Reklama
Rozwiń

Na granicy polsko-chińskiej...

Rządzący i rządzeni w PRL oglądali się na Pekin – ten jednak nie kwapił się do szukania w Polakach sojuszników przeciw ZSRR

Publikacja: 07.07.2012 01:01

Red

Rządzący i rządzeni w PRL oglądali się na Pekin – ten jednak nie kwapił się do szukania w Polakach sojuszników przeciw ZSRR

Jak wiadomo, po II wojnie światowej nowy system w Polsce został zainstalowany z woli Józefa Stalina i przy decydującej roli Armii Czerwonej. Była to rewolucja importowana zza wschodniej granicy, przyniesiona na radzieckich bagnetach, podobnie zresztą jak niemal we wszystkich państwach Europy Środkowo-Wschodniej, w których z czasem komuniści przejęli władzę. Polacy nieco inaczej patrzyli więc na ogół na tych przywódców komunistycznych, którzy we własnych krajach sami zdobywali władzę w wyniku dokonujących się tam rewolucji inspirowanych za każdym razem czynnikami wewnętrznymi.

Kimś takim na przełomie lat 50. i 60., gdy zdobywał i umacniał władzę na Kubie, był Fidel Castro, którego często postrzegano wówczas u nas (i nie tylko) jako romantycznego rewolucjonistę: dla młodszych pokoleń jest starym, schorowanym satrapą, który dał się swojej ojczyźnie mocno we znaki. Gdy jednak przed wielu laty odwiedzał Polskę, paląc swoje wielkie cygara, wzbudzał olbrzymie emocje. Był młody, jeszcze szczupły, i miał wielką charyzmę, wynikającą po części właśnie z legendy prawdziwej rewolucji, nie narzuconej z zewnątrz przez Sowietów, tylko dokonanej samodzielnie, i to w dodatku pod nosem Wuja Sama.

Pozostało jeszcze 83% artykułu

Dostęp na ROK tylko za 79zł z Płatnościami powtarzalnymi BLIK

Jak zmienia się Polska, Europa i Świat? Wydarzenia, społeczeństwo, ekonomia i historia w jednym miejscu i na wyciągnięcie ręki.
Subskrybuj i bądź na bieżąco!
Plus Minus
Gość „Plusa Minusa” poleca. Joanna Opiat-Bojarska: Od razu wiedziałam, kto jest zabójcą
Plus Minus
„28 lat później”: Memento mori nakręcone telefonem
Plus Minus
„Sama w Tokio”: Znaleźć samą siebie
Plus Minus
Michał Kwieciński: Trzy lata z Chopinem
Plus Minus
„The Alters”: Klon to za ciebie zrobi