Dlaczego Stanisław Cat-Mackiewicz, jeden z największych antykomunistów Polski, opuścił w 1956 roku Londyn i przyjechał do PRL?
Jerzy Jaruzelski:
Aktualizacja: 02.06.2012 09:12 Publikacja: 02.06.2012 09:10
Foto: materiały prasowe
Dlaczego Stanisław Cat-Mackiewicz, jeden z największych antykomunistów Polski, opuścił w 1956 roku Londyn i przyjechał do PRL?
Jerzy Jaruzelski:
On chciał wrócić do kraju od dłuższego czasu. Korespondował w tej materii ze swoimi przyjaciółmi. Między innymi z zapomnianym dziś już Aleksandrem Bocheńskim, tym od wydanych czterokrotnie „Dziejów głupoty w Polsce". Wcześniej, w 1947 roku, sondował już w tej sprawie starego wileńskiego znajomego Jerzego Putramenta, który był wówczas ambasadorem PRL w Paryżu. Potem jednak zaczęła się stalinowska noc i o powrocie nie było mowy. Gdy w 1956 roku rozpoczęła się w Polsce odwilż, nastąpiły istotne zmiany, postanowił skorzystać z okazji.
Ale dlaczego chciał przyjechać do PRL?
Tutaj żyły jego córki oraz jego żona. I niezależnie od tego, jak im się układało, rodzina na niego czekała. Czynnik familijny nie był jednak decydujący. Mackiewicz był pisarzem polskim. I chciał pisać w Polsce dla Polaków. Na emigracji nie miał tytułu prasowego, na którego łamach mógłby toczyć swoje polityczne boje. Próba zrobienia pisma „Lwów i Wilno" zakończyła się niepowodzeniem. Wszedł w konflikt z redaktorem naczelnym „Wiadomości" Mieczysławem Grydzewskim, co zamknęło dla niego łamy tego pisma. Szukał wprawdzie oparcia wśród Polonii amerykańskiej, ale jedynym pismem, z którym mógł współpracować, pozostała paryska „Kultura". Mackiewicz wydawał więc kolejne broszury, które miały bardzo ograniczony zasięg.
Mackiewicz był człowiekiem, który musiał zjeść dziennie „gotowaną kurę i popić to dwoma butelkami wina". Lubił też kobiety, co także wymaga sporych nakładów. A w Londynie mu się nie przelewało. Czy o wyjeździe nie zadecydowały względy materialne?
Może przesadą jest stwierdzenie, że klepał w Londynie biedę, ale rzeczywiście nie mógł tam żyć na stopie odpowiadającej jego oczekiwaniom.
Według dokumentów komunistycznych podczas negocjowania swojego wyjazdu wziął od pracowników ambasady PRL 1000 funtów.
Kilka lat temu córka Mackiewicza otrzymała z IPN pismo, które wskazywało, że w archiwach nie znajdują się żadne materiały, które by potwierdzały podobne przypuszczenia. Na pewno jednak pracownicy ambasady PRL stosowali wobec Mackiewicza różne ciemne chwyty. Na czele ze słynnym dziś w Niemczech Marcelem Reich-Ranickim, który roztaczał wokół Mackiewicza pajęczynę jako agent... już nie wchodźmy czyj... Gdy swego czasu pracowałem w „Życiu Warszawy", Ranicki kręcił się po korytarzach. Wszyscy go omijali.
Ranicki był wówczas oficerem UB.
Myślę, że wyżej... W sprawie Mackiewicza odegrał on rolę ewidentnie prowokacyjną.
Wróćmy do motywów powrotu Cata.
On czuł się na emigracji osamotniony. Był w konflikcie z prezydentem Augustem Zaleskim. W III wojnę światową, w przeciwieństwie do wielu innych emigrantów, nie wierzył. Mackiewicz uważał więc, że rola politycznej emigracji się wyczerpała. Uważał, że na to, iż Ameryka wyzwoli Polskę, nie ma co liczyć. Że trzeba prowadzić politykę realną. Opisał to dość szczegółowo przed wyjazdem w „Kulturze".
Odkąd ujawniono dokumenty komunistyczne na temat jego powrotu, przeciwko Catowi wysuwane są bardzo poważne oskarżenia, m.in., że stał się komunistycznym agentem. Za pieniądze otrzymane od UB miał wydać jedną ze swoich broszur „Od małego do wielkiego Bergu", w której atakował część emigracji.
Przypominam, że Mackiewicz pisał o Bergu znacznie wcześniej, zanim wydał tę broszurę. A publikacje, o których pan mówi, to produkt pewnego pisarstwa, które jest u nas ostatnio bardzo modne. Polega ono na gonieniu za sensacją. To tabloidyzacja.
Ale zachowały się przecież dokumenty, które to wszystko dokładnie opisują.
Dając wiarę tym dokumentom, dajemy wiarę ubekom. Bezkrytycznie.
A gdyby w 1956 roku Mackiewicz zwrócił się do pana i zapytał o radę: wyjeżdżać do PRL czy nie?
Nie śmiałbym mu doradzać. Ale z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że decyzja o powrocie była chyba jedynie słuszna. Napisał bowiem i wydał w PRL wiele wspaniałych książek, które na emigracji by się nie mogły ukazać, a już na pewno nie dotarłyby do tylu odbiorców. Nie uważam więc, żebyśmy mieli prawo go sądzić.
Wiele osób, które go wcześniej bardzo szanowało, po opublikowaniu dokumentów, ocenia go bardzo surowo.
Zacytuję samego Mackiewicza. Zdanie, które opublikował w roku 1938. Było to wtedy, gdy do kraju sprowadzone zostały prochy króla Rzeczypospolitej Stanisława Augusta. Pochowano go w kościele w rodzinnym Wołczynie. Poprzedziła to jednak dzika awantura, w której szereg osób twierdziło, że monarcha nie zasłużył na porządny pochówek. Stanisław Mackiewicz wystąpił wtedy zdecydowanie po stronie króla. Panowie – napisał – bądźcie dla tego króla wyrozumiali, nie bądźcie tacy pyszni. Zobaczymy jeszcze, na jaki pogrzeb wy zasłużycie.
Jerzy Jaruzelski, historyk i biograf Stanisława Cata-Mackiewicza. Autor „Mackiewicz i konserwatyści" (1976), „Stanisław Cat-Mackiewicz 1896 – 1966 Wilno Londyn Warszawa" (1987 i 1994)
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Dlaczego Stanisław Cat-Mackiewicz, jeden z największych antykomunistów Polski, opuścił w 1956 roku Londyn i przyjechał do PRL?
Jerzy Jaruzelski:
Czy Europa uczestniczy w rewolucji AI? W jaki sposób Stary Kontynent może skorzystać na rozwiązaniach opartych o sztuczną inteligencję? Czy unijne prawodawstwo sprzyja wdrażaniu innowacji?
„Psy gończe” Joanny Ufnalskiej miały wszystko, aby stać się hitem. Dlaczego tak się nie stało?
W „Miastach marzeń” gracze rozbudowują metropolię… trudem robotniczych rąk.
Spektakl „Kochany, najukochańszy” powstał z miłości do twórczości Wiesława Myśliwskiego.
Bank zachęca rodziców do wprowadzenia swoich dzieci w świat finansów. W prezencie można otrzymać 200 zł dla dziecka oraz voucher na 100 zł dla siebie.
Choć nie znamy jego prawdziwej skali, występuje wszędzie i dotyka wszystkich.
Czy prawo do wypowiedzi jest współcześnie nadużywane, czy skuteczniej tłumione?
Z naszą demokracją jest trochę jak z reprezentacją w piłkę nożną – ciągle w defensywie, a my powtarzamy: „nic się nie stało”.
Trudno uniknąć wrażenia, że kwalifikacja prawna zdarzeń z udziałem funkcjonariuszy policji może zależeć od tego, czy występują oni po stronie potencjalnych sprawców, czy też pokrzywdzonych feralnym postrzeleniem.
Niektóre pomysły na usprawnienie sądownictwa mogą prowadzić do kuriozalnych wręcz skutków.
Hasło „Ja-ro-sław! Polskę zbaw!” dobrze ilustruje kłopot części wyborców z rozróżnieniem wyborów politycznych i religijnych.
Ugody frankowe jawią się jako szalupa ratunkowa w czasie fali spraw, przytłaczają nie tylko sądy cywilne, ale chyba też wielu uczestników tych sporów.
Współcześnie SLAPP przybierają coraz bardziej agresywne, a jednocześnie zawoalowane formy. Tym większe znacznie ma więc właściwe zakresowo wdrożenie unijnej dyrektywy w tej sprawie.
To, co niszczy demokrację, to nie wielość i różnorodność opinii, w tym niedorzecznych, ale ujednolicanie opinii publicznej. Proponowane przez Radę Ministrów karanie za „myślozbrodnie” to znak rozpoznawczy rozwiązań antydemokratycznych.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas