To różnica realna, przemawiająca na niekorzyść chilijskiego generała, nawet jeśli uznać – jak mówią jego zwolennicy – że były to nieuniknione ofiary wojny sprawiedliwej.
A co z podobieństwami, choćby i powierzchownymi? Obaj puczyści przejęli pełnię władzy w swoich krajach, gdy były one w dramatycznej sytuacji, gdy przed sklepami z żywnością ustawiały się monstrualne kolejki, gdy raz po raz wybuchały strajki, a wzburzenie społeczne sięgało zenitu. Oba państwa były wtedy zniszczone przez lewicę, przez socjalistyczny eksperyment upaństwowionej gospodarki, urzędowo regulowanych cen i gnębienia prywatnego biznesu zarówno administracyjnymi, jak i fiskalnymi metodami. Jeden i drugi kraj był zadłużony po uszy, ale nie był w stanie spłacać długów, choć dysponował cennymi bogactwami mineralnymi. Wiadomo – jeśli wprowadzi się socjalizm na Saharze, to zabraknie tam piasku...
I w Polsce, i w Chile za pomocą kontrolowanych przez państwo mediów i szkolnictwa budowano „nowe społeczeństwo socjalistyczne" oparte na nieufności do tradycji, wolnego rynku i religii. Wszystko pod okiem pilnujących ideologicznej czystości „doradców" z niedalekiej zagranicy, których z kolei pilnował KGB.
Teraz o różnicach. Augusto Pinochet przeprowadził zamach stanu, aby uratować swój kraj przed komunizmem i sowieckimi wpływami. Wojciech Jaruzelski – wręcz przeciwnie, aby zapobiec obaleniu komunizmu i utrzymać zależność od potężnego sąsiada.
Jaruzelski realizował kolejne etapy socjalistycznych „reform", a gdy bieda zaczynała piszczeć, wysyłał w teren wojskowych inspektorów, aby w zakładach pracy szukali niegospodarności i marnotrawstwa – domniemanych przyczyn „przejściowych trudności w zaopatrzeniu". Stan wojenny nie miał bowiem na celu naprawy państwa i likwidacji absurdalnych zasad ekonomii socjalistycznej, ale wręcz przeciwnie – był zmilitaryzowaną formą komunizmu.
Pinochet wyznaczył sobie cel, aby „zamienić Chile z kraju proletariuszy w kraj wolnych przedsiębiorców". Sprowadził grupę ekonomistów, absolwentów Uniwersytetu Chicagowskiego. W warunkach dyktatury w ciągu kilku lat Chicago Boys wprowadzili radykalne reformy zgodnie z receptą wolnorynkowego ekonomisty i laureata Nobla Miltona Friedmana. Podatki obniżono, państwowe monopole zlikwidowano, znacjonalizowane firmy wróciły do właścicieli, a towary do sklepów.
Obaj generałowie odeszli ze stanowisk w podobny sposób, na własnych warunkach, widząc, że dłużej tak rządzić się nie da. Ale i tu różnic jest chyba więcej niż podobieństw. Jaruzelski nie planował oddania władzy. Zwrócić Polskę Polakom musiał, bo była w gospodarczej ruinie, a gwarantujący jego pozycję patroni z Moskwy zaczęli tracić wpływy.