Czy warto szczepić się na grypę?

Jak pisał profesor Antoni Kępiński, każda epoka ma swoją chorobę będącą „miss biologicznego lęku”. My mamy grypę

Publikacja: 22.10.2011 01:01

Czy warto szczepić się na grypę?

Foto: Fotorzepa

Gdyby wszystko poszło zgodnie z przewidywaniami, co czwarty czytelnik tego tekstu mógłby już nie żyć. Czekał nas przecież Armagedon, biologiczna zagłada spowodowana pandemią świńskiej grypy. Jaką lekcję wyciągnęliśmy z wydarzeń sprzed dwóch lat? I co się stało z leżącymi w magazynach szczepionkami?

– Można powiedzieć, że istnieje ruch oburzonych, który wymierzony jest tym razem nie w bankierów. Autorytet wielu instytucji medycznych, przede wszystkim WHO, został poderwany. Widać to na co dzień – coraz mniej osób chce się szczepić na grypę sezonową. I wygląda na to, jakby w ogóle nie chciano za głośno mówić o grypie i szczepieniach – przyznaje prof. Andrzej Gładysz, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Zakaźnych AM we Wrocławiu.

Kiedy dwa lata temu pisałam tekst „Grypy teoria spiskowa", usiłując wykazać, że pandemia świńskiej grypy to w rzeczywistości sztucznie wykreowana pandemia strachu i korupcji, tylko prof. Gładysz – jako jedyny z moich rozmówców – ośmielił się otwarcie mówić, że WHO dziwnie się pospieszyła, ogłaszając szósty, najwyższy stopień zagrożenia, czyli pandemię. I że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Dzisiaj krytyków WHO jest więcej – na stronach Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy pojawiła się nawet, by potem zniknąć, lista ekspertów WHO będących na liście płac koncernów farmaceutycznych.

Nie oznacza to jednak, że wyciągnięto wobec nich szczególne konsekwencje. WHO z godnością i brakiem logiki na wszelkie pytania o konflikt interesów odpowiadała, że nie zamierza ujawniać żadnych powiązań swych ekspertów w trosce o „ich niezależność i przejrzystość procesu podejmowania przez nich decyzji".

Rekomendacje ekspertów podczas kryzysu wywołanego lękiem były zdecydowane: rządy muszą zakupić szczepionkę pandemiczną, w dodatku – jak zalecano – początkowo każdy pacjent powinien przyjąć dwie dawki szczepionki.

Niepewność co do skutków ubocznych pospiesznie produkowanej szczepionki – za które koncerny absolutnie nie chciały wziąć odpowiedzialności – spowodowała, że nawet tak zdyscyplinowane społeczeństwa, jak niemieckie, zdecydowanie odmawiały poddaniu się akcji szczepień.

Co się stało z wartymi miliardy euro szczepionkami przeciw grypie A/H1N1 zwanej świńską grypą, która zalegały w rządowych magazynach?

– Zostały zutylizowane. Koncerny farmaceutyczne odbierają je, a potem szczepionki trafiają do specjalnych pieców i nie zostaje po nich nawet ślad – odpowiadają zdecydowanie moi rozmówcy, eksperci medyczni.

A jednak chyba nie jest to jedyna możliwa odpowiedź. Część szczepionek trafiła bowiem na przykład na Haiti jako „pomoc krajów rozwiniętych dla krajów rozwijających się".

Czy w ogóle możliwe jest przerobienie pandemicznych szczepionek i dodanie ich na przykład do szczepionki sezonowej? Bo przecież WHO zaleca teraz, by w sezonowej szczepionce przeciw grypie znalazła się również sekwencja A/H1N1.

– Nie jest to możliwe. Szczepionka raz wyprodukowana może zostać już tylko zużyta lub zniszczona – mówi stanowczo jeden z ekspertów. – Możliwe byłoby jedynie wykorzystanie pewnego materiału biologicznego, wyhodowanych kultur bakterii, jeśli zostały one w laboratorium, w tzw. tankach.

– Teoretycznie byłoby to możliwe. A jednak z pewnością koncerny tak nie postąpią – zapewnia inny ekspert. – Nie wierzę, że mogłyby postąpić tak nieetycznie. Gdyby to zrobiły, skandal byłby tak wielki, że zostałyby zdmuchnięte z powierzchni ziemi. Oczywiście gdyby opinia publiczna się o tym dowiedziała...

Idealny straszak

Kiedy na czerwonym pasku w telewizji lecą informacje o zagrożeniu straszliwą epidemią czy wręcz pandemią, przestajemy myśleć logicznie. To przekaz, który dotyka naszego najbardziej wrażliwego obszaru: lęku przed śmiercią i chorobą. Nasza reakcja jest natychmiastowa: biegniemy kupować żele antybakteryjne, domagamy się, by w aptekach były maseczki, żądamy szczepionek – mówi psycholog zdrowia Alicja Bukowska-Durawa z wrocławskiego wydziału zamiejscowego Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej.

Zapamiętała wyniki badań przeprowadzonych w 23 krajach Unii Europejskiej – każda godzina oglądania telewizji zwiększała o 15 procent liczbę osób, które bały się rozwoju pandemii świńskiej grypy. Lęk szerzył się jak wirus, przekazywały go media, a potem rodzice zarażali nim dzieci.

Atmosferę zagrożenia potęgowały nazwy zagrażających nam wirusów – świńska grypa, tak jak poprzednio ptasia, przywoływała niepokojące skojarzenia z obcym nam światem natury.

– Zawiniły media, bo sensacyjnie wyolbrzymiły zagrożenia, wywołując panikę – taką opinię słyszę od kilku profesorów specjalistów chorób zakaźnych.

Nie do końca można się z tym zgodzić. Rzeczywiście media podkręcały atmosferę zagrożenia, reporterzy koczowali przed szpitalami, gdzie znalazły się osoby zarażone A/H1N1. W gazetach ukazywały się artykuły zawierające twierdzenia w rodzaju „WHO przyznaje: już dawno przestała liczyć liczbę zmarłych", co natychmiast wywoływało ponurą wizję masowych zgonów i zbiorowych mogił. Niekwestionowaną palmę pierwszeństwa dzierży jeden z dzienników, który wywiad z epidemiologiem zatytułował „Starczy rąk do kopania grobów", co jest swoistym majstersztykiem:  pod pozorem obłudnej pociechy wywołano u czytelnika przerażenie.

Jednak kiedy panika sięgała zenitu, żaden z ekspertów przemieszczających się z jednego studia telewizyjnego do drugiego nie skorzystał z okazji, by powiedzieć dobitnie, że media zachowują się nieodpowiedzialnie. I że absolutnie nic nie wskazuje na to, by zgodnie z opiniami firmowanymi przez ekspertów WHO na świńską grypę miała zachorować nawet połowa ludności, z czego nawet połowa mogłaby umrzeć.

Zresztą same działania specjalistów, które miały zapobiec szerzeniu się pandemii, były dość chaotyczne. Rozkładanie mat dezynfekcyjnych na granicy, tak jakby wirusy podróżowały na oponach, było równie racjonalne i skuteczne w zahamowaniu postępów pandemii jak stosowane w średniowieczu okadzanie jałowcem w celu powstrzymania dżumy.

Analogia z dżumą jest zresztą ciekawa. Jak pisał profesor Antoni Kępiński, każda epoka ma swoją chorobę będącą „miss biologicznego lęku".

Czy słusznie tak bardzo boimy się grypy? Każdy specjalista chorób zakaźnych powie, że we współczesnym świecie jest wiele patogenów, bakterii i wirusów, które są znacznie bardziej groźne i śmiertelne niż grypa. Kiedy mówimy o zagrożeniach związanych z grypą, zawsze przywołujemy hiszpankę, szalejącą w Europie w 1918 roku grypę, która zabrała ze sobą miliony istnień. A jednak, jak twierdzi wielu epidemiologów, trudno porównywać wyniszczoną I wojną światową Europę i czasy, gdy ludzie nie mieli jeszcze kontaktu z żadną mutacją wirusów grypy, z naszą epoką.

Grypa ma jednak pewną marketingową przewagę nad innymi zagrożeniami – każdy z nas wie, że może na nią zachorować.

Z punktu widzenia przemysłu farmaceutycznego szczepionka na grypę jest produktem idealnym – potencjalnym odbiorcą jest cała populacja, w dodatku szczepienia należy powtarzać co sezon.

Swego dziecka nie szczepię

Dlaczego zadaje mi pani takie pytanie? Jeśli odpowiem, zacytuje to pani przecież w swoim artykule. No dobrze: nie szczepię swoich dzieci przeciw grypie. Uważam, że nie ma to sensu. Dlaczego? Bo na małe dzieci szczepionka nie działa. Ale tej odpowiedzi nigdy nie autoryzuję – denerwuje się jeden z moich rozmówców.

Jest jednym ze znanych medialnych ekspertów, jacy wypowiadali się na temat konieczności szczepień przeciwko grypie. Nieszczepienie własnych dzieci jest wstydliwą i intrygującą skazą na wizerunku propagatora szczepień i trudno się dziwić, że drążę temat. Dowiaduję się, że dr X zniechęcił się do szczepienia swych dzieci, studiując raport tzw. Cochrane Collaboration.

Ale fakt, że Cochrane Collaboration sceptycznie podchodzi do podawania dzieciom szczepionek przeciw grypie, to tylko część prawdy.

Cochrane Collaboration to utworzona przez brytyjskiego epidemiologa Archie Cochrane'a i ciesząca się powszechnym szacunkiem w świecie medycyny niezależna międzynarodowa organizacja non profit. Jej celem jest stwierdzenie w sposób obiektywny i oparty na faktach, czy jakaś procedura medyczna ma sens czy też nie.

Porównując wyniki kilkudziesięciu badań klinicznych dotyczących szczepień przeciwko grypie, naukowcy z Cochrane Collaboration doszli do wniosku, że korzyści płynące ze szczepień przeciwko grypie są przereklamowane – nie ma wyraźnego związku między skalą szczepień a na przykład mniejszą liczbą hospitalizacji z powodu powikłań pogrypowych. Po przeanalizowaniu materiału dotyczącego 3 milionów przebadanych osób stwierdzili też, że na sto osób nieszczepionych na infekcję grypopodobną zapadnie siedem, ale tylko jedna będzie miała grypę, którą powodują wirusy, jakie znajdują się w szczepionce sezonowej.

Pisząc o małej skuteczności szczepień przeciwko grypie, niezależni badacze nie szczędzili zgryźliwych uwag – uznali, że tak mizerne wyniki świadczące o skuteczności szczepionki są zapewne i tak bardziej optymistyczne niż rzeczywistość, bo badania kliniczne bywają manipulowane i często mają więcej wspólnego z marketingiem niż nauką. Zastanowiło ich też, dlaczego jest tak mało danych dotyczących powikłań po przyjęciu szczepionki, bardzo rzadkich, ale też bardzo groźnych, takich jak syndrom Guillian-Barre, neurologicznej choroby prowadzącej do paraliżu nerwów.

Za szczególnie zaskakujący uznali fakt, że chociaż nowe zalecenia WHO mówią o szczepieniu dzieci od szóstego miesiąca życia, to istnieje zaledwie jedno badanie, pochodzące sprzed 30 lat i oparte na grupie zaledwie 35 dzieci, dotyczące skutków ubocznych szczepionki.

I wreszcie – jak podkreśla Cochrane Collaboration, nie są znane długofalowe skutki przyjmowania szczepionki.

Istnieją też inne ciekawe badania na temat skuteczności szczepionki przeciwgrypowej, oparte na zależnościach matematycznych. Logicznie rzecz biorąc, skoro szczepionka ma chronić zwłaszcza grupy podwyższonego ryzyka, czyli na przykład osoby powyżej 65 lat, to powinny istnieć pewne statystyczne zależności, które to udowadniają.

Tymczasem na przykład we Włoszech, chociaż liczba osób w tym wieku, które poddają się szczepieniom przeciwko grypie, zwiększyła się z 5 do ponad 60 procent, to jednocześnie liczba zgonów w tej kategorii wiekowej nawet nieznacznie wzrosła.

Wiedza dość tajemna

Co jakiś czas wpada do mojego gabinetu wściekły pacjent, skarżąc się, że tak jak po szczepieniu to jeszcze nigdy nie chorował – napisał w swym blogu jeden z wrocławskich lekarzy, otwierając „niezależne badanie polskich internautów: jak wypadła szczepionka sezonowa".

Znakomita większość internautów odpowiada „nie szczepiłem się", co jest zgodne ze wszelkimi statystykami, według których przeciwko grypie szczepi się najwyżej 5 procent Polaków. Znacznie dziwniej wypadają odpowiedzi dotyczące reakcji po przyjęciu szczepionki.

12 procent internautów wybiera odpowiedź „zaszczepiłem się i nie chorowałem", co oczywiście nie mówi nam, ilu z nich nie chorowałoby, nawet gdyby szczepionki nie wzięło. Aż 7 procent wybiera odpowiedzi: „szczepiłem się i chorowałem jak co roku" albo „szczepiłem się i było fatalnie".

„Szczepiłem się dwa razy. Po szczepionce miałem potworną dwutygodniową grypę z powikłaniami i 40 stopni gorączki, a potem byłem zdrowy do następnego szczepienia. Gdy się nie szczepiłem, miałem zazwyczaj dwie zwykłe sezonowe grypy na jesieni i na wiosnę, gorączka 38, bez fajerwerków. Wolę te dwie niż taką masakrę po szczepionce raz do roku. Mój teść i matka mają tak samo" – napisał pod blogiem lekarza jeden z internautów.

Kiedy rozmawiam z ekspertami w dziedzinie chorób zakaźnych i szczepionek, przyznaję, że moje osobiste doświadczenie ze szczepionką przeciwko grypie jest mocno zniechęcające – w dwa tygodnie po jej przyjęciu zachorowałam tak ciężko, jak nigdy w życiu.

I ze zdziwieniem przekonuję się, że to żadnego z ekspertów nie dziwi. Wydają się wręcz traktować to jako sytuację najzupełniej banalną.

– Może miała pani pecha i trafiła na dość nieudaną francuską szczepionkę, która wywoływała mocne reakcje alergiczne – słyszę od jednego ze specjalistów. Inny mówi mi, że niewykluczone, iż źle reaguję na zawarte w szczepionce antybiotyki. Albo że szczepionka uaktywniła różne drzemiące w moim organizmie infekcje, co się niestety zdarza.

Słyszę też, że być może sekwencje wirusa, obecne w szczepionce, były niedostatecznie nieaktywne, co się też, niestety, zdarza. Gdy zaczynam protestować, że przecież powszechnie wiadomo, że w szczepionkach dostępnych w Polsce są wyłącznie martwe wirusy, słyszę, że informacja o zabitych wirusach jest pewnym uproszczeniem.

I wtedy już nie wiem, co myśleć. Zwłaszcza że znany z mediów specjalista mówi pobłażliwie, że tak naprawdę wiedzę o tym, jak działają szczepionki przeciw grypie, ma najwyżej kilkadziesiąt osób na całym świecie.

Co jest w tej strzykawce?

Czy, szczepiąc się przeciwko grypie sezonowej, możemy otrzymać zupełnie inną szczepionkę?

To pytanie wydaje się zupełnie absurdalne. Jednak odpowiedź brzmi: tak.

Przed kilku laty w Grudziądzu wybuchła afera nazwana przez media szczepieniem bezdomnych przeciw ptasiej grypie. W prywatnej przychodni o wdzięcznej nazwie Dobra Praktyka Lekarska podawano bezdomnym znajdującą się w fazie badań klinicznych szczepionkę przeciw wyjątkowo niebezpiecznej ptasiej grypie. Bezdomni inkasowali drobne kwoty i szczepili się przekonani, że dostają szczepionkę przeciw grypie sezonowej.

Eksperymentalną szczepionkę podano zresztą nie tylko bezdomnym. Kompletnie nieświadomi pacjenci przychodni, zapewniani przez życzliwy personel, że mogą skorzystać z przeciwgrypowej promocji, też brali udział w eksperymencie medycznym.

I tylko przypadek, bójka bezdomnych o pieniądze, podczas której interweniowała policja, zadecydował, że prawda wyszła na jaw.

Czy afera w Grudziądzu jest sprawą,  która zdarzyła się tylko raz i nigdy więcej?

Można się założyć o każde pieniądze, że jest inaczej. Lekarz będący właścicielem przychodni od lat prowadził badania kliniczne i cieszył się doskonała opinią. Gdyby nie przypadek, taką opinią cieszyłby się nadal.

Historia z Grudziądza to niezłe wprowadzenie do thrillera medycznego, ale są przykłady jeszcze bardziej spektakularne.

Kilka lat temu w Czechach sumienny laborant, który dostał partię szczepionek grypy sezonowej od koncernu Baxter, odkrył, że znajdują się w niej sekwencje wirusa ptasiej grypy. Też tylko przypadek zadecydował, że nie doszło do podania jej pacjentom.

Ta informacja, jak wiele innych, przemknęła prawie niezauważalnie w prasie. Reakcje koncernów farmaceutycznych na pytania dziennikarzy są zawsze takie same – uprzejmy list z podziękowaniami za zainteresowanie się tematem i zapewnienie, że pytania zostaną przekazane kompetentnej osobie.

Przymus byłby idealny

O wirusach grypy prof. Lidia Brydak może mówić w nieskończoność. Nie tylko dlatego, że jest to związane z jej pracą zawodową – jest kierownikiem zakładu badania wirusów grypy – Krajowego Ośrodka ds. Grypy w Narodowym Instytucie Zdrowia Publicznego. Jak lubi powtarzać, „grypa jest jej pasją, jej nieślubnym dzieckiem „.

– Zgłosiłam się do kardynała Kazimierza Nycza i poprosiłam, by księża z ambon propagowali sprawę zwiększenia wszczepialności – mówi prof. Brydak.

Jeszcze niedawno prof. Brydak, zwana w kuluarach apostołem szczepień, śmiało głosiła teorię, że zaszczepić powinni się praktycznie wszyscy. W tej chwili walczy, by szczepienia objęły przede wszystkim grupy podwyższonego ryzyka – dla ich własnego dobra oraz dobra społeczeństwa. Bo, jak mówi,  nie powinno marnować się pieniędzy podatników na leczenie osób, które nie szczepiąc się, upierają się, by chorować i mieć powikłania. Idealną sytuacją byłby przymus szczepień dla tej kategorii osób – jednak zapewne nie da się tego wprowadzić w warunkach demokracji, gdyż niektórzy uznaliby to za pogwałcenie praw człowieka

– Nie da się ukryć, że sprawie szczepień przeciwko grypie zaszkodził kryzys związany z tzw. pandemią świńskiej grypy – przyznaje smętnie prof. Brydak. – I dało to też, niestety, argumenty przeciwnikom szczepionek.

Ona sama w kwestii pandemii A/H1N1 rzeczywiście nie ma sobie nic do zarzucenia.

Gdy eksperci WHO wywierali presję na rządy, by zakupiły pandemiczną szczepionkę, również w Polsce rozegrała się zacięta, choć zakulisowa walka. Parę karier medycznych zostało zwichniętych. Ostatecznie jednak minister Ewa Kopacz wspierana przez prof. Brydak zadecydowała, że Polska szczepionek nie kupi, co okazało się jej najlepszą zawodową decyzją.

Ale chociaż popłynęliśmy pod prąd, to i tak nie ominie nas to, co prognozują społeczni eksperci. Kiedy następnym razem usłyszymy o pandemii, to chociaż nawet gdy będzie ona rzeczywista, możemy nie uwierzyć.

Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: AI. Czy Europa ma problem z konkurencyjnością?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Plus Minus
„Psy gończe”: Dużo gadania, mało emocji
Plus Minus
„Miasta marzeń”: Metropolia pełna kafelków
Plus Minus
„Kochany, najukochańszy”: Miłość nie potrzebuje odpowiedzi
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Plus Minus
„Masz się łasić. Mobbing w Polsce”: Mobbing narodowy