, antykomunistyczną prasę i współtworzyła wielkopolską „Solidarność".

Dziś odnawia rozluźnione przez czas i przemiany ustrojowe więzi z dawnymi przyjaciółmi z podziemia. Po latach połączyły ich sprzeciw wobec rządów Donalda Tuska i działalność w klubach „Gazety Polskiej". – Odszukujemy się, poznajemy ludzi, którzy tworzyli „S" i wciąż nie chcą być bierni. Ale prawdziwą siłą naszej działalności jest młoda generacja. Młodych ludzi na nasze spotkania przychodzi coraz więcej – opowiada Zofia Bartoszewska.

Doskonale widać to było na wspomnianym rekordowym spotkaniu z Macierewiczem w Poznaniu. Poseł nie szczędził gorzkich słów pod adresem rządu. Krytykował Donalda Tuska za zgodę na zastosowanie konwencji chicagowskiej, powierzenie śledztwa Rosjanom, ale też za – jak mówi – naruszanie zasad państwa prawa. Dostał gorące oklaski.

– Po katastrofie smoleńskiej wielu młodym otworzyły się oczy na polską rzeczywistość. To nie jest tak, że młode pokolenie nie interesuje się polityką czy tym, co się dzieje w kraju, ale to wydarzenie wyrwało ich z pewnego marazmu – cieszy się Zenon Torz, prezes klubu „Gazety Polskiej" w Poznaniu, jednego z największych w kraju. Na organizowane przez klub dyskusje i miesięcznice upamiętniające 10 kwietnia przychodzi średnio ok. 200 osób. – Młodzi nie tyle wstępują do klubu, ile przychodzą na jego spotkania i organizowane akcje – mówi Torz.

Kluby „Gazety Polskiej" powstają w kolejnych miastach i miejscowościach. Dziś jest ich już 195, nie tylko w Polsce. Działają m.in. również w Chicago, Dublinie, Essen, Houston, Sydney, Londynie i Hamburgu. Od kilku dni oficjalnie zaczął działać klub w Berlinie.

– Czas na nową jakość, uruchamiamy więc kluby w Internecie – mówi „Rz" Tomasz Sakiewicz, redaktor naczelny „Gazety Polskiej". Kluby mają także swoje konto na Facebooku. Kogo pragną skupić? – Ludzi, którzy chcą wyrwać się z apatii, chcą coś robić, działać. W wielu klubach działają członkowie, którzy nie do końca się z nami zgadzają, mają inne spojrzenie na wiele spraw, ale klub „Gazety Polskiej" stał się dla nich pewnego rodzaju jednoczącym sztandarem, który pozwolił im działać – przekonuje Sakiewicz.

O tym, jak często poglądy członków klubów są sprzeczne, mieli się okazję przekonać działacze jednego z klubów na wschodzie Polski. Podczas dyskusji o Smoleńsku i sytuacji w państwie emocje były tak duże, że doszło do bójki między byłym i obecnym prezesem klubu.

– Wady, które czasami ujawniają się w klubach, są typowo polskie, kłótnie, rozłam – komentuje Piotr Lisiewicz, dziennikarz „Gazety Polskiej". Trzy lata temu do konfliktu doszło m.in. w wielkopolskim klubie „Gazety Polskiej". Czytelnicy tygodnika podzielili się na centrowców i radykałów, w efekcie ci ostatni założyli własny – poznański klub „Gazety Polskiej".

Wśród osób, które uczestniczyły w akcjach klubów „GP" przeważają ludzie sympatyzujący z Prawem i Sprawiedliwością, ale całkiem liczni byli też zwolennicy Prawicy Rzeczypospolitej kierowanej przez Marka Jurka, dawni działacze KPN i Solidarności Walczącej – kiedyś zaangażowani w aktywność polityczną, dziś bezpartyjni, szukający możliwości aktywnej realizacji swoich poglądów. Niekiedy zbyt aktywnej. Jeden z posłów PiS w Wielkopolsce skarżył się „Rz", że działacze lokalnego klubu nakłaniają go do dofinansowania jednej z organizowanych akcji. Inny parlamentarzysta PiS, który użyczał klubowi „Gazety Polskiej" biura na siedzibę, zdecydował się mu wymówić lokal.

– Próbowali mi mówić, jak mam go prowadzić, dyktować, jak ma wyglądać praca mojego biura – mówi w rozmowie z „Rz". Ale zaznacza, że to epizod – jako gość klubów uczestniczy w wielu spotkaniach organizowanych przez nie w całym kraju. – Ludzie w różnym wieku, różnych grup zawodowych i nie zawsze bliskich mi przekonań politycznych. Ale mają wspólną cechę, to patriotyzm i zainteresowanie sytuacją Polski – mówi poseł.

W organizowanej 10 lutego w 80-tysięcznej Pile z inicjatywy tamtejszego klubu „Gazety Polskiej" uroczystej mszy świętej w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej i dyskusji o bieżącej sytuacji Polski uczestniczyło blisko 200 osób. Podobna liczba dyskutantów pojawiła się na wcześniejszym spotkaniu z ks. Tadeuszem Isakowiczem-Zaleskim poświęconym ludobójstwu Polaków i Ormian na Kresach Wschodnich II Rzeczypospolitej. Gościem klubu był też historyk Sławomir Cenckiewicz, w marcu będzie nim poseł PiS Jan Dziedziczak, były rzecznik rządu Jarosława Kaczyńskiego.

– Działalność klubów coraz bardziej mi przypomina lata 80., tajne spotkania, podziemne wykłady organizowane w tajemnicy przed władzą i wyrwane spod kontroli obowiązującej poprawności politycznej – mówi w rozmowie z „Rz" ks. Jarosław Wąsowicz, jeden z animatorów pilskiego klubu „Gazety Polskiej". Ksiądz Wąsowicz to były działacz podziemnej Federacji Młodzieży Walczącej i obecnie organizator ogólnopolskich pielgrzymek kibiców na Jasną Górę. Słynie nie tylko w Pile z doskonałych kontaktów z młodzieżą. Młodych ludzi nie brakowało też na organizowanej przez miejscowy klub miesięcznicy katastrofy smoleńskiej.

W ubiegłą środę klub „Gazety Polskiej" w Opolu zorganizował spotkanie z Bogdanem Święczkowskim, byłym szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Sala była pełna, przyszło ok. 150 osób, dominowali młodzi.

– Interesuje mnie kwestia przestrzegania praw człowieka, dlatego przyszedłem. Niepokojące są informacje, o których przecież „Rz" pisała, o podsłuchach dziennikarzy, prawników – mówi jeden z uczestników spotkania, pracownik znanej w Opolu kancelarii prawnej. Prawie setka opolan przyszła też pod pomnik Żołnierzy Wyklętych uczcić pamięć ofiar katastrofy smoleńskiej.

– Smoleńsk jednak wcale nie jest dominujący, jeśli chodzi o działalność i zainteresowania klubowiczów. Owszem, to jest sprawa niezwykle ważna i musi zostać wyjaśniona, ale ludzie przychodzą też i pytają o gospodarkę, o politykę zagraniczną czy kwestie bezpieczeństwa – podkreśla Ryszard Szram, przewodniczący klubu „Gazety Polskiej" w Opolu.

Gdy w 2008 roku Rosja napadła na Gruzję, członkowie klubów „Gazety Polskiej" w całym kraju zorganizowali manifestacje i protesty przeciwko rosyjskiej agresji. Na przygotowanie akcji potrzebowali kilkunastu godzin – zwoływali się e-mailowo i esemesowo. W miastach, gdzie Federacja Rosyjska ma swoje placówki dyplomatyczne, m.in. w Poznaniu, Krakowie i Warszawie, na pikiety przyszło kilkadziesiąt osób: Polaków i Gruzinów.

– To było bardzo ważne, bo rosyjskiej agresji towarzyszyła wojna medialna, Rosjanie usiłowali przekonać opinię publiczną, że to Gruzja jest agresorem. Ponieważ zniszczono gruzińskie portale internetowe, taka informacyjna akcja społeczna była skuteczną odpowiedzią na propagandę agresorów – mówi „Rz" Piotr Lisiewicz, który stanął na czele jednej z pikiet.

To w klubach „Gazety Polskiej" wymyślono wówczas hasło, „Nie bój się Putina, pij gruzińskie wina", które stało się żartobliwym mottem polskich protestów przeciwko napaści na Gruzję

Kiedy w kwietniu 2010 r. młodzi sympatycy Janusza Palikota organizowali w Krakowie protest przeciwko pochowaniu pary prezydenckiej na Wawelu, naprzeciw nim stanęła grupa młodych ludzi związanych z krakowskim klubem „Gazety Polskiej". Przynieśli znicze i zdjęcia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. – Naprzeciwko młodzieży stanęła młodzież. Odebrali PO argument, że młode pokolenie nie chce pochówku prezydenta na Wawelu – podkreśla Ryszard Kapuściński, prezes klubów „Gazety Polskiej".

Członkowie klubów organizowali też pikiety poparcia dla Ahmeda Zakajewa, szefa czeczeńskiego rządu na uchodźstwie, kiedy to pod naciskiem rosyjskich władz został zatrzymany podczas swojego pobytu w Polsce.

Założyć klub „Gazety Polskiej" wcale nie jest łatwo nie tylko ze względu na procedury. Zanim bowiem zostanie oficjalnie zarejestrowany przy gazecie, przechodzi oficjalną weryfikację – koordynujący pracę klubów w całej Polsce Ryszard Kapuściński sprawdza, kto angażuje się w jego działalność i czy klub rzeczywiście funkcjonuje. – Zdarzają się przypadki, że ktoś próbuje klub rozwalić – przyznaje Kapuściński.

Ale problemy bywają niekiedy poważniejsze. Przekonał się o tym Zygmunt Korus, historyk sztuki, właściciel chorzowskiej Galerii Plus wystawiającej m.in. dzieła Salvadora Dalego. W 1968 r. za działalność w komitecie strajkowym trafił do krakowskiego więzienia Montelupich. Później wspierał prawicowe, antykomunistyczne ugrupowania, ale do żadnej partii nie wstąpił. – Nie lubię chodzić w chomącie – śmieje się Korus. W 2007 r. założył chorzowski klub „Gazety Polskiej". Pierwsze spotkania z politykami, historykami i ludźmi dawnej „Solidarności", m.in. małżeństwem Gwiazdów, organizował w wynajętych lokalach. – Ale po spotkaniach ich właściciele prosili, by więcej u nich takich spotkań nie organizować, bo obawiają się konsekwencji – mówi „Rz" Korus. – Ostatecznie więc postanowiłem, że będą organizowane u mnie w galerii. Od tego czasu chorzowski klub zorganizował m.in. dyskusję z Antonim Macierewiczem, koncert poezji śpiewanej Pawła Piekarczyka i pokaz filmu Grzegorza Brauna o Lechu Wałęsie i jego współpracy z SB. – Przychodzi na nie coraz więcej ludzi, niestety akurat u nas młodych brakuje – mówi Korus.

– Docierają do nas sygnały, zwłaszcza z mniejszych miejscowości, gdzie kluby spotykały się w kawiarniach, że właścicielom knajp ludzie z grupy trzymającej władzę grozili, że stracą koncesje – mówi „Rz" Piotr Lisiewicz.

W maju ubiegłego roku na ogólnopolski zjazd klubów „Gazety Polskiej" przyjechało ok. 300 osób – po jednym, dwóch przedstawicieli z całego klubu. 10 kwietnia do Warszawy chce zjechać co najmniej kilka tysięcy ich członków. Rocznica katastrofy smoleńskiej ma być dla nich nie tylko okazją do przypomnienia, że przyczyny tej tragedii wciąż nie zostały wyjaśnione, a winni nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności, ale i demonstracją siły prawicowego elektoratu przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. W ubiegłym roku członkowie klubów zebrali ok. 100 tys. podpisów pod kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta.

– Policzyliśmy się, a teraz jest nas znacznie więcej – mówią. Ale coraz częściej oprócz zwolenników PiS pojawiają się wśród nich dawni sympatycy Unii Polityki Realnej i wielu innych drobnych partii prawicowych. Na spotkaniach klubów zobaczyć też można gatunek niemal wymarły – twórców pierwszej „Solidarności". To często działacze niższego i średniego szczebla, którzy budowali potęgę związku w latach 1980 – 1981, a po Okrągłym Stole wycofali się zniechęceni i przez długie lata nie brali udziału w życiu publicznym – nie domagali się orderów, nie sięgali po funkcje publiczne. Udali się na wewnętrzna emigrację, z której dziś ośmielili się wrócić.

– Ludzie o prawicowych, patriotycznych poglądach, jak ci, którzy gromadzą się w klubach „Gazety Polskiej" mogli czuć się szykanowani, wyśmiewani za swoje poglądy, nazywani ciemnogrodem i spychani na obrzeża życia III RP. Więc zaczęli się spotykać i jednoczyć. To bardzo pozytywne zjawisko – ocenia dr Jacek Kloczkowski z krakowskiego Ośrodka Myśli Politycznej.

– Jeszcze nie jest to taki ruch jak węgierski Fidesz, który potrafił na ulice wyprowadzić miliony ludzi w proteście przeciwko polityce lewicowego rządu. Ale wspólnie z innymi nurtami prawicy, m.in. prężnie działającym środowiskiem prawicowych blogerów, stanowią silny ruch obrońców IV RP – konkluduje dr Kloczkowski.

Poznań, połowa stycznia. Lokalny klub „Gazety Polskiej" organizuje spotkanie z posłem Antonim Macierewiczem (PiS), przewodniczącym parlamentarnego zespołu badającego przyczyny katastrofy smoleńskiej. Jeszcze w połowie lat 90., gdy Macierewicz przyjeżdżał do Poznania jako polityk Ruchu Odbudowy Polski, na spotkania z nim przychodziło kilkadziesiąt osób. Na ostatnie – firmowane przez klub „Gazety Polskiej" – przychodzi ich blisko 1500. Sala wynajęta na terenie Targów Poznańskich pęka w szwach. Brakuje miejsc siedzących. Obok ludzi w starszym i średnim wieku dziesiątki młodych: licealistów i studentów.

– O spotkaniu dowiedziałam się od rodziców, którzy regularnie czytają „Gazetę Polską", sama zerkam do niej od czasu do czasu – mówi „Rz" Katarzyna, studentka UAM. – Przyszłam, bo chciałam usłyszeć o katastrofie więcej, niż podaje rząd. I obejrzeć „Mgłę".

„Mgła", dokumentalny film o katastrofie smoleńskiej autorstwa Joanny Lichockiej i Marii Dłużewskiej, to ostatnio największy hit spotkań klubów „GP". Praktycznie codziennie jest gdzieś pokazywany, często z udziałem autorek i bohaterów filmu, współpracowników prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Gdy dołączono go do „Gazety Polskiej", znalazł 140 tysięcy nabywców. Kolejne 50 tysięcy sprzedało się razem z miesięcznikiem „Nowe Państwo – Niezależna Gazeta Polska". Dalsze setki tysięcy widzów ogląda „Mgłę" dzięki klubom. Kolejni w Internecie. – Szacujemy ostrożnie, że film obejrzały już ponad 2 miliony Polaków – mówi „Rz" Joanna Lichocka. – To oznacza, że da się w Polsce ominąć monopol telewizji publicznej i prywatnych. Taki nowy drugi obieg okazał się niezwykle skutecznym kanałem dystrybucji.

Pozostało 89% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy