Reklama
Rozwiń

Trzy oblicza zdrady

Cynizm Branickiego, naiwność Potockiego i doktrynerstwo Rzewuskiego stworzyły Targowicę. Największym grzechem wodzów konfederacji, który zawiódł ich do politycznego piekła, była jednak niewiarygodna megalomania

Publikacja: 16.06.2012 01:01

Triumwirowie Targowicy: Franciszek Ksawery Branicki

Triumwirowie Targowicy: Franciszek Ksawery Branicki

Foto: Foka/Forum

Targowiczanie schodzili z politycznej sceny w poczuciu doznanej krzywdy. Nie chcieli przecież zagłady Rzeczypospolitej. Pragnęli jedynie przywrócić jej dawny – idealny z punktu widzenia oligarchów – kształt ustrojowy. Sygnatariusze aktu z 14 maja 1792 roku oraz wszyscy przystępujący do konfederacji musieli złożyć przysięgę: „Na oderwanie najmniejszej części kraju pozwalać nie będę". Żale targowiczan najłatwiej byłoby skomentować arcypolskim porzekadłem o dobrych intencjach, którymi wybrukowane jest piekło. Opinia, że zrobiono z nich kozły ofiarne, ma jednak pewne uzasadnienie. Gdyby równie surowe kryteria zastosować do oceny wszystkich ówczesnych polityków, na ławie oskarżonych znalazłaby się znaczna część (jeśli nie większość) naszej XVIII-wiecznej elity.

Droga wiodąca do Targowicy została solidnie przetarta już w czasach potopu. Podążali nią również królowie. Jan Kazimierz, chcąc przeprowadzić monarchiczny zamach stanu, kołatał o militarną pomoc w Wersalu. Stanisław Leszczyński nie zawahał się przyjąć korony z rąk szwedzkich okupantów, a za utrzymanie się na tronie gotów był płacić polskimi prowincjami. Stanisław August przywdział purpurę dzięki carskim sołdatom, ciasnym pierścieniem otaczającym Warszawę.

Targowiczanie w gruncie rzeczy mieli Rosję w głębokiej pogardzie. Wyobrażali sobie, że Katarzyna rzuci na zachód stutysięczną armię tylko po to, by oni mogli urządzić Rzeczpospolitą według swego widzimisię. Tymczasem byli zaledwie pionkami w grze, której stawką było upokorzenie króla i ukaranie Polaków za próbę wybicia się na niepodległość. Trudno też nazwać ich altruistami. Górnolotne frazy o obronie zagrożonej wolności tworzyły zasłonę dla uprawiania prywaty (rekordy hipokryzji bił pod tym względem Seweryn Rzewuski). Kim byli ludzie, których amerykański historyk Robert H. Lord nazwał „wcieleniem najgorszych wad dawnej Polski"?

Awanturnik

Od prostego szlachcica do hetmana i jednego z największych magnatów. Taka kariera w dawnej Rzeczypospolitej była rzadkością. Franciszek Ksawery Branicki herbu Korczak mógłby stanąć w jednym szeregu z Janem Zamoyskim i Stefanem Czarnieckim. Mógłby, gdyby z jego działalności wynikło coś dobrego dla kraju. Odwagi, energii i militarnego talentu nie odmawiali mu nawet przeciwnicy. Ostatniemu polskiemu królowi akurat tych cech brakowało, więc nic dziwnego, że młody Branicki stał się jego prawą ręką i powiernikiem. Poznali się w Petersburgu, gdzie Poniatowski (wówczas jeszcze skromny stolnik) smalił cholewki do przyszłej carycy Katarzyny. Branicki nieraz wyciągał przyjaciela z opresji, osłaniał go własnym ciałem i szablą na niesławnym sejmie z 1762 i rok później w Wilnie, gdy posiedzenie Trybunału Litewskiego przekształciło się w regularną bitwę z partią radziwiłłowską. Po wyborze nowego króla dowodził wojskiem, które do spółki z Rosjanami przegnało z kraju przywódców opozycji.

Stanisław August umiał okazać wdzięczność. Branicki szybko obrastał w tytuły, stanowiska, dobra i ordery. O interesy brata dbała też, często goszcząca w monarszym łożu, Elżbieta Sapieżyna. Dusza awanturnika, która w młodości zawiodła Branickiego na pola bitew wojny siedmioletniej, wciąż jednak dawała znać o sobie. W 1766 roku omal nie postradał życia w bezsensownym pojedynku z bawiącym przejazdem w Warszawie weneckim amantem Casanovą. Poszło o tancerkę, która dzieliła swe względy między obu panów. Łatwiejszą przeprawę ulubieniec króla miał z konfederatami barskimi, domagającymi się detronizacji jego patrona i wycofania z kraju wojsk rosyjskich. Płomień buntu, zduszony w jednym miejscu, odradzał się jednak w następnych. Katarzyna straciła cierpliwość. Branicki, wysłany z misją dyplomatyczną do Petersburga, ostrzegał, że jeśli Stanisław August szybko nie dogada się z rosyjskim ambasadorem, dojdzie do rozbioru. Miał rację. W Paryżu z kolei przekonał się, że los Polski jest kompletnie obojętny Europie.

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Podcast „Posłuchaj Plus Minus”: Przereklamowany internet
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Joanna Opiat-Bojarska: Od razu wiedziałam, kto jest zabójcą
Plus Minus
„28 lat później”: Memento mori nakręcone telefonem
Plus Minus
„Sama w Tokio”: Znaleźć samą siebie
Plus Minus
Michał Kwieciński: Trzy lata z Chopinem