Dlaczego polska prawica się zablokowała?

Wydawałoby się, że po czteroletnich rządach PO centroprawica powinna przeżywać swój gwiezdny czas. Donald Tusk zawiódł nadzieje na modernizację kraju

Publikacja: 02.07.2011 01:01

Dlaczego polska prawica się zablokowała?

Foto: Rzeczpospolita, Andrzej Krauze And Andrzej Krauze

Zwalanie winy na kiboli, opozycję, małego koalicjanta, zmarłego prezydenta i światowy kryzys już nie przekonuje. Badania pokazują, że większość Polaków traktuje obecny rząd jako bezproduktywny i niedający nadziei na efekty. Ale tworząca ten rząd partia gromi w sondażach opozycję.

Wydawałoby się, że ucieczka w prawo powinna być naturalnym odruchem. Tym bardziej że PO widocznie skręca w lewo, pozwalając sobie chociażby na kolejne spięcia z Kościołem czy wchłaniając lewicowych polityków. Psycholog społeczny Janusz Czapiński raz na jakiś czas przeprowadza badania określające preferencje ideologiczne, a także wyznawany przez Polaków system wartości i dochodzi (z niepokojem) do wniosku, że większość ma konserwatywny ogląd świata. I co? I nic. Dla ogromnej części wyborców pozbawiona wyrazistości i skupiona na swoich słupkach Platforma wciąż jest formacją daleką od ideału, ale bezalternatywną.

Polska prawica, począwszy od konserwatywnych liberałów po katolickich narodowców, się zablokowała. Buksuje w miejscu, zagrzebując się coraz głębiej, a za sukcesy poczytuje sobie, że chwilami – po silniejszych naciśnięciach pedału gazu – w powietrze wylatuje nieco więcej piasku.

Kto jest winny? Wróg, media, rodzime i obce służby, zdemoralizowane postkomunistyczne kliki, rządząca światem lewica, postmodernizm, w końcu ogłupiałe społeczeństwo. Podobno Chuck Norris nigdy nie patrzy w lustro, bo jak patrzy w lustro, to jest dwóch Chucków Norrisów. Niestety, podobny problem dotyka prawej części polskiej sceny politycznej, która nie lubi się przyglądać sama sobie. Zwieranie opozycyjnych szeregów, potępienia i deklaracje wierności zabijają autorefleksję, krytyczne spojrzenie na własną formację, rodzą przesadę i ostentację.

Bardzo charakterystyczne, że główne autodestrukcyjne grzechy popełniane dziś przez polską prawicę niegdyś popełniali jej konkurenci. Co zresztą przyciągało do tej prawicy wyborców. Autor niniejszego spisu grzechów polskiej prawicy tego ostatniego pojęcia używa w znaczeniu umownym – obejmując nim tę część życia publicznego, która odrzuciła postkomunizm i sakralizację pokłosia Okrągłego Stołu. Tę, która ma krytyczny stosunek do pustki, jaką pozostawiają po sobie czteroletnie rządy PO, nieufnie traktuje hasła rewolucji obyczajowej, docenia konieczność budowy silnych instytucji państwowych i funkcjonowania tradycji w życiu publicznym. To oczywiście przede wszystkim świat PiS. Ale wiele z grzechów dotyczy także osób światopoglądowo funkcjonujących gdzieś między prawym skrzydłem PO, poprzez PJN, PiS, aż po środowisko Radia Maryja czy formację Marka Jurka. Dotyczą nie tylko polityków, ale i publicystów, autorytetów, naukowców czy w końcu elektoratu.

Wybór i opis grzechów jest oczywiście subiektywny i to skrajnie, bo w kilku momentach oparty także na introspekcji.

Monotematyczność

Odpowiedzialność rządu za katastrofę smoleńską, wynarodowienie elit, zdradzieckie zapędy przeciwników, ich niemoralność – to wciąż główny dyskurs PiS. Pozostaje pytaniem, czy to jest to, czego wyłącznie chce jeżdżące po dziurawych drogach, zagrożone bezrobociem, zasypane barierami administracyjnymi społeczeństwo.

PiS chętnie narzeka na to, że jego pomysły na Polskę nie interesują mediów, że to one narzucają monotematyczność. To prawda, ale w połowie.

Spójrzmy na to, co działo się niedawno, bo to modelowy przykład. W ostatnim czasie szefem sztabu wyborczego PiS został młody, bystry polityk ze sporym doświadczeniem w instytucjach europejskich. Prawo i Sprawiedliwość przedstawiło też program reform, zawierający między innymi zdrowe deregulacyjne postulaty, dobrze oceniony choćby przez Krzysztofa Rybińskiego, specjalistę krytycznego wobec PO, ale i wobec PiS. Co z tego, skoro tematem tygodnia została wizyta ojca Tadeusza Rydzyka w Brukseli na zaproszenie kilku europosłów PiS? Rydzyk ogłosił, że w Polsce jest totalitaryzm, bo on nie otrzymuje pieniędzy na odwierty geotermalne. Tym samym sparodiował i ośmieszył argumenty osób zwracających uwagę na rzeczywiste problemy z ograniczeniami wolności obywatelskich w Polsce. Program reformatorski, nowe otwarcie w kampanii w tej sytuacji stały się sprawą trzecioplanową. Głównym bohaterem mediów był Tadeusz Cymański broniący Tadeusza Rydzyka, Radosław Sikorski ślący noty do Watykanu i w końcu Rydzyk przepraszający „jeśli go źle zrozumiano".

PiS ostatnio kilkakrotnie próbowało przezwyciężać swoją monotematyczność. Dobrym przykładem były artykuły Jarosława Kaczyńskiego publikowane w „Rzeczpospolitej" i kilku innych kluczowych polskich gazetach. Ale raziły one sztucznością. Prezes PiS wspominający o „clubbingu", swoją drogą zjawisku modnym przed dekadą, był w widoczny sposób nieautentyczny. Nie inaczej było z łódzką konwencją PiS – mającą pokazywać, jak największa formacja prawicowa bliska jest młodzieży. Jej głównym motywem muzycznym był hit Queen pochodzący z drugiej połowy lat 70., a całość znowu raziła pozerstwem i nachalnością. Nawet usadzenie urodziwej działaczki koło Jarosława Kaczyńskiego nie zastąpi wiarygodności, jaką dałaby budowa w PiS liberalno-konserwatywnego skrzydła i położenie głównego akcentu na program reformatorski. A także próba autentycznej walki o klasę średnią, przedsiębiorców, elektorat kierujący się pragmatycznym rachunkiem zysków i strat, w przeciwieństwie do zawsze wiernej trzódki ojca Tadeusza czy „wielkomiejskiej elity" bezrefleksyjnie, zgodnie z modą, głosującej na Tuska.

Czy oznacza to, że PiS ma odcinać swoją prawą rękę? Po prostu pozbyć się ze swojej orbity Tadeusza Rydzyka czy Antoniego Macierewicza? Absolutnie nie. Ale wskazać im ich należyte miejsce. Tylko tak można zbudować polską Partię Republikańską – skupiającą wiele nurtów prawicy. Republikanie wiele razy korzystali z zaplecza społecznego czy finansowego rozmaitych organizacji religijnych czy radykalnych stowarzyszeń, jak na przykład protestanckiego John Birch Society. Ale nigdy nie stały się one żywiołem wiodącym w partyjnej propagandzie i wewnątrz partii. Były jednymi z wielu nurtów.

Moralizatorstwo

Wiąże się nieodłącznie z innym grzechem, jakim jest hipokryzja. Ponoć jest ona hołdem, który występek składa cnocie. Ale w tym przypadku zdecydowanie czołobitność występku wobec cnoty jest przesadna, a za przestrogę niech robi przypadek nieszczęsnego przedstawiciela prawego skrzydła PO Krzysztofa Piesiewicza – niegdyś ze zbiadaną miną wiecznie narzekającego na upadek obyczajności. Oczywiście u innych.

Aleksander Fredro pisał, że moralizatorzy często przypominają kominiarzy – czyszczą, a sami są brudni. Problem w tym, że kominiarzowi w przeciwieństwie do moralisty się przebacza. Moralizatorstwo ma w sobie coś z narkotyku. Historia upadłych moralizatorów mogłaby zająć wiele opasłych tomów, nie odstręczając następców. Moralizatorstwo jest łatwe i chwytliwe. Dziś w środowiskach konserwatywnych – na zasadzie kontrreakcji wobec rewolucji obyczajowej proponowanej przez lewicę – znowu modna staje walka o moralność publiczną. Stąd krucjaty przeciwko pornografii, miękkim narkotykom, prostytucji, czyli zjawiskom, które jak świat światem były i będą. Żaden rząd ani autorytet nie znalazł na nie remedium, a polskie prawo jako tako te sfery reguluje. Co więcej, stwarzają one dziś raczej umiarkowany problem na tle bezrobocia, fatalnej infrastruktury, inflacji czy pogarszającej się sytuacji geopolitycznej.

Moralizatorzy często de facto doprowadzają do realizacji postulatów swoich przeciwników. Tak może stać się w przypadku aborcji. Negacja dość rozsądnego kompromisu zawartego w konkordacie przez część środowisk katolickich prowadzi do powszechnej konstatacji, że konkordat jest naruszalny. A co za tym idzie, może zmierzać do złamania niepisanej, a przestrzeganej przez półtorej dekady, zasady, że z tym tematem dajemy już sobie spokój i aprobujemy taki stan, jaki jest.

Moralizatorzy niezbyt cenią wolność jednostki. Słowa Gilberta Chestertona, że woli Anglię wolną niż trzeźwą, niewielu polskim prawicowcom wciąż przeszłyby przez gardło. Pewną nadzieją jest tutaj edukacyjny walor udziału PiS i PJN w grupie Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.

Moralistów zawsze jest mnóstwo, za to świętych jak na lekarstwo. Stąd rozwodnicy i kawalerowie mądrzący się na temat błędów innych w życiu rodzinnym. Stąd osoby niewylewające za kołnierz, a walczące ze społecznym alkoholizmem. I stąd ledwo dyszący od papierosów antynikotyniści.

Tak było też w przypadku zasadniczego projektu politycznego prawicy. PiS wygrywało władzę, głosząc hasła rewolucji moralnej, ale potem odstręczało wielu z wyborców kolejnymi wymuszonymi przez sytuację nieciekawymi dealami politycznymi, a w końcu otwartą koalicją z Samoobroną i LPR. W kategoriach Realpolitik można było je zrozumieć, w kategoriach moralnych nie. Może więc lepiej mówić o skuteczności, a nie moralnej odnowie narodu?

Walkę z korupcją, przestępczością, troskę o rację stanu, budowę poczucia wspólnotowości, umacnianie instytucji państwowych można przedstawić jako wartości autonomiczne, istniejące tylko dla siebie, albo przyczynki do poprawy jakości życia Polaków, ich większej szczęśliwości. To także bardzo znamienne, że zainteresowanie i poparcie dla walki z korupcją wygasało w miarę, jak rosło poczucie, że odrywa się ona od życia przeciętnego Polaka. Z jednej strony zmalało zapotrzebowanie na bezpieczeństwo, bo Polska stała się bezpieczniejsza, a z drugiej odmieniana przez wszystkie przypadki moralność strywializowała się.

Wszędobylscy w Polsce moraliści zapominają jeszcze o jednym – i Sokrates, i Jan Paweł II mieli sporo dystansu do samych siebie i od samych siebie często też zaczynali krytykę. Piotr Skarga nazywał siebie niegodną proroczyną. Naszych współczesnych proroków to inni są niegodni.

Dworskość

System oparty na klikach rozgrywanych przez władcę i lizusostwie. Mierny, ale wierny – ta zasada utorowała wiele prawicowych karier. „Wierny", czyli schlebiający przywódcy formacji, bezwzględnie tępiący renegatów. Lizus podlizuje się tak długo, jak ma w tym interes. Promowanie lizusów odbijało się czkawką już nieraz zarówno Jarosławowi Kaczyńskiemu, jak i śp. Lechowi Kaczyńskiemu. Wystarczy wspomnieć tylko Janusza Kaczmarka, byłego szefa MSWiA w rządzie PiS, a potem autora rozlicznych niestworzonych rewelacji na temat władz tej formacji.

Dworskość – jak wiele innych grzechów – dotyczy oczywiście wszystkich partii, ale ten tekst jest o prawicy, a poza tym dla największej formacji prawicowej dworskość jest autodestrukcyjna. Wielkie partie anglosaskie czy europejskie mają skrzydła i nurty – PiS ma kliki. To grupy doraźnych interesów podgryzające się nawzajem. Do tego stopnia, że bywają ponoć momenty, iż Jarosław Kaczyński nie ma nawet dość czasu, by przerabiać ilości spływających do niego donosów.

PJN też wyglądał jak klika, która po prostu została wygnana z królewskiego dworu i zapewne stąd projekt ten tak szybko upadł. Gdy skończyła się perspektywa wspólnej walki o przyszłą karierę, nie pozostało nic wspólnego więcej.

Bliżej „nurtu" jest Prawica Rzeczypospolitej Marka Jurka. Choć i ona ma nieco z kliki jak sęp krążącej nad PiS i czekającej na duży rozłam czy upadek, by wejść w jej miejsce. Formację programowo niezwykle konsekwentną tworzą Janusz Korwin-Mikke i kilka osób wokoło niego skupionych (tego polityka zabija od lat inny grzech opisany w rozdziale o ostentacji i przesadzie).

Dworskość i lizusostwo prowadzi do eliminacji z głównego nurtu większości wartościowych osób. Tych, które skupiają się raczej na autentycznej pracy programowej niż na grze wewnątrzpartyjnej.

Bałwochwalstwo

Nie chodzi o to, że ktoś jest bałwanem, a o to, że w przypadku kilku osób duża część prawicy łamie pierwsze przykazanie dekalogu. Zaczyna żyjącym ludziom, z krwi i kości, oddawać nadmierną cześć, a także traktować ich jako istoty nieomylne. Jest to sytuacja niezdrowa dla wieloletniego rozwoju formacji, bo niebogowie nie są nieśmiertelni. Ale też szkodzi samym ubóstwionym, bo utwierdza ich w przekonaniu o własnej nieomylności.

W przypadku Jarosława Kaczyńskiego to ubóstwienie być może jest, do jakiegoś stopnia, zrozumiałe, co nie znaczy, że zdrowe i usprawiedliwione. Szef PiS jest faktycznym twórcą największej polskiej formacji prawicowej, a zarazem bratem tragicznie zmarłego prezydenta. Ale jest też żywym liderem formacji politycznej, jak każdy lider formacji politycznej popełniającym błędy i podlegającym krytyce. Dziś faktycznie stosunek do Jarosława Kaczyńskiego może sugerować, że mamy do czynienia z postacią nadprzyrodzoną. Budzi on albo skrajną niechęć, albo pełne uwielbienie. Dla wrogów jest demonem, dla zwolenników politykiem doskonałym. Jego temat jest w stanie zdominować każdą kampanię wyborczą.

Ciekawe pozostaje inne pytanie, czy Jarosławowi Kaczyńskiemu samo owe wazeliniarstwo w pewnym momencie się nie znudzi? Ostatecznie był to niegdyś człowiek uwielbiający polemizować, potrafiący blisko współpracować z tak niezależnymi intelektualnie ludźmi jak Ludwik Dorn.

Postaci otoczonych przesadnym, bezkrytycznym uwielbieniem w poszczególnych środowiskach prawicowych jest więcej, z ojcem Rydzykiem na czele. Co charakterystyczne, to bezkrytyczny stosunek do ojców

III RP, świecka kanonizacja za życia rozmaitych osób arbitralnie mianowanych niegdyś autorytetami moralnymi, kult poszczególnych liderów Unii Wolności, powodowały kiedyś odruch wymiotny, który wówczas kierował wielu niezależnie myślących ludzi na prawo.

Ostentacja

Oraz cechująca ostentację przesada. Jest blisko związana z dworskością i sekciarstwem i dotyczy wszystkich. W PiS w ocenie wydarzeń i partyjnej propagandzie wygrywają nie te tezy i hasła, które są najbardziej prawdopodobne lub skuteczne, a te, które są najbardziej radykalne i głośne. Chodzi o to, by głoszący je mógł uwiarygodnić się w swoim oddaniu. Skutek oczywiście bywa odwrotny od zamierzonego. Ubija się twardy elektorat, który i tak jest pewny, a zarazem odcina ścieżkę do centrum. Tak było w przypadku katastrofy smoleńskiej. Zamiast skupić się na nieudolności rządu, rozkładzie państwa, serwilizmie wobec Rosji, przez długi czas bardziej lansowano mniej prawdopodobną tezę zamachu. Pojawiały się nawet surrealistyczne sugestie, że liderzy PO mogli w nim brać udział.

Ostentacyjny patriotyzm nieraz różnił się od realnego i wielu ludzi to czuje. Wielu prawicowców uważa, że przekonają wyborcę, jak bliskie są im Naród i Ojczyzna, mówiąc o nich w każdym zdaniu. To samo dotyczy Pana Boga i Jana Pawła II. Przy czym niektórzy politycy nie zauważają, że łamią przy tym notorycznie drugie przykazanie dekalogu, do którego wszak tak są przywiązani.

Przesada jest związana z jeszcze jedną cechą lidera PiS – który ma temperament ostrego publicysty, nie będąc publicystą, a przywódcą prawicy. Jarosław Kaczyński w ferworze polemicznym często stawia bardzo ostre tezy, co zaostrza retorykę PiS. Charakterystyczne, że radykalny w warstwie retorycznej PiS nie miał w latach 2005 – 2007, jeśli chodzi o fakty dokonane, wcale większej skłonności do nadużywania władzy, niż kryjąca się za maską miłości i postępu Platforma Obywatelska. Ostra retoryka także odcina drogę do centrum.

Przykładem człowieka, który zupełnie pada ofiarą własnej retoryki, jest Janusz Korwin-Mikke. Głoszone przez siebie hasła, często nader rozsądne, później sprowadza do absurdu. Ogólne tezy opisuje skrajnym, wyjątkowym czy wydumanym przypadkiem. Przykładowo zdrowe stwierdzenie ogólne, że „każdy powinien być kowalem własnego losu", Korwin-Mikke niewątpliwie opisałby prawem narkomana do złotego strzału albo desperata do samobójstwa. Sprowadzając swoje tezy do absurdu, jest efektownym felietonistą, ale szkodzi swoim wolnościowym hasłom bardziej niż którykolwiek z lewicowych złośliwców.

Sekciarstwo

Cechuje je zabójcza bezrefleksyjność i dotyczy przede wszystkim części prawicowego elektoratu. Choć nie wiadomo, czy jest to jego największa część, to ma największy wpływ na prawicowych polityków, bo bardzo aktywnie daje o sobie znać w Internecie. Sekciarstwo jest pochodną poprzednich grzechów. Nakręcają je lizusy szukające „słabych ogniw" w organizacji, stosujące zasadę Robespierre'a, że „ten, kto zadaje pytania, jest zdrajcą", naznaczające ludzi „niepewnych", „nielojalnych", „siedzących okrakiem na barykadzie".

Sekciarze nie są zainteresowani polityką jako taką, czyli godzeniem sprzecznych interesów czy po prostu kooperacją oraz kompromisami z rozmaitymi organizacjami, środowiskami, grupami społecznymi czy mediami. Dla sekciarza każdy kompromis, negocjacja czy transakcja z zasady jest zgniła. W ten sposób sekciarstwo skutecznie blokuje drogę do poszerzenia elektoratu.

Ponuractwo

Część prawicowców przypomina sędziwego zakonnika – bibliotekarza z „Imienia Róży", który zwalczał śmiech jako szatańskie narzędzie. Fakt, że prawa strona miała ostatnio nader smutny czas. Poza prymitywami pokroju Janusza Palikota czy Kuby Wojewódzkiego każdy rozumie, że katastrofa smoleńska, śmierć prezydenta i innych osób, wymaga namaszczenia, szacunku i powagi. Problem w tym, że to namaszczenie i powaga zaczynają być ogólną metodą na pokazywanie swojego zaangażowania i oddania państwu.

Ponuractwo wiąże się z ostentacją i przesadą. Polska nie jest oazą wolności i praw obywatelskich, i obecny rząd, wymiar sądownictwa i służby nie mają najmniejszego zamiaru, by ją tą oazą wolności uczynić. Ale śpiewanie po kościołach „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie" i zachowania rodem z czasów, kiedy „gnili w celach koledzy, i wolno się kręcił powielacz", wyglądają niekiedy wręcz parodystycznie.

I w polityce, i w publicystyce, namaszczone ponuractwo ma często podkreślać zaangażowanie, a także intelektualną predyspozycję piszącego czy mówiącego.

Także ta egzaltowana sieriozność, przejęcie własnym słowem, była odstręczającą cechą części dawnych „autorytetów moralnych" orbitujących wokoło Unii Wolności, czy wspomnianego Krzysztofa Piesiewicza. Teraz epatuje ona na prawicy. Jedno, co na pewno powinno się traktować w większym stopniu ze śmiertelną powagą, to stwierdzenie Monteskiusza, że powaga często bywa tarczą, za którą kryje się głupota.

—rysował Andrzej Krauze

Autor jest dziennikarzem i publicystą, felietonistą  „Uważam Rze" i „Super Expressu". Jest także dyrektorem Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP. W 2010 r. opublikował książkę „Bronisław Komorowski. Pierwsza niezależna biografia"

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy