Podzielmy się na demokratów i republikanów – powiedział pewien działacz „Solidarności" optując w roku 1990 za aksamitnym rozwodem antypeerelowskiej opozycji. To wezwanie szybko się upowszechniło.
Podział nastąpił, w mało aksamitnym stylu. Ale ani nie wykształciły się w Polsce, na wzór Ameryki, dwie dominujące partie z rodowodem solidarnościowym. Ani też nie przeszczepiono na polski grunt tych ról społecznych, jakie tam odgrywają republikanie i demokraci.
Wielu polskich komentatorów, a czasem i polityków, sobie z tym radzi. Fundując nam bal maskowy.
Oni mają Foksa
Z łam prawicowych pism przemawiają do nas polscy „republikanie", zgadzający się, że prezydent Barack Obama to „trockista". Dlaczego? A dlatego, że zafundował Ameryce „socjalistyczną" reformę ubezpieczeń zdrowotnych. Miotając inwek- tywy rodem z propagandowych broszurek najbardziej wyrazistych republikanów, ci imitatorzy nie zauważają, że nawet po tej reformie amerykańska służba zdrowia pozostaje bardziej rynkowa niż europejska. I że oni sami w Polsce kochają Jarosława Kaczyńskiego, który przestrzega przed traktowaniem usług medycznych jak towaru. Co dla amerykańskiego konserwatysty byłoby horrendum.
Inny przykład: prawicowe media chętnie powtarzały ostatnio tyrady Newta Gingricha, jednego z kandydatów do republikańskiej nominacji, przeciw dziennikarzom. To z jednostronnej sympatii do Obamy mieli oni wywlekać byłemu spikerowi Izby Reprezentantów trzy małżeństwa i dawne kłopoty z nieskazitelnością.
Rozumiem proste skojarzenia z polskimi realiami – pewien przechył świata mediów w lewicową stronę to obrazek typowy dla wielu krajów, w tej liczbie i USA. Ale wizja zaszczutego Gingricha nie ma wiele wspólnego z tym, co realnie dotyka polskiej prawicy: finansowo biednej, pospychanej do wszelkich możliwych narożników. Swoje straty wśród dziennikarzy czy artystów Partia Republikańska rekompensuje sobie choćby różnorakimi więzami biznesowymi. Jest partią establishmentu, dysponuje wszystkim, łącznie z telewizją Fox News. U nas biznes jest zaś z wielu powodów do bólu antyprawicowy.
Wszystkie te pozorne wspólnoty i analogie opierają się na sympatiach i sentymentach, wzmacnianych kluczową rolą, zwłaszcza Ronalda Reagana, w rozmontowaniu systemu komunistycznego. To w sumie nieszkodliwa, choć intelektualnie jałowa maskarada.
Więcej racji miał jednak Adam Bielan, który jeszcze jako rzecznik PiS udzielił mi wywiadu na temat swoich wypraw w świat amerykańskiej polityki, było to świeżo po partyjnych konwencjach w 2008 roku. – PiS to trochę amerykańscy republikanie (asertywna polityka zagraniczna, walka z przestępczością, rygoryzm obyczajowy), a trochę demokraci (bardziej prospołeczny stosunek do rynku) – tłumaczył Bielan. Jest to jednak nauka zbyt trudna.
Naturalnie elementy takiej maskarady widzimy i po drugiej stronie. „Gazeta Wyborcza" od lat podgryzała polską mitologię Reagana, choć jej stosunek do wielu kwestii (na przykład uprawnień ruchu związkowego) była podobniejsza do stanowiska tego wolnorynkowego twardziela niż jego krytyków. W tym przypadku decydowała z kolei niechęć do antykomunistycznej symboliki. Dziś skolonizowana przez „Krytykę Polityczną", redakcja z Czerskiej jest w swoich dąsach na republikańską prawicę bardziej autentyczna.
Obok maskarady pojawia się coś jeszcze. W środowiskach kultywujących wolnorynkową wiarę tęsknota za amerykańskim modelem politycznego podziału jest autentyczna. W przeciwieństwie do okołopisowskich „republikanów" ci ludzie wiedzą, jak wygląda prawda. Oni dla odmiany skłonni są przedstawiać polską scenę jako ułomną, a polską prawicę jako „pobożną lewicę" lub bezprogramowy obóz walczący o władzę.
Wyglądając Thatcher
Od „Najwyższego Czasu" po autorów bliższych mainstreamowi, oni sami tęsknią do jednoznaczności typowej dla czasów Reagana czy – sięgając europejskiego podwórka – Margaret Thatcher. Podczas debaty w „Rzeczpospolitej" na temat polskiej prawicy i jej stosunku do wolnego rynku (której fragmenty publikujemy w tym numerze „Plusa Minusa" – red.), Andrzej Sadowski, szef Centrum im. Adama Smitha, cytował z aprobatą Reaganowską ocenę szwedzkiego lewicowego premiera Olofa Palmego: to komunista.
Sadowski uniknął wdawania się w rytualną dyskusję, czym jest, a czym powinna być w Polsce prawica. Ona jest stara, ale mało twórcza. Trudno się nie zgodzić z socjologiem Tomaszem Żukowskim: prawicowy szyld to tylko logo, pod który historia podkłada różne treści. Tym niemniej tęsknota za formacją Reaganowską, będącą syntezą prawicowości: światopoglądowej i ekonomicznej, to stały element naszej debaty. Na ile sensowny, na ile realny?
Naród ryzykantów
Już Alexis de Tocqueville zadawał w latach 20. wieku XIX pytanie, dlaczego Amerykanie tak lubią zmiany, a nienawidzą rewolucji. I odpowiadał, że tak wielu z nich posiada coś swojego, co bardzo chce pomnożyć i czego utraty nie chce ryzykować. „Jest to naród posiadaczy skromnych fortun". W roku 1906 ekonomista Werner Sombart pytał, dlaczego w Ameryce nie istnieje socjalizm? Dlatego, że socjalistyczne utopie wyłamują sobie zęby na kawałku pieczeni i na szarlotce, odpowiadał sam sobie.