Porzućmy antyrosyjskie przesądy

Polska, nauczywszy się od Niemiec roli adwokata wschodniego sąsiada, powinna nie ustawać w pomaganiu Ukrainie, próbując się jednocześnie rozstać z antyrosyjskimi przesądami

Publikacja: 09.04.2011 01:01

Porzućmy antyrosyjskie przesądy

Foto: Fotorzepa, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

Pewnego razu rosyjski pisarz Dymitr Mereżkowski powiedział swojemu polskiemu rozmówcy, że „Rosja jest kobieca, ale nigdy nie miała męża. Gwałcili ją tylko Tatarzy, carowie, bolszewicy. Jedynym mężem dla Rosji mogła być Polska. Ale Polska była za słaba". Przytomna uwaga Mereżkowskiego zachowuje aktualność do dziś. Rosja nigdy nie przestała być gwałcona, po bolszewikach przyszli oligarchowie, Polska zaś już na zawsze pozostała za słaba na męża.



Mereżkowski nie wspomina nic o Europie, ale dopiero w kontekście europejskich ambicji obu społeczeństw jego zdanie ma w ogóle sens. Nawet przypadający na czas demokracji ludowych ostatni okres zainteresowania Rosjan Polską, gdy Josif Brodski uczył się polskiego, a zwykli ludzie słuchali polskich piosenek i czytali polską prasę kolorową, był dążeniem do połączenia się z kulturą europejską. W tym czasie Polacy przymusowo uczyli się w szkołach języka rosyjskiego, ale także fascynowali opozycyjnymi bardami, takimi jak Wysocki, czytali literaturę rosyjską, a kiedy się dało, uprawiali niewielki handel. Odróżniali społeczeństwo od reżimu. Natomiast imperium, rosyjskie czy sowieckie, było dla Polaków niezmiennie antytezą europejskich wartości.

Polskie dążenie, czasem wręcz desperackie, do wstąpienia do Unii Europejskiej i NATO stanowiło ucieczkę przed Rosją w bezpieczne miejsce. Miejsce, z którego będzie można znów bezskutecznie ostrzegać naiwną albo cyniczną Europę o zagrożeniu rosyjskim, aby tylko pogłębić w sobie – jak to celnie nazwał Czesław Miłosz – „kompleks niewysłuchanej Kasandry". Tymczasem seks i przemoc zastąpiły pieniądze. Po upadku Związku Radzieckiego wspominał polski ambasador w Moskwie: „Pieniądz dokonał potwornego zawirowania w Rosji, z czego my na ogół nie zdajemy sobie sprawy. Uświadomił nagle wszystkim, że Polska nie może im w niczym pomóc, bo jest biedna i słaba. Oni mieli takie pieniądze, że mogli po prostu wsiąść do samolotu i polecieć do Paryża, Londynu czy Rzymu już bez żadnego polskiego pośrednictwa". Tradycyjny w Rosji podział na słowianofilów i zapadników zastąpiony został podziałem na stronę proeuropejską i proamerykańską.

A stosunek Polaków do Rosjan się nie zmienił. Jak zawsze zawiera w sobie trochę słowiańskiego sentymentalizmu, a także strachu połączonego z poczuciem wyższości. Utrudnia to politykowanie z Rosją. A czasem nawet politykowanie w Polsce.

Po katastrofie lotniczej w Smoleńsku, w której zginął prezydent Polski, jego małżonka i prawie 100 najważniejszych polityków i wojskowych, prawica do dziś stara się wykorzystać emocjonalne reakcje społeczne na rzecz swojego ugrupowania. Wiąże się to z podsycaniem nastrojów antyrosyjskich. Niezwyciężony od pięciu kolejnych wyborów Donald Tusk pierwsze załamanie swojej popularności i niechęć przychylnych mu dotąd mediów mainstreamowych odczuł w wyniku przyjęcia spokojnej i racjonalnej postawy wobec Rosji. Choć nie ustrzegł się błędów, to nie one wpłynęły na spadek zaufania Polaków.

Bardzo prawdopodobne, że partia antyrosyjska w Polsce wciąż jest silniejsza od jakiejkolwiek innej. Gdyby na miejscu Donalda Tuska znajdował się na przykład były postkomunistyczny prezydent Aleksander Kwaśniewski, mający znacznie większe wyczucie w polityce wschodniej, sam stanąłby na czele polskiej komisji wyjaśniającej przyczyny katastrofy, gdy Władimir Putin zdecydował się stanąć na czele rosyjskiej. Taki ruch umożliwiłby bezpośredni kontakt z rosyjskim premierem, co wzmocniłoby pozycję polskiego przywódcy wśród przywódców europejskich, którzy lubią podczas negocjacji dodawać: „Wołodia mi powiedział...". Strona rosyjska z pewnością też nie mogłaby sobie pozwolić na tak bezceremonialne zrzucenie pełnej odpowiedzialności za katastrofę na Polaków, jak uczyniła to szefowa MAK. Na korzyść Tuska należy zapisać, że mimo to potrafił odważnie tłumaczyć przy każdej możliwej okazji, iż większość winy i tak spoczywa na polskiej stronie, a rozniecanie fobii antyrosyjskich nikomu nie wyjdzie na dobre.

Gdy na kłopoty z Rosją nałożyła się jeszcze kontrowersyjna reforma systemu emerytalnego, która po raz pierwszy od początku transformacji skłóciła „obóz modernizacji" w Polsce, Tusk postanowił znów „uciec do Europy". Na łamach największego polskiego dziennika ogłosił „trzecią falę nowoczesności" w Polsce, która ma przyspieszyć osiągnięcie „europejskiej normalności". Potwierdzeniem gazetowego manifestu ma być – pokrywająca się czasowo z kampanią parlamentarną – polska prezydencja w Unii i liczne fotografie ze wszystkimi najważniejszymi przywódcami Europy.

Jak w tym europejskim kursie mieszczą się polskie stosunki z Rosją? Myśleniem polskim od kilkudziesięciu lat rządzi doktryna ULB (Ukraina, Litwa, Białoruś) stworzona przez wielki emigracyjny autorytet – Jerzego Giedroycia. Uzależniał on szanse polskiej niepodległości od niepodległości Ukrainy, Litwy i Białorusi. Ale zawsze dodawał, że Polska powinna dążyć do jak najlepszych stosunków z Rosją, byle tylko nie kosztem mniejszych sąsiadów. Nowoczesne rozwinięcie tej doktryny powinno zakładać uznanie, że nie tylko bez niepodległej, ale i bez zintegrowanej z Europą Ukrainy (Litwy i Białorusi) nie będą możliwe demokratyczne przemiany w Rosji. Historia tego regionu uczy bowiem, że ilekroć przed Rosją pojawia się możliwość kolonizacji Ukrainy, tylekroć do głosu dochodzą tendencje imperialistyczne i autorytarne kosztem liberalnych i demokratycznych. Polska, nauczywszy się od Niemiec roli adwokata wschodniego sąsiada, powinna zatem nie ustawać w wysiłkach pomagania Ukrainie, próbując się jednocześnie rozstać ze wszystkimi antyrosyjskimi przesądami.

„Zima ludów" na południe od Europy nie ułatwia Polsce tego zadania. Strategicznym kierunkiem zainteresowania polskiej polityki zagranicznej są wschodni sąsiedzi Unii. Dziś kierunek ten traci na znaczeniu wobec wydarzeń w krajach Maghrebu. Znacznie trudniej będzie także realizować ideę Partnerstwa Wschodniego z państwami powstałymi z byłych republik radzieckich wobec rosnącego znaczenia Rosji. Niechęć do atomu po kataklizmie w Japonii i interwencja w Libii podnoszą wartość surowców energetycznych, którymi dysponuje Moskwa. Podobnie jak rozczarowujący bieg spraw politycznych na Ukrainie, niewróżący nadziei na szybką zmianę reżim białoruski, zadrażnienia w stosunkach z Litwą. A także używanie straszaka rosyjskiego w wewnętrznej walce o władzę w Polsce.

Żeby intencja polskiej polityki mogła się stać  intencją Europy, potrzeba także zrozumienia ze strony europejskiej. Europejskiego myślenia nie tylko w kategoriach doraźnych interesów. W sprzyjających warunkach Polska z antemurale dzielącego Zachód od Wschodu mogłaby się stać antymurale – łącznikiem. Tym bardziej że w kolejce do Rosji czekają już znacznie mniej przywiązani do demokratycznych wartości Chińczycy. Wielka powierzchnia z malejącą liczbą ludności i gospodarką uzależnioną od sprzedaży surowców leży przecież obok najliczniejszego na świecie narodu potrzebującego na gwałt surowców. Nie dziwi więc, że w przygranicznym Chabarowsku podobno mieszka już więcej Chińczyków niż Rosjan.

Spełnić się może więc nie tylko wizja Mereżkowskiego „o nieustannie gwałconych Rosjanach", ale także przestrogi wielu innych pisarzy rosyjskich. W dystopii „Dzień oprycznika" Sorokin opisuje Rosję z 2028 roku, z rosyjskim językiem skolonizowanym przez chińskie słowa i Wielkim Rosyjskim Murem oddzielającym kraj od sąsiadów. I o ironio, dopełnić się może ostatecznie podwójna przestroga największego rosyjskiego pisarza Fiodora Dostojewskiego z „Biesów" o nihilistycznym (komunistycznym) zagrożeniu i „azjatyckiej cholerze". Dostojewski bywał złośliwy wobec Polaków. Zróbmy mu na złość i pomóżmy odnaleźć męża dla Rosji w silnej i zjednoczonej Europie.

Angielska wersja tekstu ukazała się w brytyjskim dzienniku „Guardian"

Sławomir Sierakowski jest socjologiem, założycielem i redaktorem naczelnym pisma „Krytyka Polityczna" oraz prezesem Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego

Pewnego razu rosyjski pisarz Dymitr Mereżkowski powiedział swojemu polskiemu rozmówcy, że „Rosja jest kobieca, ale nigdy nie miała męża. Gwałcili ją tylko Tatarzy, carowie, bolszewicy. Jedynym mężem dla Rosji mogła być Polska. Ale Polska była za słaba". Przytomna uwaga Mereżkowskiego zachowuje aktualność do dziś. Rosja nigdy nie przestała być gwałcona, po bolszewikach przyszli oligarchowie, Polska zaś już na zawsze pozostała za słaba na męża.

Pozostało 94% artykułu
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy