Widział, jak prowadzili Pileckiego pod ręce. Rotmistrz chciał iść sam. Poprosił, by na to pozwolili. Mały budynek, do którego zmierzali, stał za X Pawilonem. Weszli do środka, usłyszał jeden strzał. Potem zobaczył lekarza w wojskowym mundurze, który wszedł do budynku, by stwierdzić zgon. Tak po wielu latach Ryszard Mońko, zastępca naczelnika więzienia na Mokotowie, odtwarzał szczegóły egzekucji rotmistrza Pileckiego. Zapamiętany przez niego „lekarz w wojskowym mundurze" to Kazimierz Jezierski. Podpis porucznika doktora habilitowanego widnieje pod protokołem wykonania wyroku śmierci z 25 maja 1948 r.
Kiedy pod koniec lat 90. toczyła się w Polsce batalia o odebranie szczególnych uprawnień emerytalnych ludziom zatrudnionym w UB, pojawiały się przykłady sprzątaczek, które „tylko" ścierały krew. Jednak o lekarzach – którzy „tylko" doprowadzali ofiary przesłuchań do stanu umożliwiającego dalsze tortury – nikt nie wspominał.
Jak godzili przysięgę Hipokratesa z podpisywanym zobowiązaniem do utrzymania w ścisłej tajemnicy wszystkiego, cokolwiek było im wiadome z okresu pracy w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego? Gdzie stawiali sobie granice kompromisu w relacjach z aparatem przemocy, który wykorzystywał ich umiejętności w procesie brutalnego niszczenia ludzi? Czy w ogóle sobie te granice stawiali? Środowisko medyczne do dwuznacznej roli kolegów zatrudnionych w Ministerstwie Bezpieczeństwa Wewnętrznego nigdy się nie odniosło. Zdarzały się za to przypadki spektakularnych karier naukowych osób, które w życiorysie miały bliską współpracę z aparatem bezpieczeństwa w czasach stalinizmu.
Usta bez uśmiechu
Kazimierz Jezierski, rocznik 1914, twarz owalna, włosy ciemny blond, oczy piwne, sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. Na dołączonych do akt fotografiach uderza spokój i pewność siebie, choć usta nigdy się nie uśmiechają. Pochodził z lekarskiej rodziny. Ojciec, Zbigniew, jako trzydziestolatek przeszedł konwersję z wyznania mojżeszowego na katolicyzm. Młody Jezierski do żydowskich korzeni się już nie przyznawał.
Przed wojną uczęszcza do gimnazjum ks. Józefa Poniatowskiego w Warszawie, w 1932 r. zaczyna studia medyczne. Wydział lekarski ukończy we Lwowie już w roku 1940. Przebieg kariery zawodowej niezbyt oryginalny: 1940 – 1944 szpital św. Rocha w Warszawie, w tym samym czasie przychodnia w Babicach pod stolicą, od 1945 do 1947 r. asystent na oddziale chirurgicznym Szpitala Wolskiego. Nic, co by tłumaczyło napisane w czerwcu 1947 r. podanie: „Niniejszym uprzejmie proszę o zatrudnienie mnie w charakterze lekarza – chirurga więzienia w Mokotowie".
Co stało za tą decyzją? Być może strach. Dwa lata po wojnie Jezierski już raczej wie, że ojciec zginął w Katyniu. Młodszy brat Andrzej, wówczas nieco ponaddwudziestoletni – więzień Pawiaka, a następnie obozu koncentracyjnego – przebywa w Anglii. Kazimierz najpierw podaje jego adres, potem twierdzi, że nie utrzymuje z nim kontaktu.
Być może jednak Kazimierz Jezierski boi się o kogoś innego. Jego życiową partnerką jest słynna śpiewaczka Wiera Gran. Jezierski chroni ją przez całą wojnę. Ale po jej zakończeniu pojawiają się – niepoparte zresztą żadnymi dowodami – zarzuty, że Gran w getcie kolaborowała z nazistami. Biografka śpiewaczki Agata Tuszyńska pisze, że ta nie domyślała się powodów, dla których jej partner zatrudnił się na Rakowieckiej. Dopuszcza możliwość, że chciał chronić ukochaną w samym sercu instytucji, która przesądzała o winach i wyrokach.
Jedno jest pewne: w dokumentach Jezierskiego zachowanych w IPN nie ma śladu, by był szantażowany. Na Rakowieckiej kwitował wykonane wyroki śmierci. Oprócz rotmistrza Pileckiego, także m. in. członków IV Zarządu WiN: Łukasza Cieplińskiego, Adama Lazarowicza, Mieczysława Kawalca, Józefa Rzepki, Franciszka Błażeja, Józefa Batorego, Karola Chmiela.
Wolnościowi na Mokotowie
Jezierski był jednym z kilku tzw. lekarzy wolnościowych na kontrakcie w szpitalu więziennym na Mokotowie. Historyk i publicysta Tadeusz M. Płużański podaje, że pracowali tam także płk dr Maksymilian Kasztelański, przeniesiony później do Wrocławia, płk dr Ludwik Garmada, żołnierz powstania warszawskiego, a także dermatolog Stefania Jabłońska. Oprócz nich szpital zatrudniał doraźnie aresztantów.